Komentarze
Uprzejmie donoszę, że…

Uprzejmie donoszę, że…

Donos ma w historii ludzkości bogatą tradycję. Najbardziej znanym donosicielem był Judasz, który zdradził Jezusa, inkasując za to 30 srebrników.

Swoich donosicieli mieli królowie i magnaci, siatki agentów utrzymywali zaborcy, nie szczędząc kasy i zaszczytów dla najgorliwszych. W czasach bardziej współczesnych donosicielstwo ucywilizowano poprzez tworzenie agencji wywiadowczych, werbowanie (także za pieniądze) tajnych współpracowników i lokowanie w różnych miejscach „kontaktów operacyjnych”.

W Polsce były dziesiątki tysięcy TW. Wielu z nich żyje wśród nas, ma się znakomicie, śmiejąc się w oczy swoim ofiarom – często pobierając za swoją podłą pracę sowite emerytury. Symbolem owego „nowego porządku” stał się przed laty Pawka Morozow, który doniósł na swojego ojca, że jest kułakiem i sprzeciwia się zakładaniu kołchozów. Komuniści skazali ojca na karę śmierci – syn przez długi czas stawiany był młodym pokoleniom komsomolców jako wzór do naśladowania. Oczywiście naśladowców dzielnego mołojca nie brakuje i dzisiaj. Siatki wywiadowcze istnieją nadal i zapewne istnieć będą do końca świata. I zawsze znajdą się tacy, którzy dla pieniędzy, satysfakcji czy z zemsty lub chorej nienawiści – a czasem tylko dlatego, że los obdarował ich podłą naturą – będą pisać listy i maile rozpoczynające się od słów: „uprzejmie donoszę…”.

„Donosicielstwo było i jest znane w różnych cywilizacjach – przypominał Czesław Miłosz w „Zniewolonym umyśle”. – Na ogół jednak nie było nigdy podnoszone do godności cnoty. W cywilizacji nowej wiary jest zalecane jako cnota podstawowa dobrego obywatela”. Miał na myśli komunizm. Gdy to pisał, nie wiedział jeszcze, że prawdziwa „kanonizacja” donosicielstwa dokona się w czasach, gdy do władzy dojdą potomkowie i protagoniści czerwonej arystokracji. I że będzie można na nim zarobić pieniądze, o których najbystrzejszym kapusiom się nie śniło!

Niedawno tabloidy alarmowały o „koszmarze rekolekcyjnym w Gryficach” (ksiądz – o zgrozo! – modlił się nad dziećmi, aby zstąpił na nie Duch Święty), parę dni wcześniej ktoś zawiadomił redakcję „Gazety Wyborczej”, iż podczas lekcji religii uczniowie LO XIV w Szczecinie mogli obejrzeć film z egzekucji 21 egipskich chrześcijan. Ten sam, który wcześniej bez problemu można było obejrzeć w internecie. To nic, że uczniowie stanęli murem za swoim księdzem. Ważne, że sprawa stała się okazją do wylania potoków bluzgów. Ale to nie koniec. Z okazji Wielkiego Tygodnia nadredaktor Adam Michnik wraz z redaktorem Jarosławem Mikołajewskim „uprzejmie donieśli” na Kościół w Polsce. List otwarty, ociekający fałszywą troską i „miłością” do Bożej Owczarni, zawierający niepokój wobec sytuacji, kiedy to biskupi „krzywdzą tak wielu wspaniałych ludzi” (chodzi głównie o pozostającego w karach kościelnych ks. Lemańskiego), zaś „przesiąknięty antysemityzmem” Kościół ma negatywny wpływ na społeczeństwo i „komplikuje sytuację”, został opublikowany (w skróconej wersji) w lewicowym włoskim dzienniku „La Repubblica”. Zapewne wiedza Ojca Świętego na temat polskiego Kościoła wykracza poza „ściskające za serce” utyskiwania red. Michnika, więc nie spodziewałbym się nagłego zwrotu. On zresztą doskonale o tym wie. Od początku było oczywiste, że donos na polski Kościół to tylko kolejny element walki ze znienawidzoną instytucją. Walki, która toczona jest codziennie, bez wytchnienia.

Cóż, natury nie da się zmienić. Ideał Pawki Morozowa dalej żyje w dzieciach systemu, który go unieśmiertelnił.

Ks. Paweł Siedlanowski