Sport

Talenty młodzieży kiedyś zaprocentują

Rozmowa z Janem Tywankiem, prezesem Zrywu Sobolew.

Zryw od lat występuje w rozgrywkach siedleckiej klasy okręgowej. W bieżącym sezonie, jak na razie, plasuje się w okolicach środka ligowej tabeli. Takie są możliwości drużyny czy mierzycie wyżej?

Chciałoby się wrócić do czasów, kiedy graliśmy w IV lidze czy z powodzeniem występowaliśmy w Mazowieckiej Lidze Seniorów. Przez siedem sezonów, od 2000 do 2010 r., graliśmy wyżej niż klasa okręgowa. To był nasz sukces. Co prawda kosztowny, ale stanowił mobilizację i wyzwanie dla działaczy. Niełatwo klubowi z niewielkiej miejscowości rywalizować z takimi potęgami, jak Broń Radom, Radomiak, Legia II Warszawa. Naszym kibicom marzy się, aby Zryw wrócił do tamtych czasów.

Chcielibyście jako klub wrócić na tamten poziom?

Oczywiście. Tylko że my pięć-sześć lat temu postanowiliśmy, że w drużynie będą grać tylko nasi chłopcy. Obecnie w Zrywie jedynym zawodnikiem spoza gminy Sobolew jest bramkarz. Gramy czysto amatorsko, nie płacimy piłkarzom.

 

Czyli stawiacie tylko na swoich wychowanków?

Tak.

 

Na tych piłkarzy, których wychował Zryw, czy też pochodzących z okolic?

Nie, u nas jest konkurencja. W okolicy jest drużyna Promnika Łaskarzew, gdzie grają zawodnicy od nas. W Zrywie występują już piłkarze z Sobolewa.

 

Czy w przyszłości chcielibyście osiągnąć coś więcej, grając tylko własnymi wychowankami?

Raczej tak. Stawiamy na młodzież. W tej chwili trenuje u nas siedem drużyn młodzieżowych, co jest dużą liczbą jak na sobolewskie warunki. W rozgrywkach grają drużyny z roczników 2009, 2011, 2013, 2015-16. Natomiast dwa pozostałe roczniki (2016-17) tylko trenują, grając w lidze lokalnej prowadzonej przez klub Snajper Sośninka.

 

Jak wygląda proces szkolenia pierwszej drużyny?

Mamy dobre warunki treningowe. Przy boisku trawiastym posiadamy drugie, oświetlone, ze sztuczną nawierzchnią o wymiarach 90 na 50 m. Zajęcia szkoleniowe odbywają się więc nawet po 19.00. Zawodnicy pracują zawodowo. Do tego mamy dwóch studentów i dwóch wojskowych. Treningi odbywają się trzy razy w tygodniu.

 

Jak z frekwencją na treningach?

Ilościowo nie jest źle, jakościowo może trochę mogłoby być lepiej.

 

Kto jest aktualnie szkoleniowcem pierwszego zespołu?

Marcin Cieśla, znany na rynku garwolińskim, który z powodzeniem prowadził inne drużyny seniorskie. Jesteśmy zadowoleni z tego, co robi.

 

Wspomniał Pan o prowadzeniu przez klub siedmiu grup młodzieżowych. To dużo jak na niewielką miejscowość.

Mamy trenerów, którzy są po AWF. Andrzej Goliszewski prowadzi dwa roczniki, po jednym roczniku – Piotr Szymański i mój syn Tomek, a także Damian Kulik, który też gra w zespole seniorów. Jest więc komu zająć się młodzieżą.

 

A jest kogo szkolić w poszczególnych rocznikach?

Tak, bo rodzice są zmobilizowani. Po raz pierwszy w swojej długiej karierze działacza zobaczyłem, jak rodzic wiele potrafi, gdy się zaangażuje. Kiedyś za złe stopnie w szkole rodzice grozili synowi, że nie puszczą go na trening. Dzisiaj rodzice sami przywożą dzieci na treningi i mecze.

 

Czasy się zmieniły, bo kiedyś rodzice czasami nie bardzo wiedzieli, czy syn chodzi na zajęcia do klubu, a dziś sami zabiegają o to, by ich dzieci grały w piłkę.

Wokół tego przedsięwzięcia stworzyła się dobra atmosfera. Nikogo nie trzeba prosić. Rodzice są zaangażowani i trzeba ich pochwalić.

 

Ilu w Zrywie macie adeptów piłki nożnej?

Ok. 140 chłopaków. Do niedawna prowadziliśmy szkolenie dzieci bez uiszczania składek. Teraz zmuszeni jesteśmy prosić rodziców, aby wspierali nas niewielkimi kwotami, gdyż jest ciężko finansowo.

 

Kto głównie finansuje Zryw Sobolew?

Głównym sponsorem jest gmina. Poza tym lokalna firma dokonuje wpłat co kwartał na działalność klubu. Ponadto szukamy środków z ministerstwa sportu czy Zielonego Certyfikatu PZPN. Wszędzie, gdzie się da, piszemy wnioski o dotacje. Są też anonimowi sponsorzy chętni do wspierania klubu.

 

Zatem dajecie sobie radę na tym trudnym polu?

W ubiegłym roku wydaliśmy 150 tys. zł, z czego 105 tys. zł dostaliśmy z gminy. Od sponsorów pozyskaliśmy 45 tys. zł.

 

Jakie są najbliższe plany Zrywu?

Grać w czubie okręgówki przez rok, dwa… A potem zobaczymy. Talenty młodzieży, którą mamy, muszą w końcu kiedyś zaprocentować.

 

Macie sporo grup szkoleniowych. Czy nie ma problemów z pomieszczeniem ich na obiektach?

Mamy boisko główne i treningowe. Do tego posiadamy do dyspozycji halę sportową. Mamy odpowiedni plan wykorzystania tych obiektów i pod tym względem nie ma kłopotów. Jeszcze raz chciałbym wyrazić podziw dla rodziców młodych piłkarzy. Czapki z głów za ich zaangażowanie.

 

Wiele osób mówi wprost: Zryw Sobolew to Jan Tywanek. Ile lat jest Pan w Zrywie?

Ponad 40 lat.

 

Od razu jako działacz?

Nie, najpierw, do 1980 r., grałem w piłkę. A potem, po dwóch latach zostałem prezesem. Tak jest do dziś, z małą przerwą trwającą jakieś półtora roku, gdy zostałem sekretarzem gminy. Wówczas nie można było łączyć tych funkcji.

 

Od lat jest Pan zaangażowany w pracę samorządu.

Muszę się pochwalić, że byłem ostatnio na Zamku Królewskim w Warszawie, gdzie uhonorowano wszystkich, którzy są w samorządach od początku ich istnienia, a ja jestem w nim od 33 lat.

 

Życzę zatem powodzenia w pracy w klubie, samorządzie i by Zryw dalej się rozwijał.

By się zerwał (śmiech). Będziemy musieli zrobić coś więcej, ponieważ zbliża się rocznica – działamy od 1946 r. Mamy dokumenty, które mówią o tym, że właśnie we wspomnianym roku rozgrywano pierwsze mecze. Potem powstał LZS, a następnie Zryw Sobolew. Co ciekawe, gdy byłem na spotkaniu z okazji 90-lecia Promnika Łaskarzew, mówiono z kim w 1927 r. rozgrywano mecze. Wymieniano Wilgę Garwolin, Sępa Żelechów i… Zrywa Sobolew, z którym mecz rozegrano w święto Przemienienia Pańskiego w 1927 r. W Sobolewie przegrali 1:2, a u siebie 0:2. Znamy nawet składy z tamtych spotkań. Historia piłki nożnej w Sobolewie, nie mówimy tu o klubach, sięga czasów sprzed II wojny światowej.

 

Dziękuję za rozmowę.

Andrzej Materski