
To ekologiczna bomba!
Obawiają się smrodu, skażenia wody i powietrza, a w konsekwencji problemów ze zdrowiem. O tym, że firma z województwa warmińsko-mazurskiego chce wybudować w Dołhobrodach biogazownię o mocy 2 MW wraz z infrastrukturą, której celem jest przetwarzanie odpadów rolniczych i spożywczych na energię, mieszkańcy dowiedzieli się rok temu.
Obiekt miałby stanąć 470 m od najbliższych gospodarstw. Mając na uwadze doświadczenia innych miejscowości, gdzie podobne przedsięwzięcia powstały, lokalna społeczność mówi biogazowni stanowcze „nie”. Na ręce wójt gminy Hanna Grażyny Kowalik złożono petcję, pod którą zebrano 200 podpisów. Komitet społeczny zwrócił się również do prof. Marka Gromca, członka Państwowej Rady Ochrony Środowiska, z prośbą o wydanie opinii dotyczącej wpływu inwestycji na środowisko i życie mieszkańców. Natomiast 26 marca w sesji rady gminy – ku zaskoczeniu niektórych radnych – wzięli udział przedstawiciele inwestora, którzy złożyli wniosek o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla przedsięwzięcia. Przygotowali również prezentację przedstawiającą funkcjonowanie biogazowni rolniczej, z którą można zapoznać się na stronie internetowej gminy. Wymieniono w niej korzyści, jakie inwestycja może przynieść, m.in. nowe miejsca pracy, zakup substratów od rolników, ciepło do ogrzewania i wytwarzania ciepłej wody, możliwość zaopatrzenia gminy w gaz, przetwarzanie odpadów, możliwość korzystania z wytworzonego nawozu organicznego w postaci pofermentu. Okazuje się jednak, że wszystko wygląda dobrze jedynie na papierze. Można się było o tym przekonać podczas zwołanego przez komitet społeczny 30 marca w świetlicy wiejskiej spotkania. Przybyło na nie wielu mieszkańców. Zabrakło natomiast przedstawicieli samorządu.
Smród, hałas, zdrowie
Zastępca przewodniczącego komitetu społecznego Anna Kuźmiuk przypomniała, że w petycji, jaką przekazano wójt G. Kowalik wyrażono wątpliwości związane z biogazownią. Dotyczą one zanieczyszczenia środowiska, bezpieczeństwa sanitarnego, zmian w krajobrazie, spadku wartości działek i zdrowia mieszkańców. – Ostatnio pojawiły się głosy, że nasze obawy są bezpodstawne. Dlatego jako komitet społeczny wystąpiliśmy z prośbą o wydanie opinii w tej sprawie do prof. M. Gromca, członka Państwowej Rady Ochrony Środowiska i Państwowej Rady Gospodarki Wodnej, członka Regionalnej Komisji Ocen Oddziaływania na Środowisko przy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie – poinformowała i odczytała opinię eksperta. Wynika z niej, że bezpośrednimi oddziaływaniami biogazowni rolniczej mogą być emisja zanieczyszczeń do atmosfery, hałas, wytwarzanie odpadów, w tym masy pofermentacyjnej. Natomiast pośrednie to ruch samochodów dowożących substraty oraz wywożących masę pofermentacyjną, emisja spalin, zanieczyszczenie gleby. Podkreślił również, że odór i zanieczyszczenia powietrza mają zły wpływ na psychikę człowieka, wywołując depresję, problemy oddechowe, podrażnienia oczu i gardła. Zdaniem prof. Gromca biogazownie rolnicze muszą spełnić szereg warunków, by zapobiec uciążliwościom i zagrożeniom dla ludzi i środowiska, m.in. skażeniu wód, emisjom zanieczyszczeń, odorem, spadku wartości nieruchomości. Jak zaznaczył, szczególnie istotną sprawą jest rozważanie lokalizacji oraz odległości od osiedli również z uwagi na możliwość wystąpienia awarii, zwłaszcza że stosowane w procesie technologicznym biogaz jest środkiem łatwopalnym. Biogazownia może oddziaływać na zdrowie ludzi i zwierząt, które w pierwszej kolejności należy wziąć pod uwagę.
Nie rolnicza, ale przemysłowa?
Przewodniczący zarządu lubelskiego Wojewódzkiego Związku Zawodowego Rolnictwa i Obszarów Wiejskich „Regiony” Mirosław Prystupa przedstawił z kolei opinię prof. Jacka Dacha z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Wynika z niej, że karta przedsięwzięcia inwestycji nie określa faktycznej mocy, bo ta realna może się wahać między 3 a 3,7 MW. Oznacza to, że planowana biogazownia nie będzie rolnicza, ale przemysłowa. – Łączna moc analizowanej instalacji to 2 MW, co czyni ją jedną z większych biogazowni w Polsce, drugą w Polce. Prof. Dach przyznał również, że zdumiewające jest dla niego to, że bialski oddział RDOŚ i Wody Polskie nie stwierdziły potrzeby wykonania raportu oddziaływania na środowisko, który to de facto jest obowiązkowy dla instalacji od 0,5 MW w górę – przytaczał analizę eksperta M. Prystupa. Ponadto zdaniem naukowca dodatkowe wątpliwości wzbudza zaplanowany skład substratów, a konkretnie odpady poubojowe. – Kryje się pod nimi wiele niewiadomych. Prawdopodobnie znajdą się w nich również zwierzęta, które padły. A kto wie, jakie antybiotyki czy szczepionki były w tej padlinie? Jeżeli taki składnik znajdzie się w waszym pofermencie, czyli pozostałości po produkcji biogazu, który wykorzystacie jako nawóz, to przeniknie on do gleby i pobiorą go rośliny. Jeśli tak się stanie, to np. gospodarstwa ekologiczne nie będą mogły sprzedać swoich produktów, ponieważ nie spełnią one wymaganych norm – ostrzegał. Zwracał również uwagę na smród. – Do takiej biogazowni jak ta planowana w Dołhobrodach potrzebny jest hermetyczny magazyn do przyjęcia tych właśnie odpadów. Jeżeli np. przyjedzie do was dziesięć tirów z padliną, to fetor na pewno rozniesie się po okolicy. Ze względu na opary spadnie również wartość działek – podkreślał, apelując do mieszkańców, by dobrze zastanowili się nad planowaną biogazownią, ponieważ decyzja, jaką podejmą, będzie wiążąca. – A skąd macie pewność, że za tą inwestycją nie idą kolejne? Jeśli wpuścicie tę firmę na swój teren, kto wie, czy obok nie np. powstanie 20 kurników. Wtedy już tego nie zatrzymacie – dodał.
Kuźmiuk zwróciła uwagę, że teren, jakim interesuje się inwestor, to 7 ha, podczas gdy biogazownia ma powstać na obszarze niewiele ponad 2 ha. – Rzeczywiście nie wiemy, co będzie z pozostałym terenie – przyznała.
Zanim będzie za późno
Radna Beata Dydziuk poinformowała, że inwestor przygotował raport oddziaływania na środowisko zlecony przez RDOŚ, który nie dość, że zawiera kuriozalne błędy, to mocno daje do myślenia. – Pani wójt mówi, że trzeba czekać na konsultacje społeczne. Problem w tym, że odbędą się on już po wydaniu wszystkich decyzji rolno-środowiskowych i społeczeństwo wtedy już nie będzie miało nic do powiedzenia. W tym momencie możemy jeszcze pisać jakieś zapytania, petycje do różnych instytucji. Po wydaniu uzgodnień nie będziemy mieli prawa głosu. Nikt nas nie będzie słuchał – zaznaczyła.
Pieniądz może odbić się czkawką
Mieszkańcy, którzy również zabierali głos, zwracali uwagę, że w okolicy znajduje się wiele gospodarstw agroturystycznych, powstają pensjonaty. – Przez ostatnie dwie kadencje poczyniliśmy wiele inwestycji związanych z rozwojem turystyki. Tymczasem dzisiaj dowiadujemy się, że tak naprawdę planowana jest tu biogazownia przemysłowa, która stanowi bombą ekologiczną. Jeżeli powstanie, to wspomniane inwestycje zostaną zmarnowane, bo jeśli turyści nie przyjadą, to wszystko padnie – zauważył jeden z mieszkańców.
Inni wyrażali obawy, czy przez środki transportu, które będą dowozić tu odpady poubojowe, nie zostanie przywleczony wirus pryszczycy. Zwracano również uwagę, że biogazownia może oznaczać bankructwo gospodarstw zajmujących się uprawą ziół. – Są one poddawane badaniom na obecność metali ciężkich, a jak dzisiaj usłyszeliśmy, mogą się one znaleźć w pofermencie. Jeśli zostaną wykryte w naszych ziołach, wszystko trzeba będzie wyrzucić – zaznaczył.
Nie brakowało również opinii, że nikt nie pytał mieszkańców o zdanie na temat biogazowni. Zarzucano władzom gminy, że wszystko robione jest za plecami społeczeństwa. – Słyszymy, że dzięki inwestycji do budżetu będą wpływały pieniądze. Oczywiście są one ważne. Tylko musimy rozważyć, czy ten pieniądz nie odbije się nam czkawką. Nam, naszym dzieciom, wnukom. Jedyną rzeczą, której człowiek nie jest w stanie kupić, jest zdrowie. Tymczasem zgadzając się na tę inwestycję, możemy sobie zafundować chorobę – przestrzegała B. Dydziuk.
Głos zabrał także Andrzej Zaciura z gminy Tuczna, która mierzy się identycznym problemem, ponieważ ten sam inwestor chce tam również wybudować biogazownię o mocy 2 MW. – My również staramy się zablokować tę inwestycję. Przed nami wybory prezydenckie, wykorzystajmy ten czas i poprośmy i interwencję posłów z naszego regionu. Jeśli połączymy siły, jest szansa, że ktoś wreszcie zainteresuje się naszym problemem – wyraził nadzieję.
DY