To się odbuduje
Po ogłoszeniu najbardziej rozpoznawalnych kandydatów z „niższej półki”, jak Braun, Zandberg, Jakubiak czy Stanowski, emocje związane z ich nazwiskami w zaledwie kilka dni rozeszły się po kościach. W toczącej się grze tak naprawdę liczy się dwóch zawodników oraz gracz walczący o najniższe miejsce na podium. W przypadku tego ostatniego nie musi on obecnie z nikim rywalizować, gdyż konkurenci są raczej poza zasięgiem.
Dwaj główni uczestnicy igrzysk prezydenckich to oczywiście Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki, trzecim jest Sławomir Mentzen. Taki skład podium nie jest dziełem przypadku, ale odzwierciedleniem krajowego układu sił politycznych.
O ile na około 100 dni przed wyborami trzecia lokata jest pewna, to kwestią otwartą wciąż pozostaje nazwisko lidera wyścigu. Dotychczasowy faworyt sondaży, ulubieniec mediów głównego nurtu, pupilek analityków i ekspertów odnotowuje kolejne zjazdy. Według jednego z badań ankietowych w drugiej turze wyborów niezależnego kandydata na prezydenta kraju o włos wyprzedza kandydat obywatelski. Wiele wskazuje na to, że ów trend będzie się utrzymywał. Media, choć nieśmiało, ale coraz częściej donoszą, że w obozie uśmiechniętych serduszek poważnie jest brany pod uwagę scenariusz zmiany pretendenta na stanowisko głowy państwa, bowiem – groteskowo udając konserwatystę – włodarz Warszawy nikogo nowego do oddania głosu na swoją „skromną” osobę nie przekonuje. Wręcz przeciwnie: nieustannie naraża siebie i reprezentowany obóz na śmieszność.
Wędrując po Polsce, Trzaskowski stara się pokazać jako zwykły człowiek, który opuścił stołeczny salon, by rozmawiać z ludem. Ale po epizodzie z Zenkiem Martyniukiem, ekspedientką w Łomży, starciu z młodym chłopakiem w Gietrzwałdzie czy śniadaniu w rodzinie „zwykłego rolnika” kojarzonego przez pół Polski m.in. z wystąpień na wiecach Tuska, widać, że – jak mawiają młodzi – wciąż coś nie pyka.
Jednak to nie panowanie nad emocjami, spotykani ludzie, media „czystej wody” czy do bólu przewidywalne wypowiedzi są największym problemem Trzaskowskiego. Dziś jest nim obóz rządzący i jego systematycznie spadające notowania. Wariaci natomiast, którzy nami zarządzają, sądzą, że ich nieomylność i genialność będzie podziwiana wszędzie. Tymczasem wyraźnie widać, iż tego rządu nie uratuje już ani Ursula von der Leyen, ani Jerzy Owsiak, który jako świecki święty i osoba niepodlegająca krytyce, próbując się odwdzięczać władzy za solidne datki, ostatnio wściekle atakuje wyrażających swoje opinie seniorów. Oczekujący krwi zwolennicy rządu tracą cierpliwość. Tusk, mimo ogromnych wysiłków i bezczelnego łamania prawa, nie zgniótł opozycji. Lanie wody bez aktów oskarżenia i powtarzane na każdym kroku: „wszystkich rozliczymy” przynosi odwrotny efekt. Hartuje opozycję, a nawet – do niedawna mocno popękaną – skleja, co skutecznie uniemożliwia prezydentowi Warszawy pozyskiwanie nowych wyznawców.
Proces upadku tej władzy trwa. Wypadających jak królik z kapelusza kolejnych afer, przejęzyczeń czy oszustw w erze mediów społecznościowych nie da się łatwo zamaskować. Pozostaje mieć nadzieję, że przed solidnym walnięciem w ścianę nie zdołają dokończyć dzieła niszczenia kraju.
I tu znowu odwołam się do mistrza Barei. W „Rozmowach kontrolowanych” główny bohater, wychodząc spod sterty gruzów, mówi: „Jeszcze nie zginąłem. To się odbuduje”. My jako naród również przeżyliśmy wiele. I tym razem, gdy tylko nieudacznicy zostaną odstawieni na boczny tor, z pewnością przywrócimy godność i blask temu krajowi.
Leszek Sawicki