
Trener drugiej klasy
Można powiedzieć, że ostatnimi czasy cokolwiek dużo dzieje się wokół projektu IV RP. A to wskrzesiciel Młodzieży Wszechpolskiej coś tam bąknie, a to sędzia Tuleya zakrzyknie (i to chyba tylko dla potrzeb medialnych) o stalinowskich metodach i zagraniach śledczych tego wstrętnego „kaczyzmu”, a Michałek Kamiński zaproszony z niebytu do radiowego studia obwieści kolejny już koniec marzeń „Kaczora” o władzy i pomaszeruje wraz z prezydentem Komorowskim, co ma wielką wiedzę o rozmiarach zamachów w relacji do rozmiarów wizyt (może dlatego nań nikt się jeszcze nie zamachnął), oraz wspomnianym panem Giertychem w spacerku w Święto Niepodległości. Media nasze mają tę właściwość, że umieją wskrzeszać. Gdy rozpętała się burza wokół słów pana sędziego, który mówił coś o latach 40 i 50, natychmiast pojawiła się w telewizorze twarz niejakiego pana Janusza Kaczmarka, co to ponoć ekspertem jest od ciemnych czasów władzy PiS. I tylko przypadek lub wola kosmicznych planet, co akurat w odpowiedniej koniunkcji się ułożyły, sprawia, że Rafał Grupiński et consortes składa w sejmowej komisji wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę. No cóż, jak mawiał klasyk: „Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu (…)”. Show must go on…
W zeszłym tygodniu nie mówiłem, bo byłem chory…
Cytowany przeze mnie w tytule felietonu Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy w klubie Tęcza, uwieczniony w Barejowskim „Misiu”, w ten właśnie sposób usprawiedliwia się ze swojej nieobecności przy magnetofonie, na którym utrwalał swoje wiernopoddańcze peany ku czci prezesa Ryszarda Ochódzkiego, licząc zapewne na awans, zauważenie, pozostawienie w klubie bądź premię uznaniową. Czy takowe gratisy otrzymał, film nie mówi, ale trzeba przyznać, że się starał. Zwłaszcza donosząc o tych wbijających szpilki, o wilkach w ludzkich skórach. Wydawać by się mogło, że jest to właśnie ten syndrom, który każe dzisiaj wspomnianym wcześniej panom dokonywać straszliwych i okropnych samokrytyk wobec opinii publicznej. Może się jeszcze coś uda. Problem jednak w tym, że owa opinia publiczna wcale nie jest zainteresowana owymi wyznaniami tychże panów. Może czekają na nie ci, którzy wciąż wierzą w zieloną wyspę, co to jest za zakrętem, a trudności dnia dzisiejszego zwalają na konto poprzedników obecnej ekipy, zapominając, że już od sześciu (!) lat kto inny ma ster władzy w rączętach. Jest jakaś technika obronna, bo zabrnąwszy tak daleko w swoich naiwnych wierzeniach, nie znajdują siły, by z nich się wydostać, a przynajmniej zamilknąć wobec faktów zniszczenia gospodarczego, intelektualnego i narodowego, które jest dziełem ekipy człowieka, uznającego w młodych latach polskość za chorobę. Jeśli jednak w stronę tegoż elektoratu oni sterują, to może spotkać ich głęboki zawód. Możliwe jest jednak coś innego.
Zewrą jeszcze bardziej nasze szeregi!
Śp. Janusz Kurtyka, prezes IPN, który zginął w smoleńskiej tragedii, na kilka dni przed śmiercią, tuż po konferencji katyńskiej 6 kwietnia 2010 r. wychodząc z sali zdenerwowany, rzucił takie słowa: „Demontaż państwa już się skończył. Teraz zaczną znikać ludzie”. Rzeczywistość społeczna nie znosi jednak próżni. Zatem po ukróceniu starań o zbudowanie realnej siły mogącej przeciwstawić się zarządcom naszej ojczyzny (wystarczy przejrzeć listę słynnego seryjnego samobójcy), trzeba wybudować atrapę wielopartyjności. Jeśli z jednej strony ustawia się jako marionetkę lewicową Janusza Palikota (jego lewicowość jest jednak cokolwiek na pokaz, wystarczy tylko zobaczyć w internecie z jaką miną pali się do tańca z osobą legitymująca się dowodem na nazwisko Anna Grodzka), to z drugiej strony potrzeba atrapy prawicowej. Nie wystarczył jednak Jarosław Gowin, bo zbyt wyintelektualizowany i mający jeszcze własny osąd sumienia, więc można dać miejsce panom, którzy tylko za okazję pobycia na chwilę w blasku fleszy będą koncesjonować namiastkę wielopartyjności w naszym kraju. Jednakże za tę możliwość trzeba trochę zapłacić. Więc pojawiają się wrzutki o ciemnych czasach kaczyzmu stosowanego, o konszachtach i zakulisowych działaniach, o katowniach na wzór ubecki itp. A sam Roman Giertych nawet do GazWyb udaje się na spowiedź. Oczywiście można zwracać uwagę na pewne wątki związane ze zmianą jego poglądów odnośnie homoseksualistów, in vitro, Jacka Kuronia czy też Gombrowicza. Jednakże mało kto zwraca uwagę na passus jego wypowiedzi, który mówi o 2006 r. i możliwości przedterminowych wyborów. Padają wówczas słowa o dogadaniu z pozostałymi klubami kandydatury Bronisława Komorowskiego na marszałka sejmu, gdyby scenariusz przedterminowej elekcji miał dojść do skutku. Jako żywo przypomina to inne dogadywanie, które w swoim filmie „Nocna zmiana” przedstawił Jacek Kurski, ale wówczas chodziło o rząd Jana Olszewskiego. Ale też jest wskazówką odnośnie obecnych słów i wolt politycznych byłego ministra w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Niech żyje nam prezes naszego klubu! Niech żyje nam!
Oczywiście, większość z naszych rodaków zdaje się wierzyć, że owo podlizywanie się domykającemu się systemowi jest w gruncie rzeczy podlizywaniem się Donaldowi Tuskowi. Moim zdaniem nic bardziej błędnego. Obiekt wazeliniarstwa kajających się dzisiaj polityków „prawicowych” znajduje się zapewne gdzie indziej. Wszak jeden z szefów rozwiązanych WSI jawnie przyznawał się do założenia partii – matecznika dzisiejszych władz, zaś o powiązaniach obecnej głowy państwa z tymi służbami było i jest głośno (kto ma uszy, niechaj słucha). Co ciekawsze, w raporcie z likwidacji WSI ujawniono, iż pośród działań tych służb był wpływ na kształtowanie opinii publicznej poprzez umieszczenie 58 agentów i tajnych współpracowników w kierownictwie TVP, dążenie do przejęcia kontroli nad stacjami lokalnymi, wpływ na dziennikarzy zajmujących się przetargami, a także inwigilacja środowisk politycznych, obejmująca m.in. rozbijanie partii politycznych pozostających w latach 90 w opozycji do ugrupowań postkomunistycznych, inwigilacja partii politycznych, organizacji społecznych i mediów itd. I na koniec cytat z wypowiedzi ppłk. M. Sz. „Kruk” Ociosanego z biuletynu „Por Militio” (nr 5), który w 2009 r. tak apelował do byłych żołnierzy WSI: „Tylko roztropnie Panowie, tylko z umiarem. Wyhamujcie w sobie, Bracia Oficerowie, lwią bezkarność. Będą zmiany! Wracajcie do „Nowej Polski”, która na Was czeka. Wracajcie!”. Cóż, Roman Giertych jawi się jasno jako trener drugiej klasy, stojący pod dyktafonem.
Ks. Jacek Świątek