Tanie danie
Otóż rzeczona pani wyciągnęła z szuflady dwie paczki - jak powiedziała - starego makaronu, po czym wsypała ich zawartość do jakiegoś niewielkiego urządzenia i zmieliła. Do uzyskanej w ten sposób gruboziarnistej mąki dodała chyba ze dwa jajka, wymieszała w blaszanej misce, następnie zawartość wyrzuciła na stolnicę, ugniotła, rozwałkowała, pokroiła na szerokie paski, wrzuciła do gara z wrzątkiem i ugotowała. Po odcedzeniu ułożyła kluski na talerzu, polała pomidorową papką, czymś posypała, udekorowała jakimś zielskiem i… zaczęła piać z zachwytu, jakie to zdrowe, smaczne, tanie, a do tego eleganckie i wykwintne danie, którego nie powstydziłaby się postawić na świątecznym stole.
W owym kulinarnym wyczynie moja wyobraźnia, natychmiast ujrzała rodzimą scenę polityczną. Robienie makaronu z makaronu i nawijanie go ludziom na uszy jest przecież niezwykle prostą i skuteczną metodą ogłupiania elektoratu. Nie trzeba mieć sokolego wzroku, aby dostrzec, że od lat do przedwyborczego młynka trafiają te same składniki. Powyciągane z wszystkich ugrupowań, koalicji, sojuszy, kół, porozumień, frakcji i list – proszę wybaczyć – stęchłe kluchy, poddane odpowiedniej obróbce stają się ponownie „pełnowartościowym” makaronem. A kiedy przyozdobi się to jeszcze nowalijkami w postaci nośnego medialnie programu, twardy elektorat łyka danie niczym stary pelikan ryby.
Lista osób, które chcą się dla nas męczyć w kolejnej kadencji parlamentu, wydłuża się. Ostatnio trwają usilne próby ustalenia, kim są konfederaci i ludzie gotowi na nich głosować. Po tym, jak słupki poparcia dla ugrupowania, którego twarzami tym razem są Krzysztof Bosak i Sławomir Mentzen, zaczęły rosnąć, w politycznym garze z kluchami nieco zabulgotało. Konfederacja kreuje się bowiem na trzecią siłę w parlamencie, bez której utworzenie jakiegokolwiek rządu będzie – prawdopodobnie – niemożliwe.
Na polityczno-medialnym rynku funkcjonuje przynajmniej kilka wytłumaczeń fenomenu „konfiarzy”. Jedno z nich głosi, że – jak to mawiają nastolatki – oni umieją w internety. I faktycznie statystyki Mentzena na niektórych portalach niewiele odbiegają od osiągnięć zawodowych tiktokerów. Politykowi udało się przełamać niemoc partii, które nie potrafią dotrzeć do młodzieży. Jego rywale wciąż próbują tej sztuki tradycyjnymi metodami, gdy tymczasem młode pokolenie w ogóle nie ogląda telewizji, która jest dla nich taką samą archeologią jak prasa papierowa. Oni siedzą na Instagramie czy TikToku. A na tych platformach Mentzen w zasadzie nie ma konkurencji. Poza tym, gdy pozostałe partie licytują się z PiS na nowe programy socjalne niebotycznie pompujące inflację, Konfederacja mówi o upraszczaniu prawa podatkowego, zniesieniu różnych danin dla niepoznaki nazywanych opłatami, krytykuje rozdawnictwo i chce prowadzić asertywną politykę wobec Brukseli. Na chwilę obecną ten program łyka już ponad 10% wyborców. Problem polega jednak na tym, że proste recepty sprzedające się dobrze w internecie, w konfrontacji z rzeczywistością stają się nic nie warte. Stąd też nie bez kozery ktoś kiedyś powiedział, że gdyby wybory miały cokolwiek zmienić, politycy dawno już by ich zakazali.
Leszek Sawicki