Tam, gdzie mury obronne są najsłabsze
Bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi - pisał św. Paweł w Liście do Efezjan. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,10n). Zły duch to znamienity strateg. Zanim atakuje, najpierw próbuje wybadać, gdzie nasze „wewnętrzne mury obronne” są najsłabsze. I tam uderza z premedytacją. Niewątpliwie w dzisiejszym świecie najłatwiej jest mu się do nas „dobrać” przez emocje.
Same w sobie – jak mówi psycholog ks. Krzysztof Piórkowski – nie są ani dobre, ani złe. Rodzą się często niezależnie od nas. Ku czemuś/komuś prowadzą. To my nadajemy im znaczenie, wagę. Mogą wywołać euforię, pociągnąć za sobą bohaterstwo, heroizm, ale też generować frustrację, gorycz, lęk, nienawiść, zazdrość itd. Mogą sprawić, że zaczynamy budować niewidzialne mury albo całe swoje życie zamieniać w niekończącą się ucieczkę przed rzeczywistymi i wyimaginowanymi lękami. Jego tempo, problemy, ale też zranienia, kompleksy, ciągłe porównywanie się z innymi, stawianie sobie celów nierealnych do spełnienia sprawiają, że dziś wielu ludzi trwa w jakimś permanentnym dygocie. Niczym zranione zwierzęta atakują, niszczą. Zarażone agresją dzieci przenoszą kalki zachowań dorosłych do szkoły, na place zabaw. Dzieło zniszczenia dopełnia się w obrazkach migoczących każdego dnia na ekranach telewizorów…
Lęk rodzi się tam, gdzie zaczyna brakować Pana Boga. On nam o tym nieustannie przypomina – jak pisałem tydzień temu: niczym mądry ojciec wydobywa ze skarbca „rzeczy stare i nowe”. Przez św. s. Faustynę prosił, byśmy nigdy nie zwątpili w Jego miłosierdzie. ...
Ks. Paweł Siedlanowski