Rozmowy
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Tykająca bomba

Najpierw była burza po decyzji prof. Chazana, który odmówił aborcji dziecka z in vitro. Niedawno dyskusja toczyła się nad decyzją matki, która porzuciła dziecko z in vitro, gdy dowiedziała się, że jest chore, a do tego pomylono komórki podczas procedury. Czy kwestie związane z in vitro słusznie budzą tak skrajne emocje?

Rzeczywiście tak jest, ale sądzę, iż słusznie tak się dzieje. Kwestie, które są podejmowane, należą do tych najwyższej wagi. Nie chodzi o to, że to są pragnienia mężczyzn i kobiet, którzy chcą mieć dzieci, a nie mogą, choć niewątpliwie są to kwestie niezwykle istotne.

Jednak cała dyskusja wokół in vitro, przynajmniej ze strony środowisk pro life, w tym także kościelnych – bo to nie są te same grupy – opiera się na kwestii znacznie ważniejszej od tych emocji. Bo tu chodzi o życie, zdrowie, godność tych dzieci, które są poczęte techniką in vitro i o to, że ani życie, ani zdrowie, ani godność tych dzieci nie są w ogóle brane pod uwagę. W Polsce co roku rodzi się ok. 3 tys. dzieci z in vitro, co znaczy, że kolejnych 30 tys. nie ma szans na narodziny. One są albo przechowywane w ciekłym azocie, albo po prostu zabijane podczas selekcji preimplantacyjnej czy procedury zamrażania, a niekiedy także już w trakcie ciąży. Zabijane jako dzieci nadprogramowe, niepotrzebne, powodujące problemy.

… albo chore?

…albo chore, czego dowiodła sytuacja, jaka miała miejsce z prof. Bogdanem Chazanem. Trzeba pamiętać, że te dzieci, którym jest dane się urodzić, często są obarczone wadami genetycznymi. Nawet jeśli ich nie widać, statystyka pokazuje, że ryzyko ich obecności i wystąpienia w kolejnych pokoleniach jest znacznie większa niż w przypadku dzieci poczętych drogą naturalną. ...

JAG

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł