Trudne rozstanie
Ocieramy się o nią niemal każdego dnia. Czytamy o niej, oglądamy ją na ekranach telewizorów, nawet dość często możemy zetknąć się z orszakiem pogrzebowym. Mimo to zwykle przechodzimy obok niej z pewną obojętnością. Wolimy nawet o niej nie myśleć, bo niepokoi, wywołuje lęk. Dopiero śmierć kogoś bliskiego, z kim byliśmy związani, wywołuje szok, zmusza do refleksji. Jedni, płacząc po stracie ukochanej osoby, mają wyrzuty sumienia: czy można się smucić po czyjejś śmierci, skoro Jezus zmartwychwstał, a z każdej strony płynie przekaz, że chrześcijanin powinien być radosny?
Inni buntują się przeciwko odejściu najbliższej osoby, pytając: gdzie jest Bóg, jeśli do tego dopuścił?
Jak w obliczu straty pozwolić sobie na żal, ale nie poddać się czarnej rozpaczy?
Nie wpadamy w pustkę
– Śmierć jest dotkliwym cierpieniem, które nie omija żadnego człowieka. Jednak człowiek wzdryga się przed nią, a gdy niespodziewanie wedrze się w nasze życie, np. gdy umiera nasz bliski, zaczyna walczyć z Bogiem, innymi lub samym sobą – mówi s. Anna Czajkowska ze Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych, współautorka książki „Czas rozstania”. – Tymczasem to graniczne doświadczenie przeżyte w wierze jest żywą i bezpośrednią ingerencją Boga w naszą egzystencję. Uciekanie w tym momencie przed Nim jest zawsze tylko ucieczką przed własnymi granicami, kruchością oraz śmiertelnością. Dobre przeżycie sytuacji granicznych staje się szansą doświadczenia spotkania z pełnią wcielonej miłości Boga – z Jezusem – przekonuje, zaznaczając, że wówczas strata i śmierć nie będą tylko cieniem i popiołem kładącymi się na każdej chwili naszego życia, a kult zmarłych nie ograniczy się jedynie do postawienia okazałego pomnika, zapalenia lampek i położenia wiązanki kwiatów. ...
Jolanta Krasnowska