Tym gorzej dla faktów…
Truizmem jest powtarzanie, że jesteśmy cywilizacją medialną, a konkretnie obrazkową. Naszą wiedzę o świecie czerpiemy z przekazów telewizyjnych, rzadziej radiowych, a już sporadycznie z tekstów prasowych. Dominacja szklanego ekranu w naszych domach jest niepodważalną prawdą, a w dobie Internetu coraz częściej traktujemy to medium jako zbawienie, gdy nie możemy nawiązać zwykłych ludzkich relacji.
Powstaje jednak zasadnicze pytanie, czy to, co dociera do nas poprzez środki przekazu jest do końca, albo w ogóle prawdą. Czy obraz świata, który kształtuje się w naszej świadomości pod przemożnym wpływem telewizji i Internetu, jest obrazem tego, co rzeczywiste, czy też poddawani jesteśmy manipulacji? O ile wierutne kłamstwo możemy łatwo wyłowić z potoku informacji (choć nie zawsze się nam to udaje i tego chcemy), o tyle manipulacja medialna jest dla nas trudniejsza do zauważenia. A przecież każdy z nas chce wiedzieć i wierzyć, że to, co do nas dociera, jest prawdą. Jak mantra powtarzana fraza: „Przecież tak w telewizji powiedzieli…” jest najlepszym przykładem, że traktujemy przedkładane nam w przekazach medialnych treści jak prawdę objawioną, chociaż czasem z lekkim przymrużeniem oka, aby sobie i innym pokazać, że nie jesteśmy jakimś tanim odbiorcą wiadomości i że nie z nami te numery…
Świat po depeszy emskiej
O wpływie manipulacji prasowych na bieg wydarzeń światowych najlepiej świadczy słynna depesza emska, która stała się przyczyną wybuchu wojny francusko-niemieckiej w 1870 r. Jest to wydarzenie ciekawe o tyle, że umiejętnie zredagowana na polecenie kanclerza Bismarcka wiadomość prasowa nie tylko stała się zarzewiem konfliktu, ale również sprawiła, że dążące do zbrojnego rozwiązania Niemcy zostały postawione w roli nie agresora, ale broniącej się ofiary. Jądrem manipulacji, dokonanej przez Niemców, nie było kłamstwo, ponieważ zawarte w informacji wydarzenia miały miejsce, ale sposób podania wiadomości sprawił, że odebrano je w zupełnie innym świetle. Pokazuje to, że kontekst ma jednak ogromne znaczenie. Nie inaczej było w powojennej Polsce, gdy pewne wydarzenia przemilczano, aby w ten sposób obniżyć ich rangę, o innych informowano szczątkowo, dodając do wiadomości odpowiednie zabarwienie emocjonalne poprzez odpowiednio dobrane słowa i układ zdań. Posługiwano się również insynuacjami w rodzaju: „podobno…”, „pewni ludzie powiedzieli…”, „zdaniem szarego obywatela naszego kraju…” i tym podobne. W większości tych informacji umiejętnie mieszano prawdę z fikcją, bo przecież w mętnej wodzie diabeł ryby łowi.
Niestety, czasy się zmieniły, ale nasz odbiór mediów nie. Wciąż stanowią one jeden z zasadniczych oręży w walce politycznej i w licznych kampaniach społecznych. Wpływ, jaki wywarła na dzieje świata depesza emska, wskazuje wybitnie, że media mogą nie tylko kształtować rzeczywistość, ale również zmieniać bieg światowej historii. A co dopiero nasze myślenie.
Dziś prawdziwych manipulatorów już nie ma?
Niektórzy sądzą, że w dobie tzw. demokracji i powszechnej dostępności informacji bez wpływu urzędu cenzorskiego, manipulowanie informacjami jest niemożliwe. Niestety, prawda jest inna. Nie chcę w tym miejscu przypominać licznych opracowań dziennikarskich – i nie tylko – na temat wewnętrznej cenzury w licznych redakcjach oraz autocenzury dziennikarskiej. Prześledźmy za to parę znanych nam z przekazów medialnych wydarzeń.
Prezydent RP zwołuje, pod wpływem niepokoju społecznego, Radę Gabinetową poświęconą opiece zdrowotnej. Po zakończeniu jej obrad następnego dnia w mediach pojawiają się fragmenty z debaty, a następnie Kancelaria Premiera publikuje stenogram spotkania. W następnych dniach premier organizuje „biały szczyt”, który ma stanowić jego zdaniem realną odpowiedź na trudności w zapewnieniu opieki zdrowotnej obywatelom. Wydawać by się mogło, że nic dziwnego w tym przekazie nie ma. Wyraźnie sugeruje on, że prezydent jest oderwany od rzeczywistości i ciągle obraża się na społeczeństwo. Dlaczego jednak dociekliwi dziennikarze nie dopytują się, komu na rękę było takie przedstawienie informacji? Czy nie dla premiera, który mając za przeciwnika politycznego prezydenta, chce być ukazany jako jedyny zbawca opieki medycznej? Czemu nie zajmą się wyciekami dziennikarze śledczy, którzy tak chętnie śledzili wszystkie poczynania poprzedniej ekipy?
Albo inna sekwencja wydarzeń. Prezydent, mając uprawnienia konstytucyjne, zaprasza lub wzywa na spotkanie ministra spraw zagranicznych. Nie precyzuje jednak terminu spotkania. Minister wychodzi z lunchu na spotkaniu międzynarodowym i leci samolotem do Warszawy, jak straż ogniowa do pożaru, choć wcześniej potrafił stawiać wyżej nieformalne spotkanie rządu nad konsultacje z głową państwa. W umysłach odbiorców tej informacji ukazuje się obraz prezydenta jako zmory polskiej polityki zagranicznej. I nikt jakoś nie stawia panu ministrowi pytania, jak w tym całym natłoku zajęć, które kazały mu przerwać międzynarodowe spotkanie, znalazł czas na występ w programie Moniki Olejnik następnego dnia.
Albo jeszcze inny przykład zręcznego zacierania informacji. Przed wyborami partia dzisiaj rządząca przekonywała, że ma gotowe projekty ustaw. Dlaczego więc dzisiaj mówi, że wszyscy jej przeszkadzają? Jeśli miała (chociażby w spadku po J. M. Rokicie) całe szuflady ustaw, to gdzie one dzisiaj są? Dlaczego nikt z dziennikarzy nie zapyta, dlaczego Sejm, w którym jest jasna większość parlamentarna, do 31 stycznia uchwalił 23 ustawy (w tym budżetową), z których 7 to nadanie nowego imienia szkołom wyższym i ratyfikacje umów międzynarodowych, a 5 z nich ma objętość imponującą (2-3 artykułów)? Dlaczego nikt nie zadaje pytania o projekty ustawowe, a zgłoszono ich do dzisiaj 69, z czego 1/3 to projekty poselskie lub obywatelskie? Jeśli wszyscy szkodzą, to co robi większość parlamentarna? Obawiam się, że przy takim podejściu nawet dysponując 460 posłami miałaby trudność z ujawnieniem swoich zasobów intelektualno-prawnych (poza posłem Niesiołowskim).
Ale w całej tej sprawie jedno jest ciekawe. Uganiając się za „przestępstwami” poprzednich władców naszej ojczyzny, media nie zauważają skrzeczącej rzeczywistości. Nie zauważają, czy nie chcą zauważyć? Dlaczego budują obraz naszego świata na przemilczeniach i niedopowiedzeniach? To jest zasadnicze pytanie, które trzeba w tym kontekście postawić.
Kłamcie, zawsze coś zostanie…
Kłamstwo to nie tylko podanie fałszu za prawdę. Jan Paweł II w czasie Mszy św. w 1991 r. w Olsztynie przypomniał, że każda półprawda jest całym kłamstwem. Nie można więc przymykać oczu na manipulacje i trzeba umiejętnie zadawać pytania. Nie politykom, ale dziennikarzom.
Ks. Jacek Świątek