Komentarze
Tego nie chce nikt

Tego nie chce nikt

- Wyremontujemy drogę - oznajmiają miejscy urzędnicy. - Wspaniale! - odpowiadają mieszkańcy.

Urzędnicy chwilę później: - Na czas prac muszą państwo liczyć się z niedogodnościami. - Niedogodności? Nigdy! - grzmią mieszkańcy i zaczynają utyskiwać na: urzędników, którzy, ich zdaniem, za wszelką cenę chcą im utrudnić życie, na radnych, którzy nie rozrywają szat w obronie swoich właśnie krzywdzonych wyborców, i w końcu na włodarza, który winien jest całemu złu. Tak mniej więcej można opisać sytuację, do której dochodzi zapewne w wielu miejscowościach, kiedy jakaś droga idzie do remontu czy przebudowy. Wówczas zawsze okazuje się, że to był najważniejszy ciąg komunikacyjny, a wyłączenie go z ruchu wywołuje nie lada paraliż.

Nie ma co się wszakże dziwić – samochód już dawno przestał być dobrem luksusowym i stać na niego niemalże każdego. Kilka aut przypadających na jedną rodzinę to już prawie standard. Właściciele czterech kółek na korzystających z miejskiej komunikacji patrzą jak na dziwaków skazujących się na codzienną katorgę. Nie ma więc mowy, żeby stali się męczennikami na własne życzenie. Miejskim autobusem nie dojedzie się przecież pod same drzwi urzędu czy supermarketu. Tymczasem jesteśmy jednym z niewielu krajów na świecie, gdzie samochody mogą parkować na chodnikach. Poza tym, czekając na przystanku, a właściwie to zmierzając do niego, narażamy się na niedogodności pogodowe w postaci deszczu, wiatru czy śniegu. Do tego trzeba jeszcze dotrzeć o określonej porze. Co do minuty. Istna gehenna. Na koniec argument nie do zbicia: transport publiczny, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, to skazanie się na spotkanie kichających lub kaszlących współpasażerów, a od tego już tylko krok do złapania przeziębienia.

Tak więc niedoczekanie, aby jakiś urzędnik czy włodarz usłyszał od mieszkańców: „Trzeba czekać, inaczej się nie da. Dobrze, że remontuje się drogi. Łatwo nie jest, ale staramy się nie tracić cierpliwości”. Za to zdecydowanie szybciej: „Autostrada? Świetnie, byle przez pole sąsiada”, „Remont drogi? Genialnie, byle nie tej, którą codziennie dojeżdżam do pracy albo zawożę dzieci do szkoły” lub „Objazdy na czas remontu? Nie ma na to zgody! Przecież trzeba będzie poświęcić więcej czasu na dojazd, a do tego na pewno utworzą się jeszcze większe korki”. Co z tego, że za jakiś czas będzie lepiej? Nikt nie chce zagryzać zębów.

Dodatkowo ogarnia mnie śmiech, kiedy czytam o nowych mieszkaniach w świetnej lokalizacji, czyli zielonym sąsiedztwie z dobrym dostępem do transportu publicznego. Na co to komu? Potencjalnych lokatorów przyspawanych do czterech kółek nie interesuje żadna zieleń, tylko miejsca parkingowe. A kiedy ich za mało, co obserwuję na swoim osiedlu, betonuje się po kawałku trawniki.

I to tyle w temacie cierpliwości oraz szeroko rozumianej troski o środowisko.

Kinga Ochnio