Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Togi łatwo uszyć

Jedno z powtarzanych w naszym kraju opowiadań z przeszłości mówi, iż w Polsce najwięcej jest lekarzy, gdyż każdy ma swoje zdanie na temat metod leczenia rozmaitych dolegliwości. Stojący na krakowskim rynku Stańczyk (błazen królewski) z owiniętą bandażem twarzą przyjmował od przechodzącego tłumu najrozmaitsze porady, jak leczyć ból zębów. Dzisiaj nie sposób odnieść wrażenia, iż w Polsce to nie zawód lekarski cieszy się największą populacją, lecz raczej prawniczy.

Dochodzi już do tego, iż (zgodnie ze słowami jednej z manifestantek przed Sądem Najwyższym) nawet małe dzieci, zanim zasną spokojnie, w formie wieczornego pacierza wykrzykują: „Wolne sądy! Konstytucja!”. Stan cokolwiek paranoiczny, lecz nie sposób nie zauważyć, iż właśnie taki stan umysłu mają na celu wszyscy, którzy dzisiaj odnoszą się publicznie do reformy sądownictwa w Polsce. Osobiście nie jestem o tym w najmniejszym stopniu przekonany. Całkowita apolityczność władzy sądowniczej jest po prostu zwykłą bajką. Każdy człowiek w dzisiejszym świecie posiada jakieś poglądy. Nawet sędzia.

Dosadnie wskazała na to sama pani Gersdorf, gdy na stopniach Sądu Najwyższego oświadczyła, iż – przysięgając na konstytucję – dodała słowa: „Tak mi dopomóż Bóg!”, a uzasadniła to tym, iż jest osobą wierzącą. Każdy więc posiada swój światopogląd i nie wyzbywa się go, idąc do pracy, nawet w sądzie. O przypadku sędziego Tulei nie wspomnę. Apolityczność więc jest tylko bajką. O cóż więc tak dokładnie chodzi z tą reformą? Czy rzeczywiście o skok na sądy w wykonaniu partii dzisiaj rządzącej?

 

Oddać się ingerencjom w cudzy świat

Meandry prawa w dzisiejszej Polsce są przedziwne. Czytając niektóre doniesienia na temat zasądzonych przez Sąd Najwyższy wyroków, odnoszę wrażenie, iż mam do czynienia ze światem alternatywnym. Nie odnoszę się do wszystkich, bo też w całym tym galimatiasie nie sposób tego dokonać. Skupię się tylko na pojedynczych przypadkach. Czytałem niedawno o wyroku, jaki ponoć w styczniu 2018 r. zapadł we wspomnianej instytucji. Otóż rozwiedzione małżeństwo polsko-duńskie wadziło się o sprawę opieki nad dzieckiem. Tatuś dzieciny złożył w duńskim sądzie pozew przeciwko mamusi i wygrał. Sąd duński przesłał sprawę do polskiego sądu, a ten w pierwszej instancji przyznał rację tatusiowi. Mamusia złożyła jednak apelację, a sąd drugiej instancji przyznał tym razem rację jej. Koniec końców sprawa stanęła przed Sądem Najwyższym, który oddalił skargę kasacyjną złożoną przez ojca. Mając w pamięci wszystkie sprawy toczące się przed obcymi sądami w sprawach dzieci z małżeństw mieszanych czy też w sprawach dzieci odbieranych polskim rodzicom, odnieść mogę wrażenie, iż wreszcie coś się ruszyło w polskim wymiarze sprawiedliwości, który zaczął chronić prawa polskich rodziców. Być może presja społeczna i do tego doprowadziła. Jednakże warto przyjrzeć się uzasadnieniu decyzji sędziny najwyższego organu polskiego sądownictwa. Otóż przyznała ona w nim, że „Sąd Najwyższy ma na uwadze to, że orzeczenia sądów zagranicznych powinny być automatycznie uznawane w Polsce”. Podkreślę tylko dla porządku słowo: automatycznie. Interesującym zapewne w tym kontekście jest pytanie, czy relacja ta jest symetryczna, tzn. czy zagraniczne sądy również automatycznie uznają orzecznictwo polskie, ale to trzeba pozostawić na razie bez odpowiedzi. Użyte w uzasadnieniu wyrażenie wskazuje, iż w mentalności polskiej sędziny mamy do czynienia z całkowitą zależnością polskiego wymiaru sprawiedliwości od orzecznictwa zagranicznego. W tym przypadku nie ma w ogóle mowy o zbadaniu współmierności polskiego prawa z prawodawstwem innego państwa czy też z obroną interesów polskiego obywatela. Sędzia Sądu Najwyższego Rzeczpospolitej Polskiej uznaje, iż polski wymiar sprawiedliwości ma być tylko notariuszem wymiaru sprawiedliwości innego państwa.

 

Wróżyć innym wolną wizję jutra

Ciekawym jest również cała dywagacja wspomnianej instancji sądowej w sprawie drukarza z Łodzi, który został skazany za odmowę wykonania usługi na rzecz organizacji LGBT. Pomijam w tym względzie wyrok sądu pierwszej instancji, który porównywał owego człowieka do nazistów, którzy nosili pasy z napisem: „Gott mit uns”. Odrzucając kasację ministra sprawiedliwości, Sąd Najwyższy podjął się interpretacji wierzeń i wynikającego z nich sposobu postępowania człowieka, który w swoim sumieniu uznał, że nie chce uczestniczyć w działaniach niezgodnych z preferowanymi przezeń zasadami. Przy czym należy zauważyć, że sprawa dotyczy firmy prywatnej. Otóż Sąd Najwyższy uznał, że drukarz… niewłaściwie odczytał normy własnego wyznania. Co to znaczy? Otóż Sąd Najwyższy uznał się za kompetentnego stanąć na miejscu papieża, Kościoła i sumienia pojedynczego człowieka. Nie sposób nie odnieść wrażenia, iż przypisał sobie prerogatywy co najmniej boskie. Ponadto zauważył, że oceniając, czy dana odmowa jest obiektywnie zgodna z normami danego systemu religijnego, warto również korzystać z trzech kryteriów oceny wypracowanych przez Europejski Trybunał Praw Człowieka i ustalić: a) czy dane zachowanie polegało na bezpośrednim wyrażeniu danego wyznania czy przekonań; b) czy wyznanie to ustanawiało moralną powinność takiego właśnie zachowania; c) czy zachowanie to stanowiło powszechnie przyjętą, w ramach danego wyznania, formę jego praktykowania. Jak na razie mamy do czynienia z oceną działania tylko jednego wiernego. Strach pomyśleć, co stanie się, gdy dojdzie do oceny działań Episkopatu. Przecież zaskarżenia jakiejkolwiek jego decyzji można sobie wyobrazić (np. w sprawie związków homoseksualnych). Powyższe jasno daje do zrozumienia, dlaczego reforma sądownictwa jest konieczna. A Sądu Najwyższego szczególnie.

 

Nie dajmy się w ich paranoję ująć

Problematyka dzisiejszego sądownictwa jest cokolwiek szersza i nie sposób odnosić się do niej tylko felietonistycznie. Jedno jest pewne. Jeśli ta grupa społeczna uznaje się za „szczególną kastę”, to nie idzie tylko o sprawy wpływów, władzy i pieniędzy. Sprawa toczy się o realny ideologiczny kształt polskiej państwowości i o suwerenność Polaków w ich własnej ojczyźnie. To o to toczy się bój. I nie dziwne, że zamiast pacierza, mała dziewczynka przed snem krzyczy: „Wolne sądy! Konstytucja!”. Ideologia zastąpiła jej wiarę.

Ks. Jacek Świątek