Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Tak się przygoda z teatrem zaczyna

Przed teatrem są dzisiaj zadania wyjątkowe, jak nigdy dotąd - mówi Sławomir Żyłka, instruktor w Gminnym Ośrodku Kultury, od ponad 20 lat prowadzący grupę Straszydełka.

Po dwóch latach ograniczeń odżywa działalność grup działających w ośrodkach kultury. - Z naszymi aktorami próbowaliśmy pracować online. Ale to nie to, dlatego sporo osób nam się wykruszyło - mówi S. Żyłka. Przed Młodzieżową Grupą Teatralną „Straszydełka” sporo scenicznych wyzwań, dlatego nie czas na narzekania. Trzeba zakasać rękawy. - Zaczęło się w 1999 r. od okazjonalnych działań teatralnych. Doprowadziły one do powstania grupy, która przyjęła nazwę Straszynki. Trochę później przerodziła się ona w Straszydełka - taką nazwę wymyślili pierwsi aktorzy i tak już zostało.

Wprawdzie pojawiały się później pomysły, żeby ją zmienić, ale stwierdziłem, że skoro ktoś wypracował taką markę, trzeba się jej trzymać – mówi S. Żyłka, odpowiadając na pytanie o początki teatru w Ulanie-Majoracie. Ponieważ pierwszy skład nieformalnej jeszcze grupy teatralnej stanowiły dzieci, wystawiane były np. „Bajeczki o korsarzu Palemonie”, „Szelmostwa Lisa Witalisa” czy „Pchła Szachrajka”. – Z biegiem czasu, jak nasze dzieci zaczęły dorastać, szukaliśmy rzeczy poważniejszych, by dać im szansę wyrażenia siebie – precyzuje. Podkreśla też, że w najlepszych latach działały w GOK dwa zespoły teatralne – Małe i Duże Straszydełka, które tworzył wraz Barbarą Michalczuk, dzisiaj będącą już na emeryturze.

W zajęciach teatralnych bierze obecnie udział osiem osób – to uczniowie szkoły podstawowej w Ulanie. – Ku mojej radości kontakt z „centralą” utrzymują także ci, którzy pod naszym okiem zdobywali sceniczne szlify: uczniowie lubelskich szkół średnich rozwijający swoją teatralną pasję w MDK Pod Akacją, jak i studenci – podkreśla S. Żyłka, wyliczając nazwiska: Natalia Dyjak, Julia Sposób czy Patryk Łazuga.

 

Na podwórku swoim i nie tylko

Okazją do podsumowań 20-lecia działalności był jubileusz, który odbył się 6 kwietnia 2019 r. – Naliczyliśmy ponad 25 premier, nie licząc występów okazjonalnych, bo staraliśmy się być użyteczni na swoim podwórku, np. podczas świąt patriotycznych czy społeczno-kulturalnych – mówi S. Żyłka.

Lista osiągnięć ulanowskiego teatru jest długa. Warto zaznaczyć, że jego spektakle były wielokrotnie wyróżniane i nagradzane w ramach Wojewódzkiego Festiwalu Najciekawszych Widowisk, Festiwalu Teatrów Niewielkich i innych przeglądów teatralnych w Lublinie. Grupa z Ulana była też zapraszana do udziału w Lubelskich Nocach Kultury organizowanych przez Wojewódzki Ośrodek Kultury i w Łukowskich Nocach Kultury w ŁOK. Od wielu lat Straszydełka uczestniczą w Festiwalu „Wyżyna Teatralna” w Rudce odbywającym się pod pieczą Teatru „Oko” z Rudy Huty. Jednym ze szczęśliwszych dla nich przeglądów był Ogólnopolski Przegląd Form Teatralnych Inspirowanych Myślą Jana Pawła II „Złota Maska” organizowany przez 5 LO im. Jana Pawła II w Lublinie.

Straszydełka realizują także polegający na czytaniu online fragmentów prozy projekt „Poczytaj mi… Posłuchaj mnie”. Bez ich udziału nie odbywają się w gminie Ulan-Majorat narodowe czytania czy akcje „Cała Polska czyta dzieciom… Ulan też”. Z kolei projekt „Wiersze zawsze są wolne!” to pomysł polegający na czytaniu online utworów współczesnych poetów ukraińskich. W lipcu 2012 r. odbyła się pierwsza edycja festiwalu „Teatr w ogrodzie?” z warsztatami, a sceną prezentacji był ogród Eleonory i Zygmunta Adamczyków w Sobolach. Innym dobrym pomysłem na upowszechnianie teatru jest „Międzynarodowy Dzień Teatru… po ulańsku”.

 

Recytacja, potem teatr

– W moim przypadku wszystko zaczęło się w Straszydełkach: i pasja teatralna, i pierwsze sukcesy – stwierdza N. Dyjak, uczennica drugiej klasy LO w Lublinie, aktorka Teatru Panopticum w MDK Pod Akacją, gdzie – jak się śmieje – stawia dalsze kroki. – Od dziecka brałam udział w konkursach recytatorskich, przygotowując się do nich pod okiem pana Sławka. Kiedy miałam może dziesięć lat, zaproponował, żebym przyszła na zajęcia teatralne w młodszej grupie – wspomina. Od razu awansowała do grupy starszej. Z sentymentem wspomina dzisiaj swój pierwszy spektakl: „Rozmówki polsko-polskie i… Polsko-Polskie”. Jak mówi, jej pierwsza rola – choć prosta, bo grała na skrzypcach – dla niej była jak kamień milowy, bo rozpoczęła przygodę życia pt. „Teatr”. – Jeszcze za mojej dekady Straszydełka bardzo się rozwinęły pod względem konkursowym i wyjazdowym: przeglądy, festiwale, konkursy – było tego sporo. W środowisku teatralnym województwa lubelskiego Ulan był rozpoznawalny – podkreśla N. Dyjak

 

Teatr otwiera

Natalia chętnie wraca do ulanowskiego GOK. Owocem pandemii jest monodram „Ja… siostra Fridy” (scenariusz napisała wspierana przez S. Żyłkę), który już zdobył serca publiczności i jurorów. Najświeższy z sukcesów, jakie odniosła, wcielając się w siostrę Fridy Kahlo, to nominacja monodramu do II Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Amatorskich „Szpulka” w Sokołowie Podlaskim.

Na pytanie, co daje praca w grupie teatralnej, N. Dyjak odpowiada: – Odwagę, umiejętność przełamania lęku, łatwość w kontaktach międzyludzkich. Zauważyłam taką zależność, że ludzie, którzy mają do czynienia z teatrem, spotykający się na festiwalach czy przeglądach, są bardzo otwarci, chętnie nawiązują znajomości. Dzięki tej przygodzie poznałam wielu wspaniałych ludzi z całej Polski. Nie wiem, w czym rzecz, ale teatr otwiera człowieka.

Przyszłość? Natalia wiąże ją z teatrem. – Bardzo bym chciała próbować swoich sił na przesłuchaniach do szkół aktorskich – zdradza. Ma świadomość, że jako aktorka jest już rozpoznawalna, ale ma też w sobie dużo pokory.


Scena pomaga być sobą

 

PYTAMY Sławomira Żyłkę, instruktora w Gminnym Ośrodku Kultury w Ulanie-Majoracie

 

Amatorskich grup teatralnych nie ma zbyt wiele. Dlaczego?

 

Bo nie jest to rzecz łatwa, lekka, łatwa i przyjemna, chociaż sam efekt – jest miły dla oka. Nawet kwalifikacja na jakimś przeglądzie daje adrenalinę. Z kolei występ przed własną publicznością, w Ulanie, to inny rodzaj stresu: trzeba wypaść dobrze, chodzi o szacunek do widza. W środowisku recytatorsko-teatralnym nie ma takiej wielkiej rywalizacji, jak np. w tańcu. Tutaj, wiadomo, walczymy o coś, ale nie tak drapieżnie.

 

Z jakim nastawieniem rodzice przyprowadzają dzieci na pierwsze zajęcia teatralne? A jakie obszary umiejętności te zajęcia faktycznie rozwijają?

 

Dorosłym zależy na uspołecznieniu swoich pociech, pewnie też oderwaniu od komputera i telefonu, które bardzo alienują. Mnie z kolei zależy na tym, by wydobyć z dzieci i młodzieży chęć współtworzenia czegoś na scenie, zaangażowanie, pomysły. Praca w grupie teatralnej wiąże się z uczeniem się na pamięć tekstu i zapamiętywania sytuacji. Dzieci mówią, że dzięki temu szybciej zdobywa się wiedzę w szkole. Ci, którzy mają dłuższy staż, dodają, iż teatr to wielka przygoda ze sceną, która nieustannie inspiruje – chociażby do szukania szybkich rozwiązań czy do improwizowania, np. wtedy, kiedy podczas spektaklu pójdzie coś nie tak. Żeby nie było wtopy na oczach widza – jak mówi młodzież – trzeba kombinować. My nazywamy to kłamstwem w dobrej wierze.

 

Zajęcia w grupie teatralnej pomagają uczestnikom odnaleźć swoje „ja”?

 

Teatr pomaga w byciu sobą. Jak się wcielamy w różne role, to dajemy trochę siebie, a trochę kradniemy z tej postaci dla siebie, zwłaszcza w teatrze amatorskim. Osoby związane ze słowem mówionym są wrażliwsze, na różne sprawy potrafią spojrzeć ze znacznie szerszej perspektywy.

Chyba dzisiaj przyzwyczailiśmy się do narzekania na dzieci i młodzież. Mówię: chwila! Oni są przecudowni, a my – zbyt surowi, bo nie pamiętamy, jacy byliśmy w tym wieku. Jak świat światem, obok tych, którym niewiele się chciało, „błyszczeli” ci kreatywni, gotowi do pracy, z poczuciem patriotyzmu, szaleni. Nie chodzi o to, żeby byli supermądrzy czy megaporządni – najważniejsze, żeby czuli, gdzie jest granica między tym, co przystoi, a czego nie można.

 

Jakie refleksje na temat roli teatru nasuwają się Panu w tej rzeczywistości, w jakiej żyjemy?

 

Dwa minione lata to dla teatru doświadczenie izolacji, która postawiła pytanie o jego sens. Bo czy można jeszcze nazywać teatrem coś zamykanego i pozbawianego publiczności? Trwająca wojna anuluje takie pytania… Teatr, nie podniósłszy się jeszcze z pandemii, ma dziś zadania wyjątkowe – jak może nigdy dotąd. Życzę, nie tylko twórcom i miłośnikom Melpomeny, aby magia teatru emanująca ze sceny i widowni zapanowała nad światem – zamiast widma pandemii i wojny. Już po raz sześćdziesiąty 27 marca obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Teatru. Tegoroczne święto nie było radosne… Ale pozwoliło uświadomić sobie, jaka odpowiedzialność spoczywa na twórcach i widzach.

 

Dziękuję za rozmowę.

LI