Trudności aprowizacyjne na początku 1916 r. i sprawa A. Hartglasa
Zakazano wszelkich zgromadzeń, za które uznawano już spotkanie trzyosobowej grupy. Zarządzenia władz wojskowych były komunikowane sołtysom co tydzień, podczas specjalnie zwoływanych zebrań. Mimo że tereny te pozbawione były regularnej łączności z gubernatorstwem siedleckim i łukowskim i nie docierały tu żadne gazety warszawskie, pocztą pantoflową dochodziły do Siedlec i Łukowa ograniczone wieści z niezbyt odległego Międzyrzeca Podlaskiego. Dowiedziano się np., że ówczesny międzyrzecki komendant etapowy hr. Stillfried, który był przed wojną zarządcą niemieckiej kolonii we wschodniej Afryce, traktował międzyrzeczan jak Murzynów.
Wydał on np. zarządzenie, aby oficerom wszystkich rang oddawano na ulicach głęboki ukłon z odkryciem głowy oraz ustępowano im miejsca na chodnikach. Wszelki ruch z miasta do wsi i odwrotnie wymagał przepustki.
Jan Mazurek, działacz niepodległościowy aresztowany w Rzeczycy w lutym 1916 r., ze zgrozą wspominał warunki więzienne w Międzyrzecu. Trzymano go i innych więźniów w urągających warunkach higienicznych w budynku byłej cerkwi, bez żadnej pościeli czy nawet słomy, na gołej posadzce. Jego współtowarzysze siedzieli już prawie pół roku bez zmiany bielizny.
Do wydziału gospodarczego miasta należało składać dokładne informacje o stanie poszczególnych gospodarstw. Jeden z mieszkańców żartował później, że okupanci niemieccy wiedzieli nawet, ile kura zniosła jaj na tydzień i że suka się oszczeniła.
Od stycznia 1916 r. sytuacja gospodarcza w gubernatorstwie siedleckim i łukowskim również znacznie się pogorszyła. Siedlczanka A. Kahan zanotowała w swym dzienniku: „Ludzie nie mogą nic wywieźć ani przywieźć do miasta (…). Ceny rosną, zakazów ciągle przybywa i żadnych szans na dostawę. Biedni ludzie głodują. Rzemieślnicy nie mają pracy i oszczędności. Zostaje zorganizowana tania kuchnia. Rozdawane są darmowe zupy”. 13 lutego 1916 r. napisała: „Niemcy wywożą wszystko do Niemiec. Wysyłają nawet całe pociągi ziemniaków”. Z 20 lutego pochodzi zapis: „Są rewizje w poszukiwaniu brązu i miedzi, trzeba wszystko oddać”. Pod datą 24 lutego zanotowała „Po całym dniu stania w kolejce, wróciłam do domu bez cukru”. Pół roku od wkroczenia Niemców w obiegu była jeszcze rosyjska waluta. „Nikt nie chce niemieckiej marki, tylko rosyjskie pieniądze” [wartość marki spadła do 57 kopiejek – JG] – czytamy pod datą 9 marca.
W budynku stacji kolejowej wszędzie widać było jeszcze gruzy, aczkolwiek rozpoczęto już jego odbudowę. Ludność żydowska pozbawiona większości tradycyjnych źródeł zarobku wpadła na pomysł sprzedawania niemieckich flag. Niestety czuła się zawiedziona, gdyż Polacy nie chcieli ich kupować, a Niemcy płacili bardzo mało. 28 marca 1916 r. w Siedlcach odbyły się obowiązkowe szczepienia przeciw ospie wietrznej. Nieobecnych karano grzywną, także jeśli czasowo opuścili kolejkę do szczepionki. 31 marca A. Kahan zapisała: „Toczą się walki o chleb. Wybuchła panika z powodu plotek, że go nie będzie. Milicja musiała pilnować porządku i miała trudność z opanowaniem tłumu”. Niewielką pociechą było ogłoszenie, że zamiast 2 funtów chleba kartkowego można kupić na te same kartki pół funta mąki kukurydzianej na jedną osobę tygodniowo. Ponieważ nie przywożono ziemniaków do miasta, kobiety chodziły po nie do okolicznych wiosek, ale musiały się przekradać, bo strażnicy po drodze wszystko konfiskowali.
6 kwietnia 1916 r. ukazało się w Siedlcach zarządzenie o obowiązkowych paszportach. Fotografowie mieli pełne ręce roboty. „15 mężczyzn siedzi przed biurem na trzech ławkach, przed nimi stoi fotograf ze swoją aparaturą. Co 5 min. rozlega się «pstryk». Gdy mężczyźni wchodzą do biura, aby się zarejestrować, w tym czasie inni przesuwają się z długiej kolejki i zajmują ich miejsca na ławkach. To trwa już godzinami (…). Po drodze do biura widziałam kolejki przed sklepem z mąką. Sklep jest zamknięty, a kolejki wciąż się wydłużają” – zapisała pamiętnikarka. 7 kwietnia ludzie wdarli się do piekarni i sami wyciągali z pieca gorący jeszcze chleb. Z 15 kwietnia pochodzi dramatyczny zapis: „Mój brat Chaim Lejb trzy razy chodził do jadłodajni, gdzie wydaje się chleb na kartki żywieniowe, ale za każdym razem wracał z niczym”.
16 kwietnia Siedlce z uwagą śledziły niezwykły proces karny wytoczony znanemu adwokatowi A. Hartglasowi. W zasadzie nie popełnił żadnego groźnego przestępstwa, stanął tylko w obronie ucznia gimnazjum, a sądzono go z artykułu zagrożonego karą śmierci. Ten, który go oskarżał, bezczelnie kłamał i czasem nie potrafił udzielić sądowi rozsądnej odpowiedzi. Dzięki bystrości umysłu i wysokiemu kunsztowi prawniczemu Hartglas po kolei obalał akty oskarżenia, z których go sądzono, gdyż nie były adekwatne. Jak sam wyznał później „W normalnej sprawie odpowiedzi jego i świadków były dostatecznym materiałem do uniewinnienia, ale nie w sądzie wojenno-polowym, gdzie żadne zajście między przedstawicielem ludności cywilnej a władzę wojskową nie może ujść bezkarnie, nawet gdy winę ponosi władza, a nie cywil, bo prestiż armii okupacyjnej musi być utrzymany w oczach ludu”. Ostatecznie sądzono go na podstawie rosyjskiego kodeksu karnego z 1903 r. i skazano na 500 marek grzywny, a drugiego Polaka – przedstawiciela milicji polskiej na 50 marek. Polacy wspaniałomyślnie zobowiązali się zapłacić karę za Żyda Hartglasa, gdyż uratował honor polskiej szkoły.
Józef Geresz