Tata mnie motywuje
Podczas niedawnych mistrzostw świata w meksykańskiej Guadalajarze wywalczyłaś brązowy medal w kategorii wagowej 71 kg. To chyba Twój największy sukces, zważywszy na kategorię wiekową.
Uważam, że jest to jeden z moich większych sukcesów i ogromne osiągnięcie, z którego jestem dumna, ponieważ wiem, ile serca wkładałam w przygotowania i jak ciężkie to było dla mnie. Przez dwa miesiące przed startem trenowałam już resztkami sił, dlatego tym bardziej cieszę się, że tę włożoną pracę, wylane łzy wynagrodził mi osiągnięty sukces.
Jadąc do Meksyku, liczyłaś na takie osiągnięcie?
Na listach startowych ze swoimi wynikami byłam druga. Jednak nigdy na listy nie patrzymy i nie stawiamy sprawy tak, że jeśli na papierze jestem druga, to na zawodach również zajmę to miejsce. Wiedziałam też, w jakiej formie jestem i jak mi było trudno. Czułam, że mój organizm potrzebuje odpoczynku, bo od początku roku intensywnie trenowałam. Nie miałam jednak czasu na wypoczynek. Jadąc na zawody, liczyłam się z tym, że mogę tego medalu nie zdobyć. Podczas zawodów uzyskałam w dwuboju 204 kg, a na listach miałam osiągnięty wynik 220 kg. Różnica jest duża, ale uzyskany rezultat dał mi medal.
Z jednej strony sukces, a z drugiej trochę niedosyt, bo masz lepszy wynik od tego, który uzyskałaś. Więcej: zwyciężczyni, reprezentantka gospodarzy, uzyskała 216 kg, więc teoretycznie złoto było w Twoim zasięgu.
Czuję niedosyt, ale też jestem z siebie dumna, bo mogło mi pójść o wiele gorzej i nie byłoby medalu. Ale – z drugiej strony – mogło też być złoto. Nie chcę gdybać. Wiem, że mogłam wygrać, ale okazuje się, że jeszcze nie teraz.
Wynik w dwuboju na listach to jedno, a gdy przychodzi do bezpośredniej rywalizacji na pomoście, do głosu dochodzi wiele elementów, jak dyspozycja dnia, odporność psychiczna na stres, warunki startu, otoczenie. Wszystkie mają wpływ na startującego, a tym samym na jego końcowy wynik.
To jest taki sport, że może przeszkodzić nawet jeden gorszy dzień i całe przygotowania do zawodów mogą pójść na marne. W Meksyku dałam z siebie wszystko i zdobyłam medal, a więc osiągnęłam to, na czym najbardziej mi zależało.
Masz medal, który jest zdobyty po raz pierwszy przez reprezentantkę Polski w tej kategorii wiekowej od 15 lat. To jeszcze bardziej podkreśla Twój sukces.
Bardzo się z tego cieszyłam, bo jest to – moim zdaniem – wielkie osiągnięcie. Po 15 latach mam nadzieję, że otworzyłam worek medali i moje koleżanki oraz koledzy będą stawać na podium. Jest to niesamowite uczucie.
Praktycznie niemal w każdych zawodach, w których startujesz, zdobywasz medal. To świadczy, że cały czas się rozwijasz. Pytanie: co dalej? W przyszłym roku są Igrzyska Olimpijskie w Paryżu i gdzieś rysuje się przed Tobą szansa udziału w tej imprezie.
Są jakieś plany, których nie chcę na razie zdradzać. Zobaczymy, co będzie, bo zdrowie jest najważniejsze. Pragnę się skupić na zawodach juniorskich do lat 20, bo jestem jeszcze młodą zawodniczką, ponieważ mam dopiero 18 lat. Zawody wyższej rangi chcę zostawić sobie na później.
By pojechać ewentualnie na igrzyska, trzeba się na nie zakwalifikować. Jak wygląda sytuacja w tym zakresie?
Dostanie się na igrzyska nie jest łatwe, a poziom zawodniczek bardzo wysoki. Żeby wystartować w Paryżu, trzeba wziąć udział w pięciu międzynarodowych zawodach seniorskich i na jednych z nich osiągnąć taki wynik, który dałby kwalifikacje. W kategorii wagowej 71 kg, w której głównie startuję, jest to w dwuboju ok. 240 kg. To duży wynik.
Ewentualne uzyskanie tego wyniku poprzez wzmożoną pracę treningową mogłoby mieć dla Ciebie negatywne skutki w przyszłości…
Trzeba zrobić wynik 240 kg w kwalifikacjach, a potem znów dobrze zaprezentować się na igrzyskach.
Czyli jeżeli wyjdzie wyjazd do Paryża, to dobrze, jeżeli nie, to nie będziesz zawiedziona?
Pogodziłam się z tą myślą i ułożyłam sobie w głowie, że jeżeli nie pojadę, to nic się nie stanie. Jestem jeszcze młodą zawodniczką i wiem, że będę mogła walczyć o Los Angeles, gdzie odbędą się kolejne igrzyska.
Jakie są Twoje pozasportowe wrażenia z Meksyku?
W Meksyku byłam po raz drugi i bardzo mi się tam podoba, bo jest przede wszystkim ciepło. Było 30ºC na plusie, a kiedy wróciliśmy do Polski, zastaliśmy śnieg i temperaturę na minusie.
Co motywuje Cię do uprawiania podnoszenia ciężarów?
Dużą motywacją dla mnie jest mój tata Marcin. Chciałabym kiedyś mu dorównać i mieć takie osiągnięcia, jakie on zdobył, a nawet większe. Również sama dla siebie jestem motywacją, bo każdy pobity rekord na treningach i zawodach sprawia, że chcę bić kolejne. Jestem już na wysokim poziomie i na wszelkich zawodach chciałabym pokazywać się z jak najlepszej strony.
Bardziej motywują Cię zwycięstwa czy jednak porażki? Bo są sportowcy, którzy są bardziej zmotywowani po przegranych.
Jednak zwycięstwa, gdyż wówczas pojawia się chęć, by na kolejnych zawodach pokazać się z jeszcze lepszej strony. Chociaż miałam taką sytuację na mistrzostwach Europy w Rumunii, gdzie prawie spaliłam rwanie, zaliczając 95 kg dopiero w trzecim podejściu. Potem tak się nakręciłam, że w podrzucie zaliczyłam trzy podejścia, a w ostatnim uzyskałam wynik, który dał mi pierwsze miejsce.
Czyli stanęłaś przed ścianą: albo porażka, albo dalsza walka o medal.
Byłam bardzo nakręcona i do tego skupiona. Strasznie mi się to podobało i mało pamiętam z tamtego momentu. Adrenalina zrobiła swoje.
Najbliższe plany?
W końcu odpoczynek, okres świąteczny, a potem – z początkiem nowego roku – powrót do pracy.
Czego Ci życzyć na Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok?
Dużo zdrowia, szczęścia i jeszcze więcej sukcesów.
I tego Ci życzymy. Dziękuję za rozmowę.
Andrzej Materski