Trudniejsza droga do szczęścia
Właściwie zawsze kiedy rodzi się dziecko - czy to chore, czy zdrowe - wyruszamy w wielką podróż, wyposażeni w dobre chęci, intuicję i trochę zasłyszanych mądrości, rzucamy się w nieznane, wierząc, że sobie poradzimy. Pamiętam, że kiedy urodziłam Jerzyka, który wówczas został uznany za zupełnie zdrowe dziecko, usłyszałam od mojej starszej siostry, która była już matką, że właśnie zaczyna się moja największa przygoda i największe uczucie.
Nikt wtedy nie przypuszczał, że tak trudna będzie to podróż, tak wyboista nasza droga. Przeszliśmy wiele – etap buntu i niewiary w diagnozę, kiedy miał trzy latka, etap totalnej mobilizacji i szalonej walki, totalnego wypalenia, zmęczenia i rezygnacji. I wątpliwości. Teraz myślę, że jestem na etapie całkowitej akceptacji, nie – Jerzyka, bo to się stało już dawno, ale naszego życia w ogóle. Tego, jakie jest i jakie nie jest. I nigdy nie będzie. A Jerzyk wszedł właśnie w okres dojrzewania, co rodzi nowe problemy, którym będziemy musieli sprostać. Wkrótce będzie ode mnie wyższy! Ja z biegiem lat stałam się pogodniejsza, a nie bardziej przygaszona, przygnieciona ciężarem jego choroby. I dla mnie to jest bardzo cenne. ...
KL