To jest scena, na której po raz pierwszy wystąpiłam
Siedlczanka, absolwentka I Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Prusa przyjechała do swojego rodzinnego miasta z przedstawieniem, w którym obok niej wystąpiły: jej córka Paulina Holtz, Krystyna Tkacz i Magdalena Zawadzka. „Lilka, cud miłości”. To opowieść o miłości, a raczej o tajemnicy miłości. Sztuka ta jest podróżą w czasie: śledzimy bowiem losy tytułowej Lilki od dzieciństwa do śmierci. I podróżą w przestrzeni: akcja dzieje się w secesyjnym Krakowie i Wiedniu, w Zakopanem, Poznaniu, okupowanej Warszawie. Oparty na wierszach, dzienniku i listach Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (nazywanej Lilką), poetki i dramatopisarki dwudziestolecia międzywojennego. Spektakl został przyjęty przez widzów owacjami na stojąco, a grająca w nim J. Żółkowska, która w tym roku świętuje 45-lecie pracy powróciła na siedlecką scenę po wielu latach.
– Długo kazała pani na siebie czekać, pani Joanno – powiedział po przedstawieniu prezydent miasta Andrzej Sitnik, wręczając aktorce list gratulacyjny i bukiet róż.
– Takie czasami jest życie. Ale jestem! – odparła J. Żółkowska. – To jest ta scena, na której właściwie po raz pierwszy wystąpiłam. Miałam wtedy 14 lat. Był taki zespół Podlasie, w którym tańczyłam, śpiewałam, recytowałam. Jest to dla mnie szczególnie miłe, że mogłam tu powrócić po tylu latach. Już nie chcę mówić, po ilu. To dla mnie ważne przeżycie, bardzo wzruszające – zapewniła aktorka.
Kwiaty J. Żółkowska otrzymała również od dyrektora Centrum Kultury i Sztuki Sceny Teatralnej Miasta Siedlce im. Andrzeja Meżeryckiego Waldemara Koperkiewicza. – Dzisiaj zdarzyła się rzecz niesłychana, ponieważ w takim skupieniu w zasadzie poezji dawno się u nas nie słyszało – przyznał.
Jak nad Muchawką łapałam żaby
J. Żółkowska urodziła się 6 marca 1950 r. w Siedlcach. „Nasz dom był duży piętrowy otoczony ogromnym ogrodem. Niedaleko rósł las i płynęła rzeczka Muchawka. Byłam dzieckiem psotnym. Pamiętam, jak nad Muchawką łapałam żaby. Wyszukiwałam ogromne ropuchy i wrzucałam je ciotce Irenie, jednej z naszych krewnych, za dekolt. Okropnie wrzeszczała. (…) W liceum miałam świetną polonistkę, panią Irenę Gawriołek. Robiła przedstawienia poetyckie związane z danym autorem czy tematem. Występowałam w nich. Gdy byłam w klasie maturalnej, pani Gawriołek zaprosiła do naszej szkoły wybitnego aktora Jacka Woszczerowicza. Umówiła mnie z nim na coś w rodzaju przesłuchania. Mistrz polecił mi wykonać różne scenki, wysłuchał mojej recytacji „Żony Wacia” Gałczyńskiego i powiedział: «Idź do szkoły teatralnej!«. Z przejęcia nie spałam całą noc” – tak w jednym z artykułów opisuje lata młodości w Siedlcach aktorka. Jej wspomnienia z nad Muchawki można przeczytać również w książce „Układanka”, której J. Żółkowska jest autorką.
MD