Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Tragedia ma Myśliwieckiej

W ubiegłym tygodniu doszło do niemałego zamieszania w redakcji radiowej Trójki. Nowopowstały Związek Zawodowy Dziennikarzy i Pracowników Programu III Polskiego Radia wydał oświadczenie, stanowczo przeciwstawiając się decyzji dyrektora tejże stacji, który zatrudnił Michała Karnowskiego jako prowadzącego i komentatora w trzech audycjach porannych programu III Polskiego Radia.

W uzasadnieniu związkowcy powiadomili dyrektora, że najważniejszym zarzutem przeciw Karnowskiemu są jego poglądy polityczne i ich uwyraźnianie w różnych audycjach, w których komentował on wydarzenia polityczne w naszym kraju. Jest to zaiste bardzo ciekawa argumentacja. Wynika z niej bowiem, że prawdziwy dziennikarz nie powinien mieć żadnych poglądów na świat i rzeczywistość społeczno – polityczną. Tymczasem taka sytuacja jest po prostu niemożliwa. Nie wchodząc w sam spór w ramach redakcji radiowej Trójki, warto zastanowić się nad zarzutem, który został postawiony Michałowi Karnowskiemu.

Czym jest pożądana „apolityczność”?

Problem leży w samym rozumieniu słowa „polityka”. W naszej rzeczywistości, a właściwie w mediach, bardzo często jest mylona z „partyjnością”, czyli przynależnością do konkretnego ugrupowania, a nawet sympatyzowanie z jakąś partią polityczną. Biorąc jednak pod uwagę najstarszą, bo starożytną definicję polityki należy stwierdzić, że polityka jest rozumną troską o dobro wspólne. Dziennikarz, sam będąc członkiem społeczności politycznej, jaką jest państwo, nie może dystansować się od dbałości o społeczność. Pozostając tylko biernym opisywaczem życia społecznego, stanowiłby rodzaj pasożyta, który żyjąc ze społeczności nie chce włączać się w jej życie. Z natury człowieka wynika życie w społeczności, zatem z natury człowieka wynika troska o społeczność, która kształtuje moje ludzkie działania, a przynajmniej umożliwia mi życie godne człowieka i zgodne z moją ludzką naturą. Przy czym owa troska nie ogranicza się tylko do składki podatkowej na rzecz funkcjonowania społeczności. Właściwym sposobem dbałości o społeczność państwową jest również – a może przede wszystkim – takie jej kształtowanie, aby właściwie spełniała swoją powinność, tzn. umożliwiała ludziom ludzkie życie. Innymi słowy społeczność powinna opierać się na rozpoznaniu prawdy o tym, kim jest człowiek i jakie jest jego najwyższe dobro. W tym momencie wkraczamy jednak w pewne spory światopoglądowe, przez które nie rozumiem jakichś waśni religijnych czy parareligijnych, ale całościowe ujęcie rzeczywistości i jej odczytanie, czyli pogląd na świat. Nie można żądać od dziennikarza, ani w ogóle od jakiegokolwiek człowieka, aby nie posiadał wizji świata, w którym żyje. Wypowiadając najprostsze zdanie ogólne, np. „nie wolno czynić zła drugiemu” czy „Bóg nie istnieje”, wkraczamy w sferę światopoglądową. Podobnie dzieje się wówczas, gdy powołujemy się na prawa człowieka, zawarte w tej czy innej konwencji lub wynikające ze zdroworozsądkowego spojrzenia na świat. Żądanie, aby dziennikarz nie posiadał takich poglądów oznaczałoby, że jemu jednemu nie wolno żyć życiem ludzkim, bo właśnie człowieka charakteryzuje taki poznawczy kontakt ze światem. W przypadku społeczeństwa, które kształtowane jest przez człowieka, ogólny pogląd na rzeczywistość przybiera charakter idei społecznych, czyli modeli ustrojowych, zasadzających się na prawdzie rozpoznanej rzeczywistości. Mówiąc innymi słowy: dziennikarz jako człowiek ma prawo do posiadania własnych poglądów i ma prawo, właśnie w imię odpowiedzialności za społeczeństwo, kierować się tymi poglądami w pracy zawodowej.

A co z „apartyjnością”?

W przypadku ujawniania przez dziennikarza własnych preferencji partyjnych mamy do czynienia z pewną złożoną sytuacją. Zastanowić się należy, dlaczego w rzeczywistości politycznej pojawiają się w ogóle partie polityczne. Wszak gdyby tylko uznać, że winniśmy troszczyć się o dobro wspólne, wówczas nie byłoby miejsca dla różnic partyjnych. Otóż zjawisko partii politycznych związane jest z niedoskonałością naszego ludzkiego rozpoznawania rzeczywistości. Spór partyjny w ramach społeczności politycznej jest pewną formą wpisania sporu w ogóle w naszej cywilizacji. Tak jak w nauce dochodzi się prawdy w wyniku debaty naukowej, podając argumenty i zbijając logicznie argumenty przeciwnika, tak również w kształtowaniu ustroju społeczności politycznej spór o ramy ustrojowe i o bieżące działania społeczności politycznej znajduje swój wyraz w istnieniu partii politycznych. W normalnej sytuacji partie polityczne są swoistą emanacją podejścia człowieka do rzeczywistości. Są wyrazem pewnych światopoglądowych i doraźnych ocen rzeczywistości politycznej. Z tego względu nie wydaje mi się, aby dziennikarz miał być pozbawiony również i tego przywileju, który jest przywilejem każdego człowieka w państwie. Zresztą sam fakt posiadania przez dziennikarza poglądów politycznych w jakiś sposób sytuuje go na scenie politycznej. Argumenty o bezstronności dziennikarskiej sytuują się bardziej w sferze rozdzielenia komentarza od przekazywanej informacji, ale to winno być domeną reporterów, a nie komentatorów politycznych. Czy można skomentować jakieś wydarzenie bez odniesienia się do idei ustrojowych? Samo ukazanie za i przeciw jest z natury swojej naznaczone jakimiś poglądami. Zachowanie się dziennikarza wobec zaproszonego polityka już ujawnia jego preferencje wyborcze. Przykładów z mediów polskich nie trzeba w tym kontekście przytaczać. Podnoszenie argumentu, że dziennikarz jest zatrudniony w mediach publicznych i powinien zachowywać bezstronność, jest raczej fikcją polityczną lub próbą zawoalowanego przekazywania własnych przekonań politycznych. Dlatego nie widzę niczego zdrożnego w tym, że brać dziennikarska ma bliżej do tej czy innej partii. Żądam tylko jednego: by nie ukrywali własnych preferencji i nie stroili się w piórka bezstronnego opisywacza i komentatora. Bo to już jest kłamstwo.

Mania prześladowcza

Wydaje się, że spór o Michała Karnowskiego nie jest sporem o warsztat dziennikarski, ale zaszczepionej w mediach swoistej psychozy wobec jednej partii politycznej. Dzisiaj na niektórych salonach wręcz nie można się przyznać do sympatyzowania z nią, bo zostanie się wyśmianym. A jeśli ktoś nie wierzy, niech obejrzy sobie kilka programów publicystycznych, niekoniecznie w TVN. Jest to o tyle nienormalne, że samo w sobie stanowi wpływanie na zachowania wyborcze społeczeństwa. Ale w tym przypadku nie mówi się o zagrożeniu demokracji. Osobiście wolę dziennikarza pewnego swoich poglądów niż głuptaka powtarzającego „modne politycznie” opinie.

Ks. Jacek Świątek