Trzy sita i stanowcze: NIE!
– Sokratesie, muszę ci coś powiedzieć! Czy wiesz, że twój przyjaciel…
– Poczekaj – przerwał mu Sokrates i zapytał: – Czy to, co chcesz mi powiedzieć, przesiałeś przez trzy sita?
– Jakie sita? – spytał zdziwiony znajomy i usłyszał odpowiedź:
– Pierwsze sito – to prawda. Czy jesteś pewien, że to, co chcesz mi opowiedzieć o moim przyjacielu, jest zgodne z prawdą?
– No, nie wiem. Usłyszałem o tym od kogoś.
– Drugie sito – to dobro. Czy to, o czym chcesz mnie poinformować, jest dobre i pożyteczne?
Znajomy odpowiedział: – Niestety, jest bardzo złe!
– No to jeszcze trzecie sito: Czy twoja informacja jest dla mnie niezbędna?
– Niezbędna? – Raczej nie…
– Skoro więc to, co chcesz mi powiedzieć o moim przyjacielu nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani niezbędne, to nie opowiadaj mi tego – zakończył mędrzec (cyt. za o. L. Dyczewskim).
Historyjka niewątpliwie pouczająca. Można ją jak najbardziej odnieść do życia codziennego i – zważywszy zwłaszcza na czas Wielkiego Postu – gryźć się w język przed wypowiedzeniem każdego niepotrzebnego słowa (delikatnie, żeby go sobie pochopnie nie odgryźć). Odpowiedzialność za słowo to rzecz niesłychanie istotna, choć coraz mniej, niestety, respektowana. Warto jednak wziąć sobie do serca słowa niedzielnego hymnu Godziny Czytań z wielkopostnego brewiarza: „Ten czas przeżyjmy w skupieniu, Krótsze niech będą rozmowy, Skromniejsze nasze posiłki, Więcej czuwania nad sobą”. Piękne i celne słowa, w sam raz na wielkopostne motto.
Jednak nie wielkopostnym postanowieniom chciałbym poświęcić tych kilka zdań. Po prostu w ubiegłym tygodniu po raz kolejny dane mi było doświadczyć rozdźwięku między rzeczywistością, w której żyjemy, a tak zwanym światem przekazów medialnych. Jaki obraz świata wyłania się z tego, co mówią media, a może jeszcze bardziej: o czym mówią? To stare powiedzenie, ale wciąż aktualne: „Jeśli nie ma Cię w mediach, to nie istniejesz”. To media, a zwłaszcza telewizja narzucają dziś główny nurt publicznej debaty. To media potrafią przemilczeć wielotysięczne manifestacje w obronie wolnych mediów, jakie w ostatnim czasie przetaczały się przez polskie miasta, a skupić się i wyolbrzymić marginalne uliczne manify (czy raczej manifki), organizowane przez feministki, by stworzyć wrażenie, że przeciętna polska kobieta na co dzień nie mówi i nie myśli o niczym innym, jak tylko o tym, że prześladuje ją ten „straszny” Kościół. To, że nie ma miejsca dla swego dziecka w przedszkolu, że podrożało dosłownie wszystko – żywność, opał, energia, podręczniki – to nic, zdaniem redaktorów to margines życia. A może jednak nie? Może naprawdę nasza codzienność wypełniona jest nieco innymi problemami? Oj, przydałaby się jakaś naprawdę mocna i stanowcza wypowiedź instytucjonalnego Kościoła w tej sprawie. Bo przecież pogląd Kościoła na temat mediów jest jasny i dawno sprecyzowany: są one wspaniałym narzędziem komunikowania, ale pod warunkiem, że służą prawdzie, dobru i sprawiedliwości. Że ich przekaz przesiany jest przez owe, wspomniane na początku, trzy sita. Że mówią o tym, co naprawdę ważne, a przy tym zwracają nasz wzrok w stronę tego, co najważniejsze: ku niebu. Tam, gdzie w świecie mediów pojawia się manipulacja i służenie politycznym interesom wąskiej grupy ludzi, powinno zabrzmieć stanowcze i zdecydowane: NIE!
Ks. Andrzej Adamski