Sztuka w ogniu
W skład grupy wchodzą osoby w różnym wieku: od gimnazjalistów po studentów. Specjalizują się w chodzeniu na szczudłach, żonglerce ogniowej i ledowej (z użyciem m.in. poi, wachlarzy, kija, hula- hop), a także w autorskich spektaklach teatralnych z wykorzystaniem mowy ciała, światła i cienia. Założycielką i instruktorką działającego przy Bialskim Centrum Kultury im. B Kaczyńskiego teatru jest Sylwia Zdunkiewicz. - Skąd wziął się pomysł? Zajmowałam się ogniem w warszawskiej grupie teatralnej. Po prostu bardzo mi się to podoba, bo łączy w sobie taniec, muzykę i teatr uliczny - przyznaje założycielka. Nazwa teatru też została wymyślona przez nią - jako odpowiedź na nudę, czyli antidotum. Początki działania grupy okazały się trudne. Artyści sami przygotowywali przyrządy do ćwiczeń. - Było tylko to, co ja miałam. Później robiliśmy sprzęt z łańcuchów i szmat. Teraz już wygląda to dużo lepiej. Dyrekcja widzi nasze potrzeby. Od czasu do czasu możemy zakupić coś nowego - podkreśla pani Sylwia.
Grupa liczy 11 osób. – Nowe twarze są rzadkością. Może się boją? Nie wiem. Tymczasem trzeba chcieć: z każdego kogoś stworzę, każdy coś w sobie ma… – zapewnia instruktorka i dodaje, że przez zespół przewinęło się wiele osób – bardzo charakterystycznych, o zupełnie odmiennych poglądach. – Do takich teatrów jak mój trafiają ludzie, którzy nie wiedzą do końca, co robić w tym swoim życiu. Chcieliby się gdzieś „zaczepić”, ale nie maja pojęcia gdzie, chcieliby zabić nudę dnia codziennego, szarość szkoły, która wciąż nie daje zbyt wielu możliwości rozwijania się. Myślę sobie, że dla osób, które do mnie przychodzą, ten teatr najpierw jest rozrywką, ale z czasem staje się wręcz życiem. Potem się okazuje, że jedni chcą iść do szkoły cyrkowej, innym marzy się szkoła teatralna – opowiada S. Zdunkiewicz.
Instruktorka uczy swoich podopiecznych podstaw chodzenia na szczudłach, żonglowania… – Niektórzy idą dalej i są lepsi ode mnie. Na przykład mój młodszy syn kręci lepiej ode mnie na poi, a starszy – żongluje pięcioma piłeczkami, podczas gdy ja zatrzymałam się na trzech. Zarażam sztuką, a jak ktoś złapie bakcyla, to zaczyna go pielęgnować, a on pięknie się rozwija – zaznacza założycielka grupy. Występowanie w teatrze wiąże się z ciężką pracą. – Bardzo trudne jest ćwiczenie samych układów. Trzeba zapamiętać kolejność, żeby to wszystko zgrać w jednym czasie. Czasami pracuję nad całą grupą, ale zdarza się, iż tylko nad jedną osobą. Wówczas reszta nie siedzi i nie plotkuje, ale gdzieś z boku ćwiczy sobie swoje układy – przyznaje pani Sylwia. Próby trwają cały rok szkolny, lecz tylko raz, dwa razy w tygodniu po dwie godziny.
Emocje wyrażone ciałem
Praca nad spektaklem zajmuje około roku. – Kiedy robi się teatr słowa, to najczęściej na podstawie książki, gotowego scenariusza, gotowej sztuki. W naszym przypadku wygląda to inaczej. Najpierw jest burza mózgów. Ustalamy, co chcemy powiedzieć za pomocą teatru, co przekazać – czy to z naszego życia, czy na podstawie jakiejś powieści. Scenariusz wymyślam sama, potem grupa pomaga mi go wyreżyserować. Najczęściej poruszam temat wolności w ogólnym znaczeniu, bo to dla mnie ważne – stwierdza założycielka Antidotum. Oprócz scenariusza bardzo ważną rolę odgrywają techniki żonglerskie używane podczas przedstawienia, stroje i symboliczna scenografia. Artyści nie operują słowem, unikają jednoznaczności. W znacznej mierze posługują się plastyką własnego ciała, elementami tańca, pantomimy, gestu i ruchu. Ich przedstawienia ozdobione są unikatową muzyką z przeróżnych gatunków. Grupa wystawiła już siedem spektakli łączących w sobie techniki teatralne i ogniowe oraz tzw. teatr cieni. – Czemu ogień? Ogień to efekt, który sam się broni. Sztuką jest wpleść do niego postać, ciało. Wyrazić coś za pomocą ognia nie jest łatwo. Robimy dużo ćwiczeń na emocjach. Staramy się pokazać, że ogień może być delikatny, a wykorzystując go, można opowiadać o miłości, spokoju, ale z drugiej strony ten sam żywioł może być ukazany jako zło, agresja – zdradza instruktorka. I dodaje: – Próby też są tak podzielone, by na jednej ćwiczyć technikę żonglowania ogniem, ale na kolejnej pracować nad ciałem, żeby za jego pośrednictwem móc wyrazić określone emocje.
S. Zdunkiewicz przyznaje, iż przedstawienia grupy adresowane są bardziej do „smakoszy” sztuki teatralnej. – Kiedyś próbowaliśmy zagrać przedstawienie na festynie. Mówiąc wprost: nie poszło. Z drugiej strony wielokrotnie rozmawiałam z osobami, które nie fascynują się teatrem, nie jeżdżą na przeglądy, a potrafią dostrzec sens, choć nie jest to łatwe. Staramy się ambitnie podchodzić do tematu. Młodzież biorąca udział w przedstawieniach – oprócz tego, że świetnie radzi sobie w pokazach ogniowych – chce jeszcze coś przekazać, zmusić widzów do zastanowienia się – zaznacza pani Sylwia.
Nie ma miejsca na fuszerkę
Uliczny Teatr Ognia Antidotum to marka, która jest rozpoznawalna nie tylko w mieście, ale również poza jego granicami. Często gości na pokazach i występach podczas wydarzeń kulturalnych na terenie powiatu bialskiego, a nawet w innych częściach kraju. – Jeździmy teraz po festiwalach. Nareszcie. Tak bardzo tego pragnęłam – nie kryje entuzjazmu założycielka Antidotum. Przyznaje, że grupa spotyka się zazwyczaj z pozytywnymi reakcjami. – Najczęściej ludzie podchodzą, chwalą, mówią, żeby jechać z tym w Polskę. To miłe, najmilsze w tej pracy. Raz tylko zdarzyło się, że pani, która nas wynajęła, nie zachwalała spektaklu – wspomina z uśmiechem S. Zdunkiewicz.
Teatr prowadzi także warsztaty teatralno-kuglarskie. – Na żonglerce każdy ćwiczy, na czym chce. Dzielimy się wiedzą, słabsi pytają dośwaidczonych. Natomiast ja prowadzę warsztaty teatralne. Młodzież je lubi. To ciężka praca, ale też dużo satysfakcji i można się pośmiać – przyznaje instruktorka. Nie ukrywa, że praca z ludźmi jest trudna. – Poszukiwanie nowych możliwości też jest trudne. Praca aktora w przestrzeni ulicznej również nie jest łatwa. To zupełnie inna gra niż na zwykłej scenie. Jednak najpiękniejsze jest to, kiedy widzę, jak młodzież zmienia się na moich oczach, jak się otwiera. To teatr tak działa – podkreśla S. Zdunkiewicz.
A do widzów ma apel: – Bardzo bym chciała, by ludzie, jeśli już wiedzą, że istniejemy, choć trochę nas doceniali. Być może w ciągu roku, kiedy pracujemy nad spektaklem, nie widać nas, ale zawsze jest efekt finalny. Nikt nam nie powie, że robimy teatralną fuszerkę.
HAH