To był mój Anioł Stróż
Tymczasem to istoty niematerialne, mające rozum, wolną wolę i konkretne zadanie do wykonania zlecone przez Boga. Bywa, że wkraczają w życie człowieka, ratując go z opresji. Robią to jednak bardzo subtelnie, by potem równie delikatnie usunąć się w cień. Wielu ludzi myśli, że aniołowie występują tylko na kartach Pisma Świętego czy w życiorysach świętych. Publicysta i katecheta Grzegorz Fels przyznaje, że on również tak sądził. Jednak wydarzenia, jakie rozegrały się pewnego sierpniowego dnia 1994 r. na nadbałtyckiej plaży, sprawiły, iż uwierzył w realną pomoc aniołów.
Dwutygodniowy urlop we Władysławowie właśnie dobiegał końca. Woda w Bałtyku miała wyjątkowo niską temperaturę. Mimo to G. Fels postanowił popływać. – Nie jestem jakimś rewelacyjnym pływakiem, więc starałem się nie wypływać za daleko – ot, żeby woda sięgała do piersi. Rzucałem się na grzbiet fali, poddając się jej łagodnemu niesieniu w stronę plaży. Trwało to wszystko może 40-50 minut. Powoli zaczynałem odczuwać zimno i lekkie zmęczenie. Postanowiłem ostatni raz skoczyć na falę. Nie zauważyłem jednak, że zmienił się prąd i fala, zamiast do brzegu, wyniosła mnie w przeciwnym kierunku – opowiada.
Mężczyzna nie czuł już gruntu pod nogami, ale sądził, iż wystarczy tylko popłynąć w kierunku plaży. Szybko jednak przekonał się, iż jest tak zmęczony i zziębnięty, że nie potrafi pokonać przeszkody, jaką stanowiły załamujące się wysokie fale. Położył się na wodzie, by odpocząć i spróbować ponownie. To był jednak błąd. Kiedy spokojnie leżał, patrząc w niebo, prąd znosił go w głąb morza. Gdy zrozumiał, co się dzieje, był już bardzo daleko od brzegu. – Chciałem wołać o pomoc, ale stwierdziłem, że nie warto, bo nikt mnie nie usłyszy. Ratowników nie było, bo plaża była niestrzeżona. ...
DY