Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Twarze królewskie jeno na banknotach

Sierpień jak żaden inny miesiąc w roku ma w Polsce posmak przeszłości, ale przeszłości szczególnej. O ile w pozostałych częściach roku wspominamy różnorakie rocznice, to jednak tak silnego powiązania pomiędzy przeszłością, teraźniejszością, a nawet przyszłością w nich nie odczuwamy, jak właśnie w sierpniu.

I nie jest to li tylko wynik licznych rekonstrukcji historycznych, które młodym i nieco starszym pozwalają niejako naocznie uczestniczyć w działaniach „duchów przeszłości”, ile raczej tkwienie w naszym „oku duszy” owego bolesnego szkła – obrazu tamtych dni, jakby działy się dzisiaj. Pamięć zbiorowa (osobiście nie cierpię tego zwrotu), choćby nawet wyrażająca się w napisach na murach „Katyń pomścimy”, ma tę wartość, że czyni przeszłość formą i kształtem teraźniejszości. Niestety, ma i słabość. Podatna jest bowiem na działania manipulatorów.

Droga donikąd

Sam termin „pamięć zbiorowa” nie jest chyba w tym przypadku najlepszy. Oznaczałby bowiem jakiś rezerwuar zdarzeń, który zawarty jest w pamięci poszczególnych jednostek, stanowiących ową zbiorowość. Tymczasem nawet pobieżne sondy uliczne, dokonywane w okolicach ważnych rocznic, wskazują na amnezję większości przepytywanych osób, a w najlepszym wypadku na szczątkową znajomość faktów historycznych. Jeśli więc tylko w znajomości historycznych dat upatrywać będziemy owej pamięci zbiorowej, to wcześniej czy później znajdziemy się na manowcach. Zresztą moim zdaniem właśnie tutaj kryje się pierwsza zasadnicza manipulacja, dokonywana na tkance narodowej. Józef Mackiewicz w swojej powieści „Droga donikąd”, analizując system terroru władz sowieckich na zajętych po 1939 r. ziemiach II Rzeczpospolitej, wskazuje, że terror ten na nic by się zdał i nic nie znaczyłyby próby zmiany mentalności kulą przez potylicę, jeśli wcześniej nie dokonano by gwałtu na prawdzie. Podmieniona przez jawny fałsz nie poddaje się ona racjonalnej weryfikacji w ramach dyskusji, ponieważ jest on (fałsz) zdaniem pisarza totalny. Zmiana w mentalności dokonywałaby się zatem poprzez wtłoczenie kłamstwa, nawet absurdalnego, w obieg powszechny. Doskonałym do tego narzędziem okazały się media (na tamte czasy broszury polityczne), które upowszechniały kłamstwo, doprawione dodatkowo klauzulą powszechnie używaną wśród ludzi, iż w każdym absurdzie musi się znaleźć ziarnko prawdy. Ów fałsz z jednej strony doskonale uzasadniał rozprawianie się z przeciwnikami, z drugiej strony miał stanowić środek usypiający czujność ludzkiego umysłu, chroniącą przed popadaniem w kłamstwo i poddawaniem się manipulacji. A wszystko to było możliwe właśnie dlatego, że za „pamięć historyczną” uznana została ludzka świadomość, w której zawarte miały być nie tylko fakty, ale i uzasadnienie postępowania jednostek.

Autorytet, tradycja i dogmat

Podążenie więc samą ścieżką świadomościową w rozumieniu „pamięci narodowej” jest z lekka zwodnicze. Oczywiście, nie odmawiam niczego edukacji historycznej, lecz sama ona w sobie o niczym jeszcze nie decyduje. Istotne bowiem dla owej pamięci jest nie tyle obznajomienie ludzi z dziejami, ile raczej wytworzenie lub lepiej powiedzieć przekazanie  pewnego typu zachowań, które stanowią swoisty atawizm w strukturze osobowej każdego człowieka. Ujmując krótko: są zachowania, z których nie trzeba się tłumaczyć, bo po prostu trzeba tak się zachować, a nie inaczej: nie kłamie się po prostu dlatego, że się nie kłamie; nie kradnie się, bo się nie kradnie; szanuje się rodziców, ponieważ się szanuje. Dla tych zachowań nie trzeba szukać uzasadnienia, gdyż samo zachowanie jest wystarczającym uzasadnieniem. Dobrym przykładem jest tutaj chociażby dyskusja, dla mnie osobiście dość żenująca, czy Powstanie Warszawskie powinno wybuchnąć, czy też nie. W przypadku zachowań, o których piszę, a które można ogólnie nazwać tradycją narodową, kalkulacja zysków i strat nie ma żadnego znaczenia, co najwyżej może być dodatkowym uzasadnieniem. Najważniejszą bowiem zasadą nie jest zysk, lecz zachowanie swojej godności, często określane „zachowaniem twarzy”. Leszek Kołakowski, zwracając uwagę na wychowanie człowieka, wskazał na zasadniczą triadę, jaką w tym względzie stanowią: autorytet – tradycja – dogmat. Bez nich, jego zdaniem, pozostaje jedynie nihilizm, rozumiany jako bezustanne negowanie wszystkiego i ustanawianie od nowa. W tym przypadku życie człowieka oznaczałoby nieustanne zabieganie o ciągłe potwierdzanie samego siebie i poszukiwanie pewników, czyli nieustanne kupowanie stabilizacji, a w konsekwencji egzystencję w nieustannym zagrożeniu, o ile nie zostałoby ona potwierdzona przez „wyższą instancję”, np. zbiorowość (państwo, instytucję ponadpaństwową, czy chociażby grupę przyjacielską). Gdy jednak dokładnie przyjrzeć się triadzie Kołakowskiego, to zasadniczym rysem wszystkich jej elementów jest nienaruszalność. Tradycja byłaby więc tym elementem narodowego zachowania, które nie tylko nie można, a nawet nie należy naruszać bez szkody dla poszczególnych jednostek, tworzących zbiorowość.

Włókna duszy i chrząstki sumienia

Herbertowski wiersz o potędze smaku jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Smak bowiem, który decyduje o zachowaniu się ludzi wobec oprawców nie jest jeno gustem, lecz czymś więcej – jest doświadczeniem własnego życia, które negowane przez katów, ma jednak sens wobec samego siebie, gdyż jest ochroną własnej trwałości. Dla takiego ukształtowania sumienia (władzy rozróżniania pomiędzy dobrem i złem) rekonstrukcje historyczne zdają się być niepotrzebne, gdyż uczą tylko taktyki i metod walki. Nie dają odpowiedzi o najważniejszy cel podejmowanego czynu. Gdyby przyjąć, iż najważniejszą jest pragmatyka, wówczas finlandyzacja byłaby najwyższym stopniem mądrości, a przeciwstawianie się najeźdźcy objawem ślepej głupoty i bezrozumnej megalomanii. Tymczasem właśnie narody, umiejące pielgrzymować przez cmentarze własnych bohaterów, najlepiej rozumieją sens własnego trwania. Stając nad mogiłami, nie zadaje się pytań o rachmistrzowską doskonałość w obliczaniu zysków i strat, ale dotyka się głębi ducha, który nie ginie, lecz trwa. Warto o tym pamiętać w tych sierpniowych dniach. Inaczej królewskie twarze widzieć będziemy tylko na banknotach, które równie łatwo się drukuje, jak i pali.

Ks. Jacek Świątek