Komentarze
Źródło: WIKIPEDIA
Źródło: WIKIPEDIA

To, co się nie nazywa…

Jak co roku, w dniach wspominania zrywu warszawskich powstańców, raczeni jesteśmy rozważaniami nad zasadnością ich poczynań, nad logiką podejmowania w tamtym momencie akcji zbrojnej oraz o konsekwencjach tego działania w późniejszych polskich dziejach. Ściera się romantyzm z pragmatyzmem, a przynajmniej tak się wydaje.

Problem jednak w tym, że strategia nie zawsze bierze pod uwagę tylko zimne kalkulacje i logiczne wnioskowania. Istnieją jeszcze inne pokłady „duszy narodowej”, które nie są dostępne matematycznym wywodom i żelaznym konsekwencjom. I nie jest to tylko bezrozumne szaleństwo poetyckiej weny, pchające ludzi ku zatracie, jak instynkt pcha ćmę w płomień świecy. Przyznam się, że wobec owych rozważań o kalkulacjach politycznych, zawsze jakoś wspominam jedną z ksiąg „Pana Tadeusza”, w której poeta ukazuje naradę w szlacheckim zaścianku przed najazdem na Soplicowo. I chociaż zapewne wszyscy stwierdzą od razu, że w krzywym zwierciadle przedstawia on wady polskiej szlachty, to jednak jest w tym pewna warstwa podskórna, która nie od razu staje się dla czytelnika jasna. To owo naprężenie polskiej duszy, tożsamość narodowa, którą owszem należy brać w karby rozumu, ale która tylko logicznymi zasadami się nie kieruje. I w całej zwadzie zimnych kalkulatorów z rozgrzanymi podgolonymi łbami czytelnik dostrzec może nie skrajne stanowiska, niedające się ze sobą pogodzić, ale dwie struny jednego instrumentu, które wydając różne dźwięki, jedną starają się utworzyć melodię. Pieśń o Polsce. Pieśń o Ojczyźnie.

Niech w drżeniu poznam sen

Dzieje naszego kraju mają wiele wydarzeń, które zdają się zrazu nielogicznymi. Weźmy chociażby obronę Głogowa, gdy polscy obrońcy grodu wypuszczali strzały w piersi własnych dzieci, przywiązanych do maszyn oblężniczych. Czyn nie tylko że nielogiczny, ale wręcz barbarzyński – ozwie się jakiś dzisiejszy autorytet, który wywodzić będzie, iż stratedzy nie powinni szafować czyimś życiem i natychmiast złożyć winni broń przed germańskim najeźdźcą. Historycy niektórzy mówić będą o tak beznadziejnym położeniu załogi piastowskiego grodu, że czyn ten uznać należy za przedśmiertne szaleństwo. Nie jestem przekonany, iż są to dostateczne wyjaśnienia. Jest w tym czynie jakieś wyczucie ponadindywidualnej tożsamości, która pozwala sięgać głębiej i dalej, aniżeli tylko do granic własnego interesu. Co więcej, pozwala przekroczyć i zanegować własny zysk, a stratę i porażkę ująć w całość większą ode mnie samego. Jest w tym owo spojrzenie, o którym mówił w swoim kazaniu ormiański metropolita Lwowa, arcybiskup Józef Teodorowicz, gdy odmalowywał podejście Polaków i ludzi innej nacji do dzieła Jana Matejki „Stańczyk”. To, co dla Anglika, Niemca czy Francuza stanowiło tylko kwestię kompozycji i kolorystyki, dla Polaka brzmiało dziejami ojczystymi, było drgnieniem duszy, a nie tylko kwestią umiejętności artystycznych. Umiejętności potrzebnej, by owo drgnienie wypowiedzieć, ale nie mogącej go zastąpić. I myślę, że przy ocenie powstania warszawskiego należy i to brać pod uwagę. Było ono elementem pewnego planu – strategii, co do którego oceny możemy się spierać. Ale włączenie się wielu ludzi, do tej pory niezorganizowanych w związkach niepodległościowych, i to niezależnie od wieku, wskazuje na owo drgnienie duszy, którego nie sposób ująć w traktaty naukowe.

Duchom grób i duchom jak kołyska

Każde wydarzenie w dziejach naszej ojczyzny wpisuje się w owo drgnienie duszy. I nie może być rozważane w oderwaniu od tego, co przeszłe, ani od tego, co po nim następuje. Taktyka jest koniecznością teraźniejszości, ale na chwili obecnej czas się nie kończy. Przypomina mi się pewna sekwencja z filmu „Dzień zagłady”, gdy jeden z uczestników ekspedycji na zagrażającą Ziemi asteroidę, w obliczu własnej śmierci mającej uratować naszą planetę, mówi o dobrych stronach owej sytuacji – będą naszymi imionami nazywać szkoły. Możliwe, że miał być to żart w scenariuszu filmowym, ale wbrew oczekiwaniom autorów zawiera w sobie coś ważnego. Szkoła ma nie tylko wymiar edukacyjny, ale jest nośnikiem tradycji. Nadanie jej konkretnego imienia wskazuje na „duchy przeszłości” i na „ducha przyszłości”. „Nic się nie kończy prostym tak lub nie, i nie na darmo giną wojownicy” – śpiewał w balladzie „Wróżba” Jacek Kaczmarski. To, co zdawało się być klęską w wymiarze teraźniejszości, stać się może triumfem w odniesieniu do przyszłości. Nie można tego ocenić z pozycji obecnych zmagań, ale przyszłe pokolenia dostrzec umieją ów wymiar. O tym pisał Adam Asnyk, gdy przestrzegał przed deptaniem ołtarzy przeszłości, nawet w imię doraźnego sukcesu. Ujmując to inaczej – czymże był w teraźniejszości obozu koncentracyjnego czyn św. Maksymiliana Marii Kolbego? Uniesieniem duszy, bezrozumnym instynktem i brakiem zimnej kalkulacji? Możliwe, ale z naszej pozycji dostrzegliśmy w nim obraz świętości – Boga przemawiającego na nieludzkiej ziemi. Ową podskórną warstwę, niedostrzegalną w teraźniejszości, ale będącą mową wieków.

Z człowieka przemawia żywy Bóg

Trochę specjalnie wybrałem na tytuł i śródtytuły fragmenty z wiersza „Ojczyzna (Prolog)” Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, kilkudziesięcioletniego poety, który zginął w pierwszych dniach powstania. Łatwo się nam dzisiaj pisze i mówi o tamtych dniach, gdy niebo rozpaliło się nad głowami. Oceniamy dowódców i przywódców, szukamy cieni zmarłych i składamy kwiaty na ich grobach, dywagujemy nad koniecznością i niekoniecznością. Lech Makowiecki w balladzie „Czterdziesty czwarty” śpiewał: „Tłum bezbronny, za nim czołgi, trupie czaszki i sukienek biel, słońce w oczy, łza się toczy, ten ostatni pocisk trafi w cel. Garść nabojów po harcerzu, padł przed chwilą, niepotrzebne mu, barykada cała w ogniu, smród kanałów kradnie resztki tchu. Czy było jak w mym śnie? Wiedzą tylko oni, Bóg kto wie, chodź w czterdziestym czwartym stanął czas, żyją wciąż, bo żyją w nas”. Ten wymiar nie może podlegać dyskusji. Bo słowa nie są w stanie ująć tego, co nienazwane, ale żywe.

Ks. Jacek Świątek