Tu czuliśmy się wolni
Mszę św. celebrował ks. biskup Henryk Tomasik w asyście ks. prałata M. Łuszczyńskiego i proboszcza A. Patejuka. Mszę uświetniły poczty sztandarowe szkół siedleckich oraz KSM. W ten sposób uhonorowano działalność ks. Łuszczyńskiego w latach 80-tych, kiedy to jego parafia była nieformalnym centrum kulturalnym Siedlec.
O przyznanie odznaczeń wnioskowało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Internowanych i Represjonowanych. – Śledząc od zarania dzieje naszej Ojczyzny znajdujemy w nich pieczęcie odciśnięte życiem ludzi wielkich, prawych, odważnych i wielu innych. Nasze miasto ma także ludzi wielkich, którzy swoją pracę poświęcili dla dobra Ojczyzny i swoich rodaków, choć o nich nie piszą na pierwszych stronach gazet. Taką osobą jest ks. prałat Mieczysław Łuszczyński – mówił w wygłoszonej podczas uroczystości laudacji prezes zarządu Stowarzyszenia, Janusz Olewiński.
Mówca podkreślił również, że w parafii pod ks. Łuszczyńskiego cyklicznie odprawiano msze w intencji więźniów politycznych oraz nabożeństwa stanowe za pomyślność Ojczyzny. Księża obejmowali posługą zakłady pracy. Rozprowadzana była patriotyczna literatura drugiego obiegu, zaś ks. prałat zaopatrywał w nie bibliotekę parafialną. Parafia św. Stanisława pod przewodnictwem ks. Łuszczyńskiego otworzyła na oścież drzwi kulturze narodowej. – Tu spotykali się licznie rolnicy w swoim duszpasterstwie. Młodzież szkolna i akademicka ze swoimi kapelanami, nauczyciele, kolejarze i wielu, wielu innych. Oprócz uroczystych mszy okolicznościowych, odbywały się przeróżne pogadanki, dysputy i spotkania historyczne, polityczne, społeczne, na które sprowadzano prelegentów z całego kraju. Do parafii przybywali znani aktorzy scen polskich, zespoły i chóry artystyczne przyciągający tak wielkie tłumy, że nie wszyscy mogli pomieścić się w świątyni. Tutaj chłonęliśmy wiedzę z zakresu wiary i polskości z jego promieniującej na okolicę parafii tętniącej przebogatym życiem przepojonym duchem patriotycznym i religijnym. Tu każdy czuł się prawdziwie wolnym, pomimo, że w okolicy kościoła zawsze ustawiano szczelnym kordonem sotnie ZOMO uzbrojone w pały, gaz, pistolety, armatek wodnych i pojazdów milicyjnych – wspominał Janusz Olewiński.
Taka postawa ks. prałata ściągnęła na niego liczne represje ze strony SB. Otrzymywał pogróżki, był zastraszany i inwigilowany. Grożono mu pobiciem, a także śmiercią, jeśli nie zaniecha „nielegalnej działalności antysocjalistycznej”. Władze wielokrotnie szantażowały go procesami sądowymi. Usiłowano też skompromitować księdza przez różne prowokacje. – Pomimo tych szykan Jego parafia w latach 80-tych była dla nas takim „małym Żoliborzem” – podkreślał mówca.
(xaa)