Trans w każdej szafie
A potem szafa uchyliła swoje drzwi - najpierw bardzo dyskretnie, potem coraz odważniej, a jeszcze potem całkiem je na oścież bohatersko rozwarła i zaczęły z niej wychodzić kolejne ukrywające się tam transosoby. Nareszcie zadowolone, ba, szczęśliwe, że mogą w końcu objawić światu swoje prawdziwe „ja”. Jest pośród tych szczęśliwców amerykańska pływaczka Lia Thomas, która dzięki wprowadzonym kilka miesięcy temu przepisom mogła wziąć udział w elitarnych uniwersyteckich zawodach pływackich, w których w marcu - jako pierwsza w historii USA osoba transpłciowa - zdobyła akademickie mistrzostwo tego kraju. Świeżo upieczona amerykańska mistrzyni akademicka broni się przed zarzutami, że zmieniła płeć, żeby wygrywać.
Fakt, że występując przez trzy sezony w męskiej drużynie uniwersyteckiej, nie zrobiła oszałamiającej kariery, tłumaczy tym, że z powodu nieakceptowania swojej płci była nieszczęśliwa, cierpiała na depresję i nie mogła do końca skoncentrować się na pływaniu. Żeby więc „być szczęśliwą i szczerą wobec siebie” zrzuciła przytłaczający ją psychiczny ciężar, wydobyła się z szafy, czyli dokonała w 2018 r. coming outu, a rok później rozpoczęła terapię hormonalną i już jako kobieta zaczęła kolekcjonować sportowe trofea. Z 462 miejsca w kategorii mężczyzn wskoczyła na pierwsze wśród kobiet. Taki szczęśliwy – hop-siup! – zbieg okoliczności. Z akcentem na „zbieg”.
Przeciw takiemu potraktowaniu Thomas zaprotestowali kibice, zaprotestowały też – co ciekawe: anonimowo! – zawodniczki kadry uniwersytetu, którego barwy reprezentuje świeżo upieczona kobieta, argumentując, że „biologicznie rzecz biorąc”, ma ona „niesprawiedliwą przewagę nad konkurentkami w kobiecych zawodach”. Ale wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób podważają jej obecność w żeńskim zespole, Lia ze stoickim spokojem uspokaja stwierdzeniem, że kobiety, które urodziły się w ciele mężczyzny, wcale nie mają przewagi nad tymi, które nie zmieniały płci, czyli transseksualni „startując w żeńskich konkurencjach, nie zagrażają żeńskiemu sportowi jako takiemu”, bo są „bardzo małą mniejszością pośród ogółu zawodniczek”. „No i dlatego łatwiej im wygrywać” – konstatują ci, którzy poprawność polityczną zawiesili na kołku i płyną pod prąd tęczowym modom. I przywołują opinie ekspertów, którzy nie mają wątpliwości, że „żadne przepisy nie są w stanie zmienić przewagi fizycznej, jaką daje męskie dojrzewanie”. I że „płeć społeczna nie może być ważniejsza od biologii”.
Ciekawe, że nikt – na czele z Thomas, która tak troszczy się o własne – nie przejmuje się mentalnym zdrowiem zawodniczek, kiedy np. Lia w ich wspólnej szatni eksponuje swoje przyrodzenie. Ale nie od dziś wiadomo, że co wolno wojewodzie…
A wojewodów coraz większy dostatek…
Anna Wolańska