To może w Bieszczady?
Skutki koronawirusa szczególnie mocno odczuwa branża turystyczna, która już czeka w blokach startowych, by powrócić na właściwe tory i z powrotem przyciągnąć nieco wystraszonych turystów. Choć coraz więcej krajów otwiera swoje granice dla Polaków, u nas nadal obowiązuje zakaz międzynarodowego ruchu lotniczego. Taki tam paradoks. Oczywiście wszędzie, gdzie swoją obecność zaznaczył wirus, obowiązują jakieś ograniczenia. We Włoszech ponoć powstają koronaplaże - turystów mają oddzielać od siebie szyby z pleksi. Trochę to przypomina parawany nad polskim morzem. W sumie to powinniśmy opatentować pomysł i zastrzec do niego prawo. W Hiszpanii do pilnowania dystansu między leżakami mają być zaprzęgnięte patrole policji. U nas można by do takiej akcji zaangażować sprzedawców lodów i świeżutkich jagodzianek. Z kolei Cypr, aby przyciągnąć turystów, zapłaci za wakacje każdemu, kto zarazi się na nich koronwariusem. No cóż, do odważnych świat należy. Sama podróż też nie będzie należała do szybkich i przyjemnych.
Na lotnisku zmierzą nam temperaturę, wręczą maseczkę i rękawiczki, to spowoduje, że odprawy będą się wlekły w nieskończoność. W hotelu cała procedura z temperaturą i maseczkami rozpocznie się od nowa. Wszędzie trzeba będzie zachować bezpieczny dystans… i anielską cierpliwość. To może lepiej zostać w Polsce? Hotelarze i właściciele pensjonatów już zacierają ręce i podnoszą ceny, bo przecież jakoś trzeba sobie odbić te kilka tygodni zamrożenia. Zwłaszcza że dodatkowo trzeba spełnić wyśrubowane standardy higieniczne. W wielu miejscach ponoć ma być testowane rozwiązanie, by wolny był co drugi pokój. Niech zgadnę – za jedno miejsce noclegowe będzie trzeba zapłacić jak za dwa? Na razie będzie stać na to… dzieci. Prawdopodobnie już w te wakacje wyruszą na kolonie z bonem o wartości 500 zł w kieszeni. Dorośli, póki co, mogą obejść się smakiem… Chyba że ucieszy ich fakt, iż będą mogli odpocząć od swoich pociech, z którymi w ostatnim czasie musieli spędzić nadprogramową liczbę godzin.
Samorządy, chcąc uszczknąć coś dla siebie, zachęcają do spędzenia tegorocznych wakacji blisko, czyli przykładowo na Mazowszu. Nie tylko pływając po wiślanych wodach, jak zrobił to marszałek województwa, inaugurując kampanię. Są też takie osoby, które, wciąż odczuwając lęk przed zachorowaniem, będą chciały pojechać tam, gdzie nie ma wielu ludzi. W Bieszczady? Zła wiadomość – właśnie tą lokalizacją zainteresowanie w ostatnim czasie wzrosło.
Czyli najlepiej zostać w domu?
Kinga Ochnio