Tylko smalcu żal
Stasiek chyba zażarty jakiś ostatnio na Jadźkę, bo ciągle raczej bezdroża wybierał. Jakby na złość małżonce, która wyraźnie formy nijakiej po zimie jeszcze nie nabyła. Jakby ją chciał z wycieczek dalszych skutecznie wyeliminować. Co mu się zresztą udało, bo po czterech godzinach rowerowania Jadźka parę już dni narzeka na dolegliwości pewnej nienazywanej głośno przez dobrze wychowanych części ciała. I na Staśka, który podobno już w ubiegłym roku siodełko jej miękkie do roweru dokupić obiecywał. Ale powycieczkowe wspominki nie tylko dolegliwości dotyczą. Stasiek na przykład z moim Zdziśkiem odkryli rzepakowe pola wokół Siedlec i węszą w tym intratny interes. Za to my z Jadźką głównie się zapachów majowych rzepakowo-bzowych nawdychałyśmy na cały tydzień co najmniej.
Ale zanim Jadźkę porowerowe dolegliwości po nocnym odpoczynku dopadły, to jeszcze rzutem na taśmę polecieliśmy razem do miasta. Bo jak przegapić ostatni dzień Święta Patrona Miasta Siedlce, czyli św. Stanisława? Zwłaszcza pierwszego święta, czyli narodzin nowej świeckiej tradycji. Jadźka to już w piątek, wracając z pracy, tym świętem się zachłysnęła i na niedzielne zakończenie mocno się psychicznie gotowała. Że niby ostatni dzień to apogeum. Po cichu to mi powiedziała, że była przekonana o patronacie św. Stanisława nad całym krajem, a nie tylko Siedlcami, ale politycznie zbyłam to milczeniem. Niech dokształca się sama. No i w ramach tego dokształcania poleźliśmy (znowu we czworo) do miasta. Ale Jadźka niezadowolona, bo kramiki prawie wszystkie już porozbierane, a w tych, co jeszcze zostały, to głównie żelki po 53 zł za kilogram sprzedają. Złożyłyśmy się ze szwagierką na całe 10 deko, bo czymś gębę trzeba przecież zająć.
Jadźce najbardziej było chleba ze smalcem żal. Tylko nie wiem, czy chleba jako jedzenia, czy bezpowrotnie utraconej młodości z tymże smalcem kojarzonej. – Zobacz, na co to teraz przyszło. Kiedyś człowiek się wstydził, że chleb ze smalcem je, a teraz się z tego taki rarytas zrobił. Na wszystkich ekstra przyjęciach to główne danie jest – mówi. Nie wiem, skąd Jadźka zna prawdę o ekstra przyjęciach, ale sama też co nieco kiedyś o tym słyszałam. To i musi być prawda.
Dopiero po tej dyskusji dostrzegłyśmy z kuzynką grającą na scenie orkiestrę, a jak podeszłyśmy bliziutko, to okazało się, że na placowym betonie „Chodowiacy” tańczą. Ale mogli ich widzieć tylko ci, którzy stali w pierwszych 2, no góra 3 rzędach. A dalej to już wszystko zasłonięte. Jadźka mówi, że jak ona była kiedyś w teatrze, to orkiestra siedziała na dole, a tancerze byli na górze. No i z tego chyba powodu nieco się nadąsała. Nie pomogło nawet, że sympatyczny zespół „Gronicki” z Bukowiny Tatrzańskiej dwoił się i troił już właśnie na scenie. A że jeszcze zaczął padać deszcz, no to poszliśmy do domu. „Kryminalnych” obejrzeć.
Anna Wolańska