To już koniec?
Wojna na Ukrainie i w Izraelu, kataklizmy, kryzys w Kościele. Do tego przeróżne objawienia prywatne mówiące o III wojnie światowej, chętnie cytowane także przez niektóre media katolickie. „To koniec czasów” - słychać coraz częściej. Czy rzeczywiście możemy spodziewać się rychłego końca świata?
Z wykształcenia jestem teologiem biblijnym, więc Biblia jest dla mnie najważniejszym źródłem odniesienia i przyznam, że mam kłopot z wyrażeniem „koniec świata”, dlatego że nie ma ono potwierdzenia w Piśmie Świętym. Owszem, są tłumaczenia wypowiedzi Pana Jezusa z Ewangelii św. Mateusza, w których stosuje się to wyrażenie, ale patrząc w tekst grecki, nie znajdziemy dosłownie takiego określenia, jak „koniec świata”.
Jest tam raczej mowa o dopełnieniu czy zwieńczeniu jakiejś epoki, ery, jakiegoś okresu czasu. Chcąc lepiej to zrozumieć, sięgnąłem do tłumaczenia ks. Jakuba Wujka i jego XVI-wiecznego przekładu Biblii z Wulgaty i stwierdziłem, że współcześni tłumacze bardzo pokornie poszli za jego autorytetem i dlatego używają wyrażenia „koniec świata”. Wprawdzie mogłoby być ono zastosowane, ale nie dosłownie, lecz jako koniec pewnych reguł i zasad, jakimi rządzi się ten świat, który znamy i w którym czujemy się bezpiecznie.
To fakt, że my, ludzie XXI w., w każdym okrucieństwie czy wojnie upatrujemy kresu naszych czasów. Skłania nas do tego brutalność tego świata. Jednak wojny czy kataklizmy były od zawsze i według mojej wiedzy biblijnej nie są znakiem końca epoki.
Jak w takim razie należy rozumieć słowa Jezusa z Ewangelii św. Łukasza: „Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy. ...
DY