Historia

Utalentowane małżeństwo

Ludzie z pasją, umiejętnościami i talentem - tak w kilku słowach opisać można Sabinę i Zygmunta Bartoszków - małżeństwo, które wpisało się w kulturalną i religijną historię Międzyrzeca Podlaskiego.

Jeszcze zanim się poznali, rozwijali swoje zainteresowania, które po latach pozwoliły na prawdziwy artystyczny rozkwit utalentowanych międzyrzeczan. Sabina (z d. Szczecińska) urodziła się w 1915 r. w Międzyrzecu. - Od najmłodszych lat mama brała udział w imprezach szkolnych i przedstawieniach teatralnych. W 1939 r. była odtwórczynią głównej roli w sztuce „Południca” Leopolda Staffa wyreżyserowanej przez ks. Piotra Aleksandrowicza.

W czasach powojennych rosło zapotrzebowanie na powstawanie zespołów artystycznych.

Sabina studiowała pedagogikę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W Lublinie skończyła też kurs, dzięki któremu w Międzyrzecu została instruktorką dwóch zespołów: teatralnego i tanecznego. Z powodu braku sali widowiskowej spotkania i próby odbywały się w organistówce.

Zygmunt Bartoszek urodził się w 1914 r. w Parczewie. Ukończył szkołę średnią muzyczną w klasie organowej w Lublinie. W 1941 przyjechał do Międzyrzeca w celu podjęcia pracy organisty w parafii św. Józefa. – Zwerbował go ks. Edmund Barbasiewicz. W sąsiedniej parafii św. Mikołaja obowiązki organisty objął pan Leon Maleszyk. Panowie podjęli współpracę i założyli chór męski przy kościele św. Józefa. Chór działa po dziś dzień – w tym roku obchodzi jubileusz 80-lecia istnienia – mówi obecna chórzystka oraz kronikarka dziejów chóru Regina Michalak. Z. Bartoszek dodatkowo pracował jako nauczyciel muzyki i śpiewu w szkole podstawowej. Sabina i Zygmunt Bartoszek pobrali się w 1943 r. Mieli dwie córki: Teresę i Izabelę.

 

Spełnieni ludzie

– Rodzice podjęli działalność kulturalną w mieście mimo wielu obowiązków, także tych rodzicielskich. Pomagali sobie nawzajem i współpracowali, co przynosiło wspaniałe efekty – mówi T. Bartoszek.

Zygmunt założył przy parafii św. Józefa czterogłosowy chór mieszany. Sabina kontynuowała działalność artystyczną wspierana przez męża, który m.in. pomagał w projektowaniu dekoracji czy kostiumów. Wystawione zostały sztuki: „Subretka”, „Żabusie”, „Moralność pani Dulskiej”, „Szklanka wody”. Wszystkie przedstawienia reżyserowała Sabina; grała w nich główne role. – „Subretka” była pierwszą sztuką wystawioną po wojnie. Grano ją 15 razy, a publiczność po prostu płakała z radości. Była to rekcja ludzi spragnionych prawdziwego teatru i kontaktu ze sztuką – wspomina pani Teresa.

Zygmunt spełniał się także w roli suflera i prowadzącego zespół wokalny. Często występował, grając na fortepianie, obok skrzypka Antoniego Nadolnego. Ponadto przez ponad 20 lat udzielał dzieciom i młodzieży lekcji gry na fortepianie. W tym samym czasie jego żona prowadziła zespół taneczny przy Spółdzielni „Odzież”, a także zespoły teatralne przy Spółdzielni WSS „Społem” i Spółdzielni Szczeciniarsko-Szczotkarskiej oraz Klubie Młodzieżowym. W 1965 r. grupy te świętowały 15-lecie istnienia. – W sumie dały ponad 200 występów w Międzyrzecu Podlaskim, a także poza nim. Zdobywały często czołowe miejsca w prestiżowych konkursach – dopowiada córka Sabiny.

W 1987 r. – na wniosek ówczesnego proboszcza parafii św. Józefa ks. infułata Kazimierza Korszniewicza – Z. Bartoszek otrzymał z rąk bp. Jana Mazura odznaczenie papieskie Benemerenti za 58 lat sumiennej pracy. W 1991 r. zmarła pani Sabina. Z Bartoszek prawie do śmierci, która przyszła w 1999 r., posługiwał jako organista.

 

Żywa pamięć

Żyje coraz mniej osób, które miały bezpośredni kontakt z wyjątkowym małżeństwem. Ale pamięć o nim jest wciąż żywa. Do dzisiaj czynny udział w życiu parafii bierze założony przez Z. Bartoszka chór.

– W tej chwili chór liczy 30 osób. W repertuarze nie brakuje pieśni, które przed laty wprowadził mój świętej pamięci poprzednik – mówi obecny dyrygent Edward Melaniuk.

– Moja mama Halinka, będąc dzieckiem, również mieszkała w organistówce. Wspominała często S. i Z. Bartoszków. Zawsze mówiła, że byli bardzo sympatyczni i życzliwi dla innych – wspomina Krystyna Oksiuto-Dowiacka. – Z. Bartoszek zawsze dzielił się z innymi tym, co dostał podczas roznoszenia opłatków. Zdarzało się, że prosił moją mamę o zakup tzw. rozmaitości, czyli różnego rodzaju wędlin. A ona, wtedy jeszcze mała dziewczynka, potrafiła po drodze, zanim dotarła do domu, wszystko zjeść. Pan Bartoszek nigdy nie zwrócił jej uwagi, tylko jeszcze raz prosił o zrobienie zakupów. Zdarzało się też, że pomagał jej w odrabianiu lekcji – opowiada pani Krystyna.

Małżonkowie spoczywają na międzyrzeckim cmentarzu. Wielu mieszkańców Międzyrzeca do dziś z uśmiechem na ustach wspomina ich działalność.

Magdalena Frydrychowska