Sztuka, której nie ima się czas
A i sama placówka nadrabia „zaległości”. Od 24 kwietnia otwarte zostały cztery nowe wystawy czasowe. Szczególnej uwadze polecam spotkanie ze sztuką rzeźbiarki Antoniny Wysockiej-Jonczak i malarki Małgorzaty Łady-Maciagowej. Te dwie wyjątkowe kobiety łączy przede wszystkim ogromna wrażliwość, szlachetność i wysoka jakość spuścizny artystycznej. Zachęcając do odwiedzenia wystawy prac A. Wysockiej-Jonczak, otwartej 11 maja, jej kurator Danuta Michalec podkreśla, że tytuł - „Wspomnienie” - nawiązuje do pierwszej wystawy. Odbyła się ona w 2009 r. z udziałem artystki. Otwarcie obecnej wystawy zbiegło się z dziesiątą rocznicą jej śmierci. Gościła na nim siostra artystki - Teresa Wysocka, również rzeźbiarka. - Pani Antonina urodziła się w 1942 r. w Wilnie. Po repatriacji rodziny na Pomorze skończyła liceum plastyczne w Szczecinie, po czym wyjechała na studia do Warszawy. Wybrała rzeźbę. Jej mistrzem był prof. Marian Wnuk. W latach 90 rodzice artystki, chcąc być bliżej córki, kupili dom w Kotuniu, gdzie z biegiem lat zamieszkała również A. Wysocka-Jonczak.
W Kotuniu pochowani są zarówno jej rodzice, ona, jak również jej syn Albert, który zmarł, wchodząc w dorosłe życie, po długiej walce z chorobą – mówi D. Michalec, charakteryzując drogę życiową i artystyczną A. Wysockiej-Jonczak i związki z tą częścią Mazowsza. Jak dodaje, ponieważ rzeźbiarka współpracowała przy tworzeniu wystawy w 2009 r., pracownicy siedleckiego muzeum dobrze ją pamiętają.
– Tak się szczęśliwie składa, że na wystawie prezentujemy prace z różnych etapów twórczości, zarówno pierwsze dzieła: w jednej z gablot można m.in. obejrzeć medal jej autorstwa poświęcony Festiwalowi Amatorskich Chórów Ludowych, który powstał jeszcze w czasie studiów, poprzez pracę dyplomową pt. „Ludzie” z 1966 r., jak i dwie rzeźby z 2011 r. uznawane za ostatnie, które wyszły spod dłuta artystki – zaznacza D. Michalec. Jak wyjaśnia, zestaw prac, które powstały „pomiędzy”, jest zróżnicowany, co dowodzi jej wielkiej otwartości. – Lubiła twarde materiały: odkuwała w kamieniu, rzeźbiła w twardych drewnach – dębie i mahoniu, tworzyła rzeźby odlane w metalu – zaznacza.
W centrum – człowiek
Już pobieżne spojrzenie na zebrane w trzech muzealnych salach prace A. Wysockiej-Jonczak pozwalają zauważyć, że w centrum jej uwagi zawsze był człowiek. Zwłaszcza ten wciągnięty w wir historii, z którego nie ma powrotu. W Siedlcach można obejrzeć dwa monumentalne, cenione dzieła – to kilkuelementowe kompozycje w drewnie: „Hiroszima” z 1969 r., upamiętniająca ofiary bomby atomowej, oraz „Wygnani” z 1968 r., w którym szczególnej wymowy nabierają rzeźby stóp. Uwagę przyciąga powtarzający się w wielu pracach motyw dziecka – to ujęcie, które kojarzy się z początkiem życia, bardzo poruszające. Odlew główki małego chłopca przypomina natomiast o stracie syna Alberta.
– Rzeźbiarka w bardzo specyficzny sposób, formami przestrzennymi, nazwała różne zjawiska i problemy w życiu człowieka – tłumaczy D. Michalec, odpowiadając na pytanie o charakterystyczne dla A. Wysockiej-Jonczak ujęcie tematu w formie dwóch połówek – uzupełniających się bądź będących jakby lustrzanym odbiciem.
O dorobku 40 lat pracy artystki dużo mówią także prezentowane na wystawie wycinki prasowe. Można też przyjrzeć się wielkoformatowym zdjęciom prac rzeźbiarskich, które zostały w przestrzeniach m.in. Berlina czy Warszawy. – A. Wysocka-Jonczak była jednym z sześciu artystów zaproszonych do konkursu na upamiętnienie katastrofy smoleńskiej na Powązkach. Jej projekt nie wygrał, ale pozostał. Mamy też plansze związane z projektem ustawienia krzyża na placu celebry, gdy do Polski po raz pierwszy miał przyjechać Jan Paweł II – dopowiada komisarz wystawy.
Kraków w Siedlcach
„Krakowskie Planty w twórczości Małgorzaty Łady-Mąciagowej” to temat ekspozycji umieszczonej na parterze, tuż przy wejściu do muzeum. – Czujemy się w obowiązku propagowania twórczości malarki wywodzącej się z Siedlec, ponieważ mamy największą w Polsce kolekcję jej dzieł – ok. 360. „Planty” to cykl obejmujący 18 prac: 15 w podobnym formacie i trzy większe kompozycje. Do tego są szkice wykonane przez M. Ładę-Maciągową na bloczkach receptowych męża, który był lekarzem wojskowym. Co ciekawe, wykonywała je na tej części recepty, która opatrzona jest z drukiem informującym, gdzie przyjmuje lekarz Adam Maciąg, podczas gdy odwrotna część jest czysta – wyjaśnia D. Michalec.
Podkreśla, że ten etap twórczości malarki poprzedził okres, w którym na rodzinie Maciągów cieniem położyły się wydarzenia wojenne. – Małżeństwo Małgorzaty i Adama było bardzo szczęśliwy. W 1939 r. lekarz wojskowy A. Maciąg – chociaż był już w stanie spoczynku – został oddelegowany do pracy w jednym z krakowskich szpitali, a podczas kampanii wrześniowej wraz z pacjentami ewakuowany na Lubelszczyznę. Wzięty do niewoli przez Armię Czerwoną był notowany jako jeniec obozu w Starobielsku. Zginął w Charkowie wraz z synem – studentem drugiego roku medycyny. Małgorzata przeżyła załamanie nerwowe. Przyjaciele i rodzina zachęcali ją do powrotu do twórczości. Z dobrym skutkiem – dopowiada.
Lato w muzeum
Wpatrując się w kipiące bogactwem barw obrazy, na których główną rolę gra parkowa zieleń, łatwo wczuć się w klimat krakowskich plantów. – Duże kompozycje datowane są na lata 1954-55 r. M. Maciągowa była już wtedy starszą panią. Mieszkała nieopodal plant – terenu parkowego, który powstał na terenie murów obronnych otaczających stary Kraków wyburzonych na początku XIX w. Maciągowa – domyślam się – siadywała z małymi bloczkami recept na ławeczce i podpatrywała toczące się tutaj życie, co potwierdzają tytuły jej prac, np. „Wycieczka”, „Mleczarka” czy „Chuligan”. Niektóre ze scenek rodzajowych utrwalonych w postaci szkicu niemal żywcem przeniesione zostały potem do dużych kompozycji wykonanych pastelami – D. Michalec podpowiada, w jakim kluczu patrzeć na zebrane na wystawie prace. Jak mówi, pierwsza monografistka twórczości artystki Grażyna Piłatowicz-Garstecka zwróciła uwagę, że planty są kompozycjami symbolicznymi. W wiosennych, pełnych słońca ujęciach malarka przedstawia zwykle młodych ludzi, na kompozycjach z jesiennymi liśćmi uwidacznia siedzących na ławkach seniorów.
Muzeum czeka
Zachęcając do odwiedzenia wystaw, D. Michalec zauważa, że widać głód spotkania ze sztuką. Do wysokiej frekwencji odwiedzin w muzeum w maju i czerwcu doszły liczne grupy szkolne. – Oferta, jaką przygotowaliśmy, jest bogata oraz różnorodna – w sam raz na wakacje. Przez całe lato czynne będą również wystawy: „Wielkie ssaki epoki lodowcowej” oraz „Motocykle i Siedlce. Zarys historii motoryzacji w Siedlcach”. Liczymy, że obejrzą je nie tylko mieszkańcy Siedlec i okolic, ale też turyści, dla których nasze miasto będzie przystankiem w drodze np. nad Bug, jak i goście odwiedzający je w trakcie urlopu – mówi D. Michalec.
LI