Komentarze
Ten jest mój azard

Ten jest mój azard

Sierpień jest w polskim kalendarzu miesiącem przesiąkniętym różnymi wydarzeniami z przeszłości, które dla nas dzisiaj mają niewątpliwą wartość symboliczną.

Owszem, nasze oczy od razu kierują się na przedpola Warszawy, obronionej w 1920 r., do powstania warszawskiego, będącego dniami chwały i goryczy, czy też do sali BHP Stoczni Gdańskiej, gdzie w 1980 r. podpisano porozumienia, stanowiące kamień węgielny późniejszych zmian w mentalności Polaków i w ustroju naszego państwa.

I chociaż późniejsze oceny historyczne, wyważanie zysków i strat, doszukiwanie się motywów i ukrytych zamiarów to zapalne punkty na mapie historycznego dziedzictwa narodu, jednakże owa warstwa symboliczna stanowi niezaprzeczalny trwały element polskiej tożsamości.

Pośród sierpniowych dat są również i takie, o których niezbyt pamiętamy. Być może dlatego, że inne przyćmiewają je swoim znaczeniem lub medialną oprawą, a być może dlatego, że związane z nimi wydarzenia dość dokumentnie obśmiane zostały przez współczesnych jako wstecznicze i niewarte zapamiętania. Chciałbym dzisiaj wspomnieć jedną z takich dat, a mianowicie kapitulację wojsk konfederacji barskiej i zajęcie przez Rosjan Jasnej Góry, które to wydarzenie w powszechnym mniemaniu stanowi koniec działań związanych z tym powstaniem przeciw dominacji carskiej w naszej ojczyźnie. I chciałbym zwrócić uwagę na jej jakże symboliczne znaczenie.

Pokoju szukam w ojczyźnie

Pytaniem zasadniczym dla wszelkich symbolicznych wydarzeń w naszej, polskiej świadomości nie jest pytanie o bilans zysków i strat w bieżącej polityce i działaniach. Jakkolwiek nie zaprzeczam konieczności stawiania powyższych pytań, to jednakże, wkraczając w symbolikę narodową, przechodzimy z poziomu środków na poziom celów. Przeciwko samej konfederacji barskiej wytoczono tyle dział, że tylko powstanie warszawskie może z nią konkurować w zbieraniu krytycznych razów. Dla wielu, nie tylko z czasów komunistycznych, ale również i z XIX-wiecznych historyków, stanowiło ono jedno z ostatnich tchnień Rzeczpospolitej szlacheckiej w jej najgorszym wydaniu. Miało być przejawem panoszącej się prywaty, ciasnoty umysłowej występującej przeciwko innowiercom, szlachetczyzny hreczkosiejów oraz niepoprawnych mrzonek o wielkiej Rzeczpospolitej. Zaś wystąpienie przeciwko legalnej władzy króla świadczyć miało o zamiarze utrącenia reform, które światły panujący wraz ze swoją świtą chciał wprowadzić. Być może i tak. Lecz pomijając już fakt, że wszystkie te argumenty jako żywo pochodzą z deklaracji imperatorowej Rosji Katarzyny II, którą to deklarację przekazał polskiemu sejmowi już w 1768 r. książę Mikołaj Repnin, nie sposób pominąć, że gros powodów, dla których zawiązano konfederację, stanowiły postulaty o charakterze państwowotwórczym. Za największy przykład obskurantyzmu konfederatów barskich uważa się przeciwstawianie się zrównaniu w prawach innowierców. Być może z dzisiejszej perspektywy argument ten wydaje się jak najbardziej uzasadniony, jednakże należy zawsze myśleć w kategoriach epoki, którą się ocenia. I nie sposób nie zauważyć, że w tamtej rzeczywistości sprawy religijne jak najbardziej łączyły się ze sprawami państwowymi. Sama caryca Katarzyna II wykorzystywała sprawę chociażby prawosławia do uzasadniania ingerencji w wewnętrzne sprawy polskie. Pomijając jednakże czystą grę polityczną, należy dostrzec jeszcze jedno: rola religii w życiu państwa i narodu nie sprowadza się tylko do liturgicznych aktów kultu, wskazywania na znajdujące się poza tym światem niebo oraz wskazań moralnych. Religia, będąc ukazywaniem prawdy, jest ostatecznym uzasadnieniem samego faktu łączenia się ludzi w społeczności, ponieważ jest ona gwarantem niezmienności natury człowieka, z której to wynika fakt życia społecznego. Odwołanie do Istoty Najwyższej stanowi gwarancję niezmienności podstawowych praw i wolności, ponieważ to nie Ona jest od nas uzależniona, ale my od niej. Z niej również wynikają prawa osób wyznających inna religię, ale podkreślić należy, że ona uzasadnia te prawa. Konfederacja barska właśnie w tym względzie zdaje się być pierwszym polskim powstaniem. Nie tylko jako obrona przeciw ingerencji zagranicznej, ale jako uznanie własnej tożsamości, dla której warto ponosić ofiary.

Nie obawiam się przeciwników zdrady

Na takie rozumienie konfederacji barskiej wskazuje również deklaracja carycy Katarzyny II. Możemy w niej przeczytać m.in.: „Z prawdziwym żalem Jej Cesarska Mość dowiedziała się o zgromadzeniach buntowniczych w Barze i Trembowli, zawiązanych pod sztandarem fanatyzmu i rebelii. Może je tylko uważać za mącicieli pokoju publicznego i wrogów ich własnej ojczyzny, którzy nie bacząc na najświętsze zobowiązania Rzeczypospolitej, nie bacząc na jej prawa, jej spokój i dobrobyt, ośmielili się uczynić podobne powstanie, mając na uwadze tylko swój własny interes, którego szukają w niepokojach i dla niego poświęcając szczęście swojej ojczyzny. Bunt zbrodniczy, który starają się ubarwić oczywistymi powodami, które są tylko pretekstem do przykrycia ich prawdziwych zamiarów, którymi są tylko: występna żądza, niepokoje, grabieże, rozboje, pragnienie wzbogacenia się spuścizną publiczną i wzniesienie się ponad prawa, które depczą pod swoimi stopami, by w ten sposób uniknąć kary, należnej za ich występki. (…) Jej Cesarska Mość, zawsze gotowa do wypełnienia jej zobowiązań, do zapewnienia szczęścia i pokoju ludzkości, do odróżniania dobrych patriotów, rozkazując tę słuszną i niezbędną karę, zarządziła, by dobrzy patrioci, miłujący pokój i spokojność swojej ojczyzny, znaleźli pewne schronienie i trwałą opiekę w wojskach Jej Cesarskiej Mości, które zostaną użyte dla bezpieczeństwa ich dóbr i ich osób, jak też ich wolności, praw i prerogatyw. Jej wysoka protekcja i życzliwość nie mają granic dla tych, którzy na nie zasługują, wypełniając rzetelnie obowiązki patriotów, pierwszym z których jest zachowanie pokoju i spokoju w Rzeczypospolitej”.

Pozwoliłem sobie w tym tekście wypunktować pewne sformułowania, które jako żywo można przenieść w dzisiejszą polską rzeczywistość. Gdyby zamiast imienia imperatorowej wstawić chociażby nazwę Unii Europejskiej, wówczas dość ciekawie ten tekst by wyglądał.

Zelantów serce niechaj się nie chwieje

Często dla oceny wydarzeń warto pokusić się o pozostawienie płycizn bieżących działań i postarać się odkryć warstwę zasadniczą. Ona jest tym, o co właściwie się walczy. Znamiennym jest fakt, iż za koniec konfederacji barskiej uznaje się sierpniowy upadek Jasnej Góry. Św. Jan Paweł II wyraźnie mówił, że w tym miejscu zawsze byliśmy wolni. Może więc warto pomyśleć o tym, gdy po raz kolejny ktoś będzie perorował o dominacji katolicyzmu w Polsce.

Ks. Jacek Świątek