Taktyka czy samobójstwo?
Być może dlatego dymisję Jarosława Gowina i teoretyczny rozpad projektu Zjednoczona Prawica większość społeczeństwa przyjęła ze znaczną dozą obojętności. Szermierze obu stron tego sporu ruszyli, co prawda, w internetowe zapasy na słowa i memy, lecz dla większości społeczeństwa rozstanie to zdaje się nie mieć większego znaczenia. Czy rzeczywiście nic ono nie oznacza, to dopiero czas pokaże. Przyznam się, że odebrałem rozejście się dróg sygnatariuszy koalicji z mieszanymi uczuciami, ale mam wrażenie, iż zarówno PiS, jak i Porozumienie Gowinowskie dość dokładnie i długo przygotowywało ten rozwód. Owszem, pranie brudów własnych na forum publicznym trwało i trwać będzie jeszcze jakiś czas. W końcu lud potrzebuje co jakiś czas krwawych igrzysk. Nie sądzę jednak, że będą one miały większe znaczenie. O wiele ciekawsza będzie taktyka głównego gracza i taniec opozycji, do którego muzykę, jak zawsze, on ułoży.
Trzeszczenie koalicji w szwach słychać było już od ubiegłej kadencji. Szarże – zarówno ze strony Solidarnej Polski, jak i Porozumienia – stanowiły pewną stałą tegoż projektu. Nic dziwnego, w końcu w każdym stadzie co jakiś czas przeprowadzane są ataki na samca alfę. Taka biologiczna uroda. Do tej pory udawało się zażegnywać wizję rozstania. Powstaje pytanie, dlaczego właśnie akurat teraz J. Kaczyński zdecydował się na ten drastyczny manewr, który o ile nie będzie skutkował przedterminowymi wyborami, to jednak utrudni znacznie rządzenie. Asnyk w swoim wierszu dość jasno stwierdzał: „Miejcie odwagę! Nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża, lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża”. Czyżby zabrakło w tym przypadku instynktu samozachowawczego lub emocje wzięły górę nad rozsądkiem? Przedterminowe wybory, biorąc po uwagę tylko doraźne sondaże, stanowiłyby odsunięcie PiS od władzy. Byłyby po prostu powtórzeniem sytuacji z ostatniej elekcji do senatu, w którym PiS jest największą partią i nie rządzi. Dla partii J. Kaczyńskiego i M. Morawieckiego byłoby to jednak samobójcze. Zjednoczona opozycja z zapałem wygłodniałej hieny dokonałaby wendety na wszystkim, co PiS stanowi. Trudno mi sobie wyobrazić, że J. Kaczyński nie zapamiętał lekcji z 2007 r., gdy oddanie władzy przyniosło w efekcie pozostawanie w głębokiej opozycji przez następne osiem lat. Co więcej, obecnie, w sytuacji popandemicznej lub raczej wciąż pandemicznie podsycanej, zestresowane społeczeństwo raczej miłością namiętną do PiS nie płonie. Przedterminowa elekcja w żadnym wypadku nie podsyciłaby tej miłości, a wręcz odwrotnie. Rozsądek polityczny nakazywałby w tym przypadku zaciskanie zębów i zakulisowe dogadywanie się z koalicjantami, byle tylko przetrwać ten niekorzystny okres. Czy więc zatem mamy do czynienia z lotem na oślep bez oręża?
Przegrać, by wygrać?
Przed dymisją J. Gowina prezes PiS wysłał dość ciekawy komunikat. Otóż powiedział, że PiS szykuje się do rozwiązania sprawy Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego poprzez jej ustawową reorganizację. Komentatorzy od razu stwierdzili, że jest to granie na zwłokę w konflikcie z Komisją Europejską. Zmiana taktyki w sprawie sztandarowego projektu, z jakim do tych i poprzednich wyborów szła Zjednoczona Prawica, zdaje się być jednak symptomem przegrupowania wojsk w całej batalii. Być może J. Kaczyński doszedł do wniosku, iż warto przegrać jedną czy kilka bitew w celu wygrania całej wojny. Dymisja i rozwód z Porozumieniem nastąpił w przededniu głosowania w sejmie projektu ustawy medialnej. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że w tej sytuacji ustawa ta upadnie, choć i w polityce cuda się zdarzają. Jednakże upadek tej ustawy wbrew pozorom nie będzie klęską rządzących. Cudzymi rękami rozwiązany zostanie problem, który mógł stanowić zarzewie pewnego konfliktu z zagranicą w tle. Przez Gowinowców – tak będzie można mówić – upadnie to, co i tak skazane było na upadek. W ten sposób można będzie tłumaczyć wszystko, przynajmniej na krótką metę. Ale to wydaje się stanowić doskonałe kupowanie czasu, by stworzyć (w taki czy inny sposób) większość sejmową. A ta potrzebna jest do przeforsowania zarówno Polskiego Ładu, jak i obrony skutecznego rządzenia w czasach tzw. pandemii. Taktyka ta pozwala przez krótki okres czasu działać rządowi mniejszościowemu, ale w kontekście zbudowania dlań większości parlamentarnej.
Zastanawiająca koincydencja
W całym tym galimatiasie zastanawia jednak „dziwny” zbieg okoliczności przyrody. Wyjście Porozumienia z koalicji współgra „nieoczekiwanie” z ofensywą Platformy Obywatelskiej i powrotem D. Tuska do czynnej polityki wewnętrznej. Podrygi J. Gowina w takt muzyki byłego „prezydenta” Europy miały już miejsce w przeszłości, chociażby w okolicach wyborów prezydenckich. W polityce jednak nie ma przypadków, przynajmniej w tej poważnej. W tym samym czasie, gdy z rządu odchodzi J. Gowin, D. Tusk ogłasza koniec „miesiąca miodowego”. Równocześnie następuje wzmożony ruch organizacji opozycyjnych i szykowana jest kolejna fala protestów ulicznych, a „nieznani sprawcy”, już zresztą określani mianem „faszystów z kuźni Brauna”, atakują nie tylko punkty szczepień, ale i samych zainteresowanych przyjęciem szczepionki. Co więcej, w Lubiniu dochodzi do sytuacji, którą media opozycyjne chcą rozegrać tak, jak za oceanem rozegrano sprawę G. Floyda. Rozchwianie sytuacji w Polsce dokonuje się dodatkowo w kluczowych dla naszego kraju momentach, jeśli idzie o fundusze europejskie w ramach planu odbudowy, jak i kończącej się budowy Nord Stream 2 i politycznego dealu Niemiec z Rosją. Pojawiające się informacje o powrocie przez UE do projektu relokacji imigrantów oraz ich nasilony napływ zza wschodniej granicy dopełnia jakoś obrazu ingerencji służb zagranicznych w polską rzeczywistość. No cóż, wiele jest tych „przypadków”. Szkoda jednak, że w miarę porządni ludzie okazują się na tym tle po prostu pożytecznymi idiotami.