Rozmowy
Źródło: ARCHIWUM PRYWATNE
Źródło: ARCHIWUM PRYWATNE

To był rok pokory, wiary i nadziei

Dla jednych rok to dużo, dla innych - mało. W przypadku wyjazdu młodego człowieka na roczny wyjazd misyjny gdzieś do Afryki - to dużo. Dużo, gdy ma się świadomość, że ze względów finansowych nie spotka się z rodziną, nie wyżali, nie zje wspólnie obiadu. Ten czas może dużo zmienić, naprawić albo zepsuć.

Z Katarzyną Steszuk, misjonarką świecką, która spędziła rok na placówce sióstr salezjanek City of Hope w Lusace, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

Jesteś z wykształcenia pedagogiem. Gdybyś miała wytłumaczyć dziecku, czym są misje, co byś powiedziała?

Jak wiadomo, są różnego rodzaju misje. Skupię się na moim doświadczeniu. Bardzo możliwe, że wyjaśniłabym mu to mniej więcej w taki sposób: słuchaj, misje to postawa, zachowania i uczynki człowieka, które są w zgodzie z wolą Pana Boga. Dzięki nim możemy pomagać innym ludziom, np. osobie, która jest smutna, głodna lub źle traktowana. Misje to ciężka praca, jednak daje dużo pozytywnej energii. Dzięki niej poznajesz drugiego człowieka, jego potrzeby, radości i smutki i stajecie się przyjaciółmi. To obopólna satysfakcja. Dzięki takiej pracy poznajesz także siebie, rozwijasz się.

Kasiu, jesteś młodą kobietą. W tym wieku wielu ludzi nawet nie pomyśli o pomaganiu innym, ale o tym, by korzystać z życia. Skąd pomysł, by zostać świecką misjonarką?

Zawsze mówię, że to nie był mój pomysł, chociaż to ja go wypowiedziałam. Moim marzeniem było poznanie z bliska Afryki i jej kultury. Odkąd pamiętam, fascynowała mnie, uwielbiałam filmy, książki na ten temat. ...

Jolanta Krasnowska

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł