Tylko pamiętać
- Mój ojciec Czesław Marton mało mówił o swoich przeżyciach wojennych, ale często wspominał starszego o 12 lat stryjecznego brata Bronka. Powtarzał, że nie ma on i nie będzie miał grobu, bo samolot, który pilotował, został zestrzelony, a jego załoga spoczywa na dnie oceanu niedaleko brzegów Hiszpanii, w Zatoce Biskajskiej. Ale były to jakieś strzępy informacji. Nic więcej o stryju nie wiedziałem. Nawet w rodzinie był, mam wrażenie, postacią trochę zapomnianą - opowiada T. Marton.
Szukając śladów
Poszukiwanie śladów stryja zaczął w najbliższej bibliotece, gdzie trafił na książkę Wacława Króla – pilota Wojska Polskiego, historyka lotnictwa piszącego m.in. o polskich pilotach walczących podczas II wojny światowej. Znalazł w niej – czarno na białym – informację, że w nocy z 6 na 7 kwietnia 1944 r. stracono załogę bombowca, w której skład wchodził plutonowy B. Marton i pięciu innych żołnierzy Dywizjonu 304. Szukał dalej, m.in. dowiadując się, że nazwisko stryja widnieje na pomniku lotników polskich w Londynie wśród nazwisk 1,9 tys. polskich lotników, którzy stracili życie, walcząc w ramach sił alianckich. Opowiedział o tym kuzynce Marii Wronowskiej. A ponieważ ona też interesowała się losami stryja, kupiła bilety i razem ze swoją wnuczką dobrze znającą angielski poleciała do Londynu. W Instytucie Sikorskiego i brytyjskim ministerstwie obrony narodowej udało jej się pozyskać dokumenty potwierdzające służbę B. Martona w siłach powietrznych Wielkiej Brytanii. Na kolejne udało się natrafić w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie.
Zginął w morzu
B. Marton urodził się 4 kwietnia 1914 r. w Borkach k. Stoczka Łukowskiego jako jedno z sześciorga dzieci: Jana i Weroniki, obok Józefata, Jana, Władysława, Mariana i Janiny. Uczył się w szkole powszechnej w Jagodnym, a następnie gimnazjum w Stoczku Łukowskim. 1 listopada 1935 r. wstąpił do wojska i został wcielony jako kandydat na pilota do 7 Pułku Lotniczego Poznań. 9 września 1939 r. ukończył wyższy kurs myśliwski w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie. Jeszcze we wrześniu otrzymał rozkaz przedostania się do Francji. 19 września przekroczył granice polsko-węgierską. Na Węgrzech został osadzony w obozie, a po pierwszej próbie ucieczki – przeniesiony do cytadeli w Budapeszcie. Ostatecznie udało mu się uciec. We Francji rozpoczął służbę w I Polskim Dywizjonie Myśliwskim Warszawskim w Lyonie. Finalnie znalazł się w Anglii, gdzie służył w Dywizjonie 317, a potem w DB 304. Vickers wellington, który pilotował, był bombowcem dalekiego zasięgu. Lot z 6 na 7 kwietnia trwał ok. sześciu godzin.
– Stryj polował na niemieckie u-booty u wybrzeży Hiszpanii. Po północy został strącony przez niemieckiego myśliwca. Zanim spadł do oceanu, zdążył jeszcze nadać sygnał SOS – mówi T. Marton. Dodaje, że o śmierci Bronisława rodzina dowiedziała się prawdopodobnie już po wojnie. – Kilka lat temu żyjący jeszcze wtedy najmłodszy z moich stryjów opowiedział mi, że był świadkiem, jak do domu w Borkach przyszło pocztą zawiadomienie wraz z depozytem zawierającym kilka osobistych drobiazgów. Były tam przybory do golenia, różaniec i książeczka do nabożeństwa. W piśmie była wzmianka, że rodzina na własny koszt może poszukiwać jego ciała – opowiada.
Na tzw. liście Krzystka pod nazwiskiem B. Martona nr służb. RAF 793886 obok informacji o pochodzeniu, datach urodzenia i śmierci odnotowano, że dwukrotnie został odznaczony Medalem Lotniczym oraz że zginął w morzu. Zamieszczono tutaj również zdjęcie Bronisława, które posłużyło za wzór wizerunku umieszczonego na pomniku w Stoczku.
Przywrócić pamięć
Cztery lata temu T. Marton zamówił w Stoczku Łukowskim Mszę św. i zorganizował pierwszy zjazd rodzinny Martonów, przede wszystkim z myślą o tym, żeby opowiedzieć o Bronisławie w tym gronie, ale też by zainteresować nim lokalną społeczność.
– Uznałem, że trzeba ruszyć sprawę upamiętnienia stryja. Że to obowiązek rodziny, państwa i lokalnych władz. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, jaki ogrom pracy mnie czeka. Działałem trochę po omacku. Dotarłem do Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, potem w Lublinie. Ostatecznie kierunek wyznaczył mi wojewoda lubelski, od którego dostałem też potrzebne pisma. Początkowo myślałem o tablicy na cmentarzu. Na „tak” był i ksiądz proboszcz, i burmistrz Stoczka. Pomysł, by był to pomnik, wyklarował się z czasem. Przygotowania projektu podjął się artysta Robert Mitura z Białej Podlaskiej. Gdy projekt był już gotowy, wystąpiłem do IPN w Warszawie o wsparcie finansowe. W styczniu tego roku dostałam informację, że Biuro Upamiętnienia Walk i Męczeństwa IPN będzie współfinansowało pomnik – tłumaczy T. Marton z uwagą, że od tej pory sprawy potoczyły się szybko.
Godna uroczystość
Na uroczystość odsłonięcia pomnika, która odbyła się 16 września, przybyli m.in.: dyrektor BUWiM IPN Joanna Sulej-Piskorz, płk WP Jacek Mucha z Ministerstwa Obrony Narodowej, przedstawiciel ambasady Wielkiej Brytanii w Polsce płk RAF Robert Perry, burmistrz Stoczka Marcin Sentkiewicz, wójt gminy Marek Czub oraz rodzina. W stoczkowskim kościele powitał wszystkich proboszcz parafii ks. Sławomir Sulej. Odczytany został biogram uhonorowanego lotnika, następnie głos zabrali goście. Płk J. Mucha odczytał decyzję Prezydenta RP o przyznaniu pośmiertnego awansu pilotowi B. Martonowi na stopień podporucznika.
Po Eucharystii sprawowanej przez ks. S. Suleja wszyscy udali się na miejscowy cmentarz, gdzie nastąpiło odsłonięcie i poświęcenie monumentu, złożenie przed nim kwiatów i zniczy. Odczytano również wiersz Joanny Zaniewskiej-Janusz dedykowany B. Martonowi i epitafium ku jego czci. Po części oficjalnej odbyło się kolejne rodzinne spotkanie Martonów, które poprzedziło odwiedzenie grobów nieżyjących już przodków.
Jakie mieli marzenia
– Rodzice Bronisława chcieli, by został księdzem. On miał inne marzenia. Zaliczył cztery kursy w seminarium nauczycielskim, a skończył jako pilot. Przypuszczam, że latanie chodziło mu po głowie już wcześniej i robił wszystko w tym kierunku – tłumaczy T. Marton. – Znam to, ponieważ podobnie się działo z moim synem – Mateuszem, który jest prawie w tym samym wieku, co on. Kiedy miał 17 lat, musiałem aktem notarialnym wyrazić zgodę, by zrobił kurs na pilota szybowcowego. Już po skończeniu studiów na politechnice zdobył uprawnienia do latania na małych, a potem na dużych samolotach. Obecnie ubiega się o tzw. licencję zawodową pilota samolotów pasażerskich. A ponieważ jest podobny do mego stryja, patrząc na niego, wiem, ile marzeń i planów mógł mieć Bronisław, w chwili śmierci 30-letni – tłumaczy mój rozmówca.
Przyznaje, że chciałby równie dobrze poznać losy kuzyna swego ojca – Henryka Martona, żołnierza Armii Krajowej, wywiezionego na Syberię i rozstrzelanego przez NKWD. – Mój tata mówił, że żyje dzięki Henrykowi, bo również działał w AK i ukrywał się w lasach. Wojskowa przeszłość po wojnie ciążyła na nim tak mocno, że musiał wyprowadzić się na ziemie odzyskane. Pamiętam też jego rozmowy ze stryjem Władysławem, którego odwiedzaliśmy w Borkach. On też miał bogaty wojenny bagaż – zdążył wziąć udział w kampanii wrześniowej 1939 r. i prosto z frontu został wywieziony do Niemiec, gdzie w niewoli spędził pięć lat. Myślę, że tego, co przeżyli razem i każdy z tego pokolenia naszej rodziny z osobna, wystarczyłoby na niejedną książkę – stwierdza.
Jak symboliczny grób
Kształt pomnika wykonanego z granitu nasuwa na myśl skojarzenie ze skrzydłem samolotu, co podkreśla biało-czerwona szachownica – znak rozpoznawczy stosowany na polskich samolotach wojskowych. Wieńczy go wzbijający się do lotu mosiężny orzeł. Pod szachownicą umieszczono płaskorzeźbę popiersia B. Martona, a niżej tablicę z informacją o bohaterze wywodzącym się z gminy Stoczek Łukowski.
Swoją cegiełkę w finansowaniu budowy pomnika ma również stoczkowski urząd miasta. M. Sentkiewicz mimo że jest historykiem z wykształcenia, losów płk. B. Martona nie znał. – Stoczek jest miastem historycznym i bohaterowie są mile widziani. Przypuszczam, że niejedna rodzina mogłaby poszczycić się przodkiem, który zapisał się w historii regionu czy Polski, tyle że nie ma w nich komu zająć się ich upamiętnieniem. Wymaga to dużo pracy i konsekwencji, które z podziwem obserwowałem u T. Martona – przyznaje burmistrz Stoczka.
– Kilkakrotnie spotkałem się z pytaniem, czy po 80 latach od śmierci Bronisława warto do tej historii wracać. Jestem przekonany, że trzeba. Dla nas pomnik ma charakter symbolicznego grobu – miejsca, przy którym będziemy mogli się pomodlić. Mieszkańcom wsi Borki, ale też całej gminy przypomni o zapomnianym bohaterze. Pomnikiem oddajemy też hołd wszystkim polskim pilotom poległym w czasie II wojnie światowej. Oni walczyli za nas. My musimy tylko pamiętać – podkreśla T. Marton. I kończy z optymizmem, że pomnikiem będzie się komu zaopiekować, a pamięć nie zginie.
Monika Lipińska