Komentarze
Telewizyjne mniej niż zero

Telewizyjne mniej niż zero

No i stał się dramat. Świat zamarł, oczekując odpowiedzi na głęboko egzystencjalne i nurtujące pytania: co będzie dalej i jak żyć???

Jak będzie wyglądało jutro, pojutrze i generalnie co z naszą przyszłością, kiedy z firmamentu tańczących w jednej z telewizji gwiazd nagle i nieoczekiwanie spadła gwiazda „Królowej życia”. Spadła to spadła. Sama gwiazda pewnie za bardzo się swoim spadnięciem nie przejęła, ale nagle rozgorzała dyskusja nad gwiazdy przeszłością.

Dodajmy przeszłością dość skomplikowaną, z wątkami kryminalnymi, obyczajowymi i pikantnymi dodatkami. Nagle telewizje zaczęły się od gwiazdy przez siebie wykreowanej odcinać, materiały usuwać i generalnie ręce umywać, bo przecież co złego, to nie my.

Warto może, korzystając z okazji gwiazdy spadnięcia, zastanowić się chwilę nad mechanizmami, które pomagają „gwiazdą” zostać i na czym to „gwiazdorstwo” polega. Tak naprawdę przeszłość naszej bohaterki nie była tajemnicą i wcześniej nikomu jakoś specjalnie nie przeszkadzała w procesie gwiazdy kreacji. To akurat może i dobrze, bo przecież ludzie zmieniają się, czasem nawet na lepsze, nie można więc z góry zakładać, że ktoś z niezbyt wzorcową przeszłością nie zasługuje na szansę. Pewnie, że zasługuje. Tylko że w przypadku tej gwiazdy (i wielu podobnych) istotniejsza jest teraźniejszość. A już prawdziwym problemem – formuła programów telewizyjnych typu opowieści o królowych życia, damach i wieśniaczkach czy im podobnych arcydzieł proponowanych przez stacje, które teraz wydają oświadczenia, odcinają się i ręce umywają. Rzeczy warto nazywać przynajmniej czasem po imieniu, więc powiedzmy sobie wprost: to formuła ociekająca prymitywizmem, wulgarnością i pozbawiona tak naprawdę jakiejkolwiek wartości. Bo ani to mądre, ani śmieszne, ani wartościowe, ale… się sprzedaje. I biznes kręci się, wpływy z reklam są i wszyscy zadowoleni. Kreacja gwiazd i wzorców trwa w najlepsze.

Niebawem w świetle telewizyjnych kamer rozbłysną również inne gwiazdy wywodzące się z tzw. freak fightów, czyli mówiąc wprost: mordobicia w dosłownym tego słowa znaczeniu. Mordobicia poprzedzonego budowaniem napięcia na tzw. konferencjach prasowych i ważeniach, które polegają głównie na wzajemnym ubliżaniu i obrzucaniu się wulgarnymi wyzwiskami. Brzmi to mniej więcej jak bezpośrednia transmisja z pijackiej meliny. Do tej pory można było te „cuda” obejrzeć i wysłuchać w kanałach internetowych, ale ze względu na ich „wysoką wartość” zapewne pojawią się również w telewizji.

Istotą sprawy pozostaje jednak to, jakich idoli i jakie wzorce podrzucają nam media, sprzedając tego typu „towar”. Świat jakich wartości proponują odbiorcom, szczególnie tym młodym? I jakie są i będą tego skutki? Tym chyba nikt w telewizyjnych gabinetach się specjalnie nie przejmuje. I wreszcie: to, że ktoś wiele może zrobić dla pieniędzy, jest nawet w pewnym stopniu zrozumiałe. Trudniej zrozumieć, że ktoś inny płaci i traci czas, by to oglądać. W takiej sytuacji trudno ustalić, kto jest tym mniej mądrym.

Janusz Eleryk