Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Tabula rasa

Dzisiaj raczej każdy zgodzi się z tezą, znajdującą swój początek w myśli Arystotelesa, iż w fazie początkowej procesu poznawczego umysł ludzki jest „niezapisaną tablicą”. W gruncie rzeczy, rozpoczynając swoje funkcjonowanie, nasz intelekt jest chłonny jak gąbka, gdyż nie jest zapełniony żadnymi ideami wrodzonymi.

Tradycyjne systemy wychowawcze i naukowe nie miały większego problemu z przyjęciem tej tezy. Jednak dzisiaj się to zmieniło. Patrząc na dokonujące się zmiany w mentalności współczesnych oraz podejściu grup trzymających władzę w dzisiejszym świecie, nie sposób nie odnieść wrażenia, iż to, co uznawane było wcześniej za początek, stało się dzisiaj punktem docelowym. Ludzki umysł pojedynczego przedstawiciela gatunku homo sapiens ma być niezapisaną tablicą nie tyle na początku fascynującej przygody intelektualnej, co owa wolność od informacji ma stać się efektem i elementem końcowym. Z pustki intelektualnej nie tyle mamy wyjść, ile raczej do niej dojść. Może wyglądać to na paradoks, gdyż po to wszak się uczymy i poznajemy, aby posiąść wiedzę. Jednak to, co na pozór wydaje się nonsensem, wcale nie musi nim być w rzeczywistości.

Obserwując to, co dzieje się w sferze informacyjnej oraz w szeroko pojętej edukacji, bez zbytniego trudu można dostrzec postępujący zanik myślenia i logicznego uzasadnienia przyjmowanych twierdzeń. Tworzony w umysłach odbiorców informacji chaos i zamęt nie jest jednak tylko efektem tornada informacyjnego. Rzucanie się współczesnego człowieka od Scylli po Charybdę i to bez stanów przejściowych wyznaczanych długimi okresami czasu jest najlepszym tego przykładem. W jednej chwili podążamy za jakimś twierdzeniem, aby za chwilę zaprzeczyć mu inną przyjętą tezą. I nie widzimy w tym nic złego. Zmienność poglądów wydaje się być osiągnięciem na miarę epoki. Ale ta sinusoida ma jeszcze jeden wymiar, na pierwszy rzut oka niedostrzegalny. Jest ona wprowadzeniem w naszą mentalność przekonania, iż w rzeczywistości nie ma nic stałego lub niezmiennego. Wszystko po prostu płynie. Ta postawa nie jest tylko domeną polityki, w której poszczególne partie i odłamy polityczne przekonują nas codziennie, iż zawsze można zaprzeczyć formułowanym dzień wcześniej tezom i uznać niepamięć społeczną za doskonały wehikuł w rzeczywistości politycznej. Przyłapywanie przez dziennikarzy polityków na zaprzeczaniu swoim wcześniejszym deklaracjom czy planom odbierane jest jako niewinny folklor polityczny lub też element satyryczny w medialnej przestrzeni. Tymczasem wprowadzenie tego sposobu działania do krwioobiegu społecznego powoduje brak stabilnego fundamentu istnienia człowieka. Wydany jest on na pastwę domniemań lub opinii, bez możliwości stanowczego: „Sprawdzam!” Płynna podstawa naszego istnienia w świecie uznana zostaje za aksjomat, który swoim zakresem obejmuje wszystko. Przy postawie niemożności ustanowienia niezmiennej postawy głupota jawi się jako cnota, gdyż biała tablica naszego intelektu pozoruje gotowość na przyjęcie wszystkiego. W ten sposób to, co było punktem wyjścia, staje się finalnym efektem procesu edukacyjno-wychowawczego. Oczywiście można i należy zadać pytanie: po co to wszystko?

 

Wszystko jest możliwe

Odpowiedź jest prosta: aby mieć element doskonale sterujący populacją, która jak stado baranów pójdzie za każdą dyrektywą władzy, szczególnie zakulisowo rządzącej światem. Wielu ze zdziwieniem, ale i bez zbytniego zainteresowania przyglądało się batalii byłego prezydenta D. Trumpa z grupami portali internetowych, zwłaszcza związanych z potężnymi graczami w mediach społecznościowych. Odmawianie dostępu do kanału informacyjnego, uzasadniane domniemaniem chęci destabilizacji systemu politycznego w USA, było nie tylko zemstą za wcześniejsze upokorzenia, ile raczej reglamentowaniem możliwej informacji. Zapowiedź chociażby blokowania tzw. błędnych informacji o koronawirusie ma tę samą podstawę. W obu przypadkach chodzi wszak o to, co dociera do odbiorcy. Uzasadnieniem jest jak zawsze jego dobro. Rozbita sieć relacji międzyludzkich stanowi tylko dopełnienie obrazu apokalipsy gatunku homo sapiens. Dzisiaj w relacjach pomiędzy nami szybciej za idiotę uznamy naszego pobratymca, głoszącego idee i tezy przeciwne głównemu nurtowi internetowo-medialnemu, aniżeli to, co do nas przez ten system dociera. Dziecko nie ufa rodzicom, a za wyrocznię przyjmuje anonimową postać, często komputerowo wygenerowaną. Uczeń nie ufa nauczycielowi, ale podąża za interentowym guru. Statystyka zastępuje logikę, ale nikt nie zauważa, że sama metoda statystyczna jest sztucznie generowana. Teza, iż prawda jest prawdą, niezależnie od ilości osób ją akceptujących, staje się najbardziej wyśmiewanym twierdzeniem świata, mimo wewnętrznej prawdziwości. W tym klimacie i z takim nastawieniem gros populacji nie jest dziwnym, że przyjmujemy za dogmat każdą, najbardziej nawet idiotyczną, tezę. A to otwiera pole do manipulacji ludzkim społeczeństwem na niespotykaną w historii skalę. Po prostu dzisiaj rewolucja jest w zasięgu ręki dla manipulatorów. I to jeszcze dokonana za akceptacją społeczną i przy ogólnej euforii.

 

Wsiąść do pociągu byle jakiego?

Szaniawski pisał, iż wyjście jest doskonałą manifestacją, ale żadnym argumentem. Miał rację. Ucieczka z tej rzeczywistości jest zwykłym tchórzostwem. Trzeba zakasać rękawy i podjąć orkę na ugorze. A zacząć trzeba od siebie samego. Określenie podstaw istnienia, rozumianych jako fundament intelektualny, od którego nie można odstąpić, wydaje się koniecznością, nawet jeśli relegować nas będą z uniwersytetów, mediów i w ogóle ze społeczeństwa. Nawet jeśli wytoczą działa prawne dowolnie ustalanych przepisów. Najważniejszym jednak, i to jest działanie Kościoła w kontekście cywilizacyjnotwórczym, staje się przywrócenie pojęcia dogmatu. Nie teorią elastycznych wartości, ani też psychologizacją indywidualnych aktów wiary Kościół może uratować człowieka i jego matecznik egzystencjalny, lecz bezkompromisowym głoszeniem niezmiennej i jedynej prawdy. I o odwagę takiej postawy trzeba się dzisiaj modlić.

Ks. Jacek Świątek