Historia
Triumf zwycięzców

Triumf zwycięzców

10 października 1794 r., ok. 14.00, bitwa pod Maciejowicami dobiegła końca. Generał Poniński, maszerując forsownym tempem na pomoc Kościuszce, znajdował się w odległości 10 km od pola bitwy, gdy nagle ustał odgłos wystrzałów armatnich.

Po niedługim czasie zaczęli napływać uchodzący z boju żołnierze polscy, przynosząc wiadomość o klęsce. Poniński zebrał owe niedobitki i podążył ze swoim zgrupowaniem w kierunku Warszawy. Dywizja gen. Sierakowskiego, przy której znajdował się Naczelnik, została rozbita. Poległo 2 tys. żołnierzy i tyle samo dostało się do niewoli, w tym 114 oficerów, przeważnie rannych. Z pogromu uszło ok. 2 tys. ludzi, niemal wyłącznie jazdy. Nie wiedząc jeszcze o tej bitwie, naczelny dowódca armii litewskiej działającej w kierunku podlaskim gen. Stanisław Mokronowski, tego dnia pisał do Kościuszki: „Stosownie do narady naszej w Grodnie ściągnąłem wszystkie dywizje znajdujące się na Litwie i posunąłem się z nimi ku Bielskowi o 15 mil od Grodna”. Niestety ten meldunek nie mógł dotrzeć do Najwyższego Naczelnika, który był już w niewoli. Przejęli go zresztą w drodze Kozacy i dostarczyli Suworowowi do Brześcia. Gen. Wawrzecki w rejonie Tykocina organizował 200 furmanek w celu transportu dywizyjnych bagaży w kierunku stolicy. Zagrożona przez podjazd Suworowa Drohicka Komisja Porządkowa znajdowała się już w okolicach Sokołowa Podlaskiego. Tymczasem południowe Podlasie, oprócz przebywającego w rejonie Łukowa szwadronu jazdy mjr. Kajetana Frankowskiego, było bezbronne. 10 października, po południu, na pobojowisku w Maciejowicach zwycięzcy szukali łupów obdzierając zmarłych. Jakiś oficer rosyjski niższej rangi natrafił na rannego adiutanta i sekretarza Kościuszki J. U. Niemcewicza. Zdarł z niego ubranie, zabrał mu zegarek, z pogardą rzucił na ziemię rękopis o oblężeniu Warszawy i, nie mogąc ściągnąć pierścienia z opuchłej dłoni, chciał mu odgryźć palec. Sam Niemcewicz tak o tym wspominał: „Umierającego z bólu i znużenia przeprowadzał mnie wśród licznych batalionów rosyjskich upojonych dumą zwycięstwa nad nami. Wielu oficerów nieprzyjacielskich wołało na mego „przewodnika” – Czemuż go nie zabijesz? Zabij go!” Tymczasem sztab naczelnego wodza rosyjskiego po tej bitwie roztarasował się w pobliskim dworze. Towarzyszące mu damy, nie okazując emocji, przechadzały się pomiędzy poobdzieranymi do naga trupami Polaków. Ok. 17.00, gdy już zmierzchało, Kozacy przynieśli na powiązanych włóczniach, na garści siana przykrytej rozerwanym płaszczem, największe swe trofeum – nieprzytomnego Kościuszkę. Od razu rzucało się w oczy, że miał głęboką ranę w głowie od szabli i trzy sztychy dzidą w plecy. Gen. Fersen potrzebował sali na ucztę, zamknięto więc ciężko rannego naczelnika i jego adiutanta w maleńkiej izdebce obok. J. U. Niemcewicz wspominał, że przeżył wtedy straszliwą noc: zimno przenikliwe, obolałe poszarpane ramię, nieprzytomny Najwyższy Naczelnik przy nim i poczucie ostatecznej zguby ojczyzny. Zza ściany dolatywały pijackie wiwaty, a spod podłogi jęki rannych. Okazało się, że część polskich żołnierzy, zwanych działyńczykami, walcząc do upadłego schroniła się w piwnicach zamkowych. Poczęstowano ich tam kilkoma salwami, po czym pozostawiono poległych i dogorywających. 11 października komisarz Łapczyński z Żelechowa tak pisał do Wydziału Żywności RNN: „Część wojska naszego, która z wczorajszej nieszczęśliwej dla nas akcji wyrejterowała, stanęła dziś tu w Karczewie. Jest tu płk. Kolenda z 16 regimentu i Wojciechowski z kilkuset ludźmi. Wytrzymali oni najstraszliwszą kanonadę od świtu do godziny pierwszej z południa, lecz gdy już wkoło obtoczyli ich, na przebój poszli. Tęgo się nasi trzymali i, gdyby był Poniński podług ordynansu tył wziął Rosjanom, byliby wielką akcję wygrali”. W tym czasie inny dowódca polski gen. Kazimierz Ruszczyc (generał z awansu Kościuszki), który walczył przedtem pod Kobryniem i z resztkami swego oddziału przedostał się na Podlasie meldował, iż w Białce nad Wieprzem zgromadził 556 żołnierzy z rozbitej dywizji gen. Sierakowskiego. Przeważnie byli to ludzie odkomenderowani do bagażów oraz ranni i zbiegli z pola bitwy. Najwięcej było z 5 pułku straży przedniej, bo aż 229 w tym: 2 rotmistrzów, 3 poruczników (1 ranny), 4 chorążych, 95 towarzyszy i 108 szeregowych. Niedaleko w Gałkach znalazł się płk. Achmatowicz ze swoim pułkiem Tatarów podlaskich oraz ppłk. Pirucki w kilkadziesiąt koni należący do 3 pułku straży przedniej płk. Chlewińskiego. Na drodze w kierunku Białej było 15 ludzi „milicji brzeskiej”, na czele z por. Wasilewskim z 18 regimentu koronnego. To było prawie wszystko, co ocalało spod Maciejowic. Ok. południa, 11 października, gen. Fersen rozkazał wypalić trzykrotnie z karabinów i armat na część odniesionego zwycięstwa i odwiedził rannego polskiego wodza, który już odzyskał przytomność. Powiedział do niego po rosyjsku „Ubolewam nad niedolą Waszą, ale taki jest los rzemiosła żołnierskiego”, co Niemcewicz przetłumaczył Kościuszce. Po południu Fersen wydał ucztę na 100 osób, na którą z Polaków zaprosił Sierakowskiego, Kniaziewicza i Kamieńskiego. Przyjęcie to nic go nie kosztowało, bowiem jedzenie i wino pochodziło z rabunku. Wzięci do niewoli generałowie polscy, nie chcąc pogarszać swego położenia, milcząco wzięli w nim udział, zwłaszcza gdy Fersen wzniósł toast za ich zdrowie. Ok. 15.00 tego dnia wiadomość o klęsce dotarła do Warszawy. Krewny męża właścicielki Siedlec zanotował „Mężczyźni i kobiety załamywali ręce, niektórzy uderzali głową o mur, wołając z rozpaczą – nie ma Kościuszki, Ojczyzna zgubiona”.

Józef Geresz