Historia
Unicestwienie organizacji łukowskiej

Unicestwienie organizacji łukowskiej

W październiku 1840 r. nastąpiły nowe aresztowania w gimnazjum w Łukowie. Zatrzymany został m.in. Seweryn Poniatowski, który niedawno demonstrował konspiratorom wytrzymałość na ból. Mimo brutalnych metod na śledztwie nieustannie milczał, natomiast inni słabsi i mniej wytrzymali „sypali”.

 Władze poważnie zaniepokoiły się rozmiarem konspiracji warszawsko-łukowskiej. Na początku 1841 r. runęła na Łuków masa żandarmów, szpiegów i policjantów i zasiadła w gmachu urzędu powiatowego. Rozpoczęły się dalsze aresztowania, które objęły przeszło 200 osób. W przeważającej części była to młodzież szkolna, niemal dzieci. Tłumy rodziców i krewnych otaczały gmach, w którym trzymano więźniów. Po tygodniu w mroźny poranek lutowy na kilkudziesięciu wozach odesłano ich pod eskortą Kozaków i żandarmów do Warszawy. Z czasem Komisja Śledcza uzyskała materiały poważnie obciążające przywódcę konspiracji. Jeden z zatrzymanych uczniów gimnazjum w Łukowie Julian Woliński, jak zapisano w protokole „szczerym wyznaniem swoim udzielił wielu wiadomości o działalności głównego przestępcy Karola Levittoux”. Natychmiast aresztowano Karola i osadzono w Cytadeli. Aby uchronić kolegów od cierpień Levittoux od razu sam przyznał się do tego, że był kierownikiem spisku. Wziął całą winę na siebie i prosił o zwolnienie pozostałych. Władze nawet nie chciały o tym słyszeć. Śledztwem objęto 280 osób. Na 15 lat ciężkich robót skazano 20 osób, na zsyłkę lub wcielenie karne do wojska 50 osób, na stałe osiedlenie na Syberii sześć osób. Karę 500 kijów zasądzono 12 osobom. 32 zwolniono z pracy lub wręczono im tzw. „wilcze bilety” , 46 osób oddano pod ścisły nadzór policyjny. Podczas śledztwa 14 najbardziej obciążonych uczniów umieszczono w słynnym X pawilonie Cytadeli warszawskiej. Levittoux trzymany był oddzielnie. Indagowany o kolegów odpowiadał niezmiennie „nic nie wiem i nic nie powiem”. W tym czasie na czele Cytadeli stał płk ks. Aleksander Golicyn, którego nieludzkość była znana w całym cesarstwie rosyjskim. Dobrał sobie odpowiednich tępych współpracowników takich jak: Jołszyn, Szwejkowski i Leichte. W kwestii badania Levittoux przejął całą sprawę psychopata mjr Leichte. Na początek Karol otrzymał 2000 pałek, co drugi dzień po 400. Po każdej serii zjawiał się felczer wojskowy, który okładał go plastrami, przygotowując do przyjęcia nowej porcji uderzeń. Gdy Levittoux dalej milczał, zmniejszono mu racje żywnościowe do głodowych. Następnie serwowano mu potrawy nadmiernie osolone nie dając nic do picia. Gdy milczał dalej, nie pozwolono mu spocząć, ani stać, ani siedzieć. Z okazji ślubu następcy tronu na niektórych więźniów, jak mówiono, spadł promyk nadziei. Zwolniono rzeczywiście niektórych uczniów z Łukowa i szkół warszawskich. Wtedy wyszedł m.in. 17-letni Włodzimierz Wolski, przyszły poeta, współautor opery „Halka”. Z aktu łaski wyłączono jednak Levittoux. Zrozpaczony ojciec prosił konsula francuskiego w Warszawie o pomoc.

Dyplomata powoływał się na francuskie pochodzenie młodego Karola. Udało mu się uzyskać zapewnienie od osób stojących blisko namiestnika, iż prośba będzie kiedyś rozpatrzona. Tymczasem koledzy, którzy wyszli na wolność dzięki milczeniu Karola, przesłali mu w paczce, w grzbiecie książki cienką piłkę do przecinania krat. Niestety podczas kolejnej rewizji znaleziono ten przedmiot. Rozpoczęto nowe badania, kto mógł przesłać ten pilniczek. Ponownie zaczęto więźnia bić, głodzić, pozbawiać snu, pakować do karceru. Czując, że słabnie, stopniowo ulega mękom fizycznym ciała i może się załamać, w lipcu 1841 r. Karol zdecydował się na dramatyczny krok. Cypran Kamil Norwid w liście do Zygmunta Krasińskiego tak przedstawił ostatnie chwile skazańca: „Klękł na łóżku z twardych desek, powrozami słomianymi okręconych, pod one deseczki świecę postawił; wolno zapaliły się powrozy skręcone ze słomy. Jak wieczność długo musiały się rozżarzać, nim zaczęły śmierć zadawać. Kilka godzin ujść musiało, nim to łóżko w stos się przeobraziło… Znaleziono go na kolanach z piersią i twarzą zwęgloną, bez życia…”. Ojciec Karola po wiadomości o męczeńskiej śmierci syna, o której usłyszał od konsula francuskiego, udał się do Cytadeli.

Przyjął go d-ca ros. książę Aleksander Golicyn, który sam był katem, a zarzucił mu w słowach gorzkich i napastliwych zbrodnię, jaka pozbawiła jego syna zasłużonej kary. Dowiedziawszy się o wieku matki Karola, polecił temu starcowi dla pocieszenia żony dać jej tyle kijów, ile ma lat. Męczeńska śmierć bohatera stała się natchnieniem dla pisarzy, poetów i malarzy. Zygmunt Krasiński opisał ją w liście do Delfiny Potockiej. Cyprian Kamil Norwid poświęcił mu utwór „Burza”. Współwięzień Karola, uczeń szkoły bialskiej Roman Zmorski upamiętnił go w wierszu „Modlitwa”. Sławili go później poeci Mieczysław Romanowski i Władysław Syrokomla, a gen. Ludwik Mierosławski nazwał go bohaterem narodowym. Uwiecznił go na słynnym obrazie malarz Antoni Kozakiewicz. W tym czasie na terenach za Bugiem ciągle trwała likwidacja Unii. Dopomagali w jej unicestwieniu zdrajcy, którzy przeszli na prawosławie. W 1841 r. został zamęczony w Zahorowie ks. Jozafat Słobodzki. Świadek jego męczeńskiej śmierci, mieszkający na pograniczu Podlasia ks.Micewicz zapisał: „W poniedziałek 3 marca 1841 r. zaledwieśmy rozpoczęli jutrznię w kaplicy, wpadł apostata ks.Dziubiński z dwoma pomocnikami, porwał ks.Słobodzkiego, wtrącił do zimnego okropnego więzienia, połączonego z kloaką i tam starca 74-letniego pozostawił bez pokarmu i ciepłego ubrania, gdyż opat w chwili porwania miał na sobie tylko wytarty szlafroczek… Gdy dano znać Dziubińskiemu, że opat zdaje się konać, odrzekł „niech ginie jak pies, ja odpowiadać za niego nie będę”.

Józef Geresz