Komentarze
Źródło: DREAMSTIME
Źródło: DREAMSTIME

Teoria substytutu

Uff... Po wielu dniach oczekiwania, tonach przecieków z komisji badającej kopie nagrań z rejestratorów lotu, różnych teoriach głoszących to i owo, wreszcie na konferencji prasowej zostało przedstawione polskie badanie i jego wyniki. I cóż się okazało?

Ano mianowicie, że główna teza o naciskach na polskich pilotów odnośnie lądowania na lotnisku Sewiernyj w Smoleńsku cokolwiek upadła, ponieważ brak jakiegokolwiek materialnego dowodu na to, że generał Andrzej Błasik instruował i poganiał ich do posadzenia maszyny na płycie lotniska w gęstej mgle. Ale natychmiast się okazało, że to nie wystarcza naszym (właśnie naszym – polskim, a nie innej narodowości) badającym katastrofę z 10 kwietnia 2010 r. Niezastąpiony Edmund Klich już w przeddzień oświadczył, że to nie zmienia jego przekonania o winie polskiego generała. Właśnie – przekonania. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że mamy do czynienia z przekonaniami, a właściwie z przekonywaniem na siłę polskiego społeczeństwa do jednej z góry ustalonej tezy, która zresztą zaczęła funkcjonować już w samym dniu katastrofy dzięki SMS-om rozsyłanym przez jednego ministra do wszystkich posłów rządzącej partii. Jak tylko rozeszła się pogłoska o możliwości zakwestionowania tej tezy, natychmiast w ruch poszli dawno niewidziani w roli „smoleńskich wieszczów” poseł  z Biłgoraja i były marszałek o „gołębim sercu” (przepraszam, że nie wymieniam bliższych danych, ale jakoś nadal się brzydzę), którzy zaczęli mówić i pisać o „wampirach smoleńskich” i „smoleńskiej histerii”. Cóż za poziom merytoryki. Jednak przewyższył ich działacz partii (po)parcia, który oświadczył wszem i wobec, że nie musimy wcale ufać polskim śledczym i laborantom, ale przede wszystkim winniśmy ufać Rosjanom. Widać lekcje udzielone na Krymie w obecności m.in. byłego redaktora GazWyb nie poszły na marne. Głębszym podtekstem jednak tych wypowiedzi zdaje się być stwierdzenie, które od dłuższego czasu funkcjonuje w przestrzeni publicznej naszego kraju, a mianowicie że kwestia katastrofy jest tematem zastępczym wobec piętrzących się przed naszym krajem problemów ekonomicznych. Czy aby na pewno?

Może coś zrefundować?

Można oczywiście i tak myśleć, ponieważ papier i opinia publiczna zdaje się przyjąć każdą bzdurę, ale warto rozważyć tę kwestię, gdyż okazać się może, że w naszym zapale pchamy wóz, z którego wcześniej wyprzęgliśmy wszystkie konie. Gorączka, która ogarnęła nasz kraj, gdy okazało się, że nowa ustawa o refundowaniu leków jest cokolwiek spartaczona, a tymi, którzy poniosą największe straty, są szarzy obywatele, zdaje się jeszcze nie przechodzić. I nie ma się czemu dziwić, skoro w budżetach osób starszych, ale nie tylko, pozycja zakupu leków jest nadal wiodącą. Problem jednak w tym, że jakoś nie zauważamy, że tym, kto powinien zgodnie z konstytucją zapewnić nam minimum bezpieczeństwa w tej sferze, jest po prostu państwo. Ono właśnie, jako zorganizowana emanacja naszego narodu, jest polem naszego bezpieczeństwa. Zasadniczym egzekutorem jednak w państwie, obok prawa, jest władza, której zadaniem jest egzekwowanie ustanowionego prawa. Uderzenie więc w strukturę owej władzy jest po prostu uderzeniem w bezpieczeństwo nas samych. Dekapitacja państwa polskiego, jaka miała miejsce w Smoleńsku, nie miała do tej pory żadnego porównania w historii. W jednej chwili pozbawione zostało nasze państwo prezydenta, którego urząd stanowi o ciągłości państwa, a nadto prawie całego dowództwa sił zbrojnych, szefa banku centralnego, posłów i senatorów (szczególnie z partii opozycyjnej), a także wielu urzędników odpowiedzialnych za funkcjonowanie w naszym państwie pamięci i sprawiedliwości. Dojście więc prawdy w tej kwestii nie jest tylko sprawą honorową, ale podstawowym wymogiem naszej państwowości. Jakże śmieszne jest to, że polski prokurator generalny musi żebrać u obcego państwa o wydanie materialnych dowodów – pamiątek po katastrofie, a nadto spotyka się z odpowiedzią odmowną. Zaiste wredną i niesłychanie oburzającą (zwłaszcza w obliczu opublikowanych prac polskich laborantów) była wypowiedź człowieka, który sięgnął po najwyższy urząd w państwie, a który przed opublikowaniem prac polskiej komisji pod kierunkiem min. Millera oświadczył był, że sprawa wyjaśnienia tejże katastrofy jest „arcyboleśnie prosta”. Nie można spodziewać się po polskich władzach, że będą dbać o bezpieczeństwo polskich obywateli, skoro nie chcą lub nie mogą wyjaśnić sprawy tak zasadniczej dla bezpieczeństwa Polski, jak trwałość struktur jej władzy.

Pewien przedwojenny żarcik

Swego czasu widziałem pewien opublikowany przed wojną dowcip rysunkowy, przedstawiający rozmowę pomiędzy polskim rolnikiem a pewnym modnym i nowoczesnym dandysem. Ów młodzian oświadczył był pracującemu ciężko chłopu, iż dla niego w życiu najważniejsze jest mieć wygodne lokum i dobre jedzenie. Rolnik patrząc się na owego panka stwierdził był, że go doskonale rozumie, gdyż we własnym gospodarstwie ma takie trzy istoty, myślące podobnie jak młodzian. Tylko że z nich na święta planuje zrobić doskonałe wyroby z szynką na czele. Podobne uczucia mam, gdy słyszę iż sprawa katastrofy smoleńskiej jest odwróceniem uwagi od „żywotnych problemów współczesnych”. Otóż nie! Ona stanowi kamień węgielny kształtu polskiej państwowości. Bo czyż można polegać na państwie, które samo podcina swoje korzenie, łamie własną strukturę i nie martwi się w ogóle o prawdę i prawość w odniesieniu do najważniejszych swoich organów? Jeśli nie ma dbałości o prawdę i sprawiedliwość w odniesieniu do najwyższych władz naszego kraju, to jak można mówić o sprawiedliwości w relacjach z obywatelami? Skoro utwierdza się fikcję państwowości, to równie dobrze można utwierdzać fikcję wolności, solidarności, opieki etc. A my na to właśnie pozwalamy. Aby można było wypełniać zapisy konstytucyjne, potrzeba jest najpierw prawdziwości władzy, która może egzekwować owe zapisy i która nie opiera się na przekonaniach czy opiniach, o kłamstwach nie wspominając.

Przepraszam nie powiedziano

I na koniec warto wspomnieć, że mimo oczyszczenia pamięci gen. Błasika, nikt z opluwaczy nie umie powiedzieć: „Przepraszam”. Więc, choć do winy się nie poczuwam, wspomnę słowa hetmana Sobieskiego, które w powieści Sienkiewiczowskiej wypowiada do Wołodyjowskiego: „Harowałeś ty, żołnierzyku, przez całe życie (…) A jeśli przyjdzie ci kiedy do głowy, że zapomniano, nie nagrodzono, spocząć nie dano, żeś wysłużył nie smarowane grzanki, ale suchy chleb, nie starostwa, ale rany, nie spoczynek, ale męki, to jeno zaciśnij zęby i powiedz: „Tobie ojczyzno!”. (…) przecie ci mogę dać zapewnienie, że tak służąc (…) będą takie bramy, które się przed tobą otworzą”.

Ks. Jacek Świątek