
Uwaga na nieistniejące rośliny
Pasjonat roślin i zapalony ogrodnik, a zarazem redaktor naczelny portalu „Dom i Ogród Naszą Pasją”. Sztuczna inteligencja (AI) rozwija się w niesamowitym tempie, co, niestety, wiąże się z ryzykiem powstawania fake newsów oraz zdjęć łudząco przypominających te rzeczywiste. Sztuczki graficzne z udziałem AI wykorzystują też nieuczciwi sprzedawcy nasion.
Jak podkreśla P. Bereś, w internecie krążą zdjęcia choćby roślin pomidora, które na jednym pędzie mają różnokolorowe owoce – od czerwonych, przez żółte, niebieskie, fioletowe po czarne. – Podobnie można znaleźć zdjęcia kwadratowych arbuzów (kawonów) z podpisem „nasiona kwadratowych arbuzów”. To czyste oszustwo. Owszem, Chińczycy mają kwadratowe arbuzy, ale dlatego, że wkładają owoce do specjalnych form, które wraz z ich wzrostem nadają im taki kształt – podkreśla prof. Bereś, uwrażliwiając, iż wiele zdjęć oferowanych na polskim rynku dotyczy właśnie roślin z Chin, z tym że jedne, owszem, istnieją, a inne zostały stworzone przez grafika. Na co zwrócić uwagę, by nie dać się oszukać?
Prawo sobie, nieuczciwi sprzedawcy sobie
Od 2019 r. na terenie Unii Europejskiej obowiązują restrykcyjne przepisy regulujące, co można wwozić na jej rynek. Ma to wyeliminować potencjalne zagrożenia fitosanitarne. Prawo to dotyczy również nasion. Przede wszystkim muszą posiadać tzw. świadectwo fitosanitarne. – Nowe regulacje bardzo mocno uderzają w handel nasionami spoza krajów UE, m.in. z USA, Anglii, Chin, Rosji. Kontroli poddawane są także sadzonki drzew i krzewów, cięte kwiaty, liście, świeże i suszone owoce i warzywa, ziarna zbóż, ziemia i podłoża – wyjaśnia prof. Bereś, zwracając uwagę, że w ostatnich latach internet zalały dosłownie oferty nasion niesamowitych roślin, które łączyło to, że pochodziły głównie z Chin. – Kosztowały grosze, więc każdy mógł je kupić i próbować wysiewać. O ile jednak na tamte czasy nie było to nielegalne, ale ryzykowne, bo można było sobie ściągnąć roślinę inwazyjną albo opanowaną przez groźne patogeny, to obecnie muszą to być nasiona z paszportem. Niestety w magazynach nieuczciwych sprzedawców mogą zalegać setki kilogramów starych nasion, które będą próbować wcisnąć na rynek – ostrzega ekspert i radzi, by dokładnie sprawdzać opakowania, na których powinny być podane nazwa producenta, odmiany, numer partii czy też data przydatności do siewu.
A jeśli to GMO?
Ekspert przyznaje, że na portalach nadal można spotkać oferty roślin, których fotografie jasno wskazują, że są to zdjęcia pochodzące z azjatyckich stron sprzedażowych. – Kupując nasiona warzyw, kwiatów z Chin, nie mamy pewności, czy nie nabywamy roślin GMO. Ich uprawa jest w Polsce prawnie zabroniona od 2013 r., dlatego tym bardziej należy uważać, co kupujemy i wysiewamy – przypomina, dodając, że jeszcze kilka lat temu można było znaleźć oferty np. cynii o niebieskich kwiatach, przy opisie której podawano, że za kolor płatków odpowiada gen pozyskany z jednej z morskich ryb. Taki zapis od razu wskazywał, że mogło to być GMO. – Obecnie handlarze nasion boją się zamieszczania takich informacji, bo służby państwowe, np. Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, mogłyby natrafić na ich ofertę i popsuć im biznes. Stosują więc bardzo wyrafinowane sposoby, dlatego zawsze warto kupować nasiona oryginalne, od sprawdzonych producentów, albo korzystać z tzw. bezpośredniej wymiany sąsiedzkiej – radzi.
Chiński test
Redaktor naczelny portalu „Dom i Ogród Naszą Pasją” postanowił sprawdzić, jak fotografie prezentujące wyjątkową roślinę – z której, jak zachwalał sprzedawca, miało wyrosnąć coś, „czego nie będzie posiadał nikt inny” – mają się do rzeczywistości. Za pośrednictwem portalu zamówił „prawdziwe rarytasy”: tęczowe pomidory, truskawki, niebieskie maliny, tęczowe trawy pampasowe, gigantyczne truskawki, niebieskie dalie, czarną dynię, zieloną różę, kwadratowego arbuza.
Kiedy otworzył przesyłkę, wszystkie nasiona umieszczone były po kilka sztuk w woreczkach strunowych. – Było to jednoznaczne z informacją, że to samowolna sprzedaż bez oryginalnych opakowań, co skutkuje tym, że jako konsumenci tracimy prawo do reklamacji, gdyż podstawą zwrotu jest zawsze opakowanie z widocznym numerem partii – zwraca uwagę naukowiec.
Otrzymane nasiona prof. Bereś podzielił na dwie części. Pierwszą wysiał wiosną do uniwersalnej ziemi ogrodniczej, a druga trafiła do laboratorium, gdzie w cieplarce na szklanych szalkach testował ich zdolność kiełkowania. Na bieżąco utrzymywano odpowiednią temperaturę i wilgotność powietrza, aby wynik obserwacji był jak najbardziej rzetelny.
– Niestety z nasion wysianych do gleby nic nie wyrosło, a z poddanych ocenie w laboratorium wykiełkowały zaledwie dwa nasionka „czarnej” dyni oraz jedno truskawki gigant, które i tak zamarło na skutek porażenia zgorzelą siewek – mówi naukowiec, wyjaśniając, iż prawie wszystkie nasiona, jakie zakupił, musiały być martwe. – Jednak – co ciekawe – po wsadzeniu do doniczki, a potem przeniesieniu do gruntu roślin „czarnej” dyni po wielu tygodniach okazało się, że jest to zwykła pomarańczowa dynia, ale tak naprawdę niewiadomej odmiany. Doświadczenie zakończyło się zatem całkowitą katastrofą – opowiada prof. Bereś i dodaje, że przez brak informacji o odmianach, partii czy przydatności do siewu nie wiedział, czy nasiona były świeże. Jak podkreśla, pomidory czy arbuz bez problemu kiełkują na wilgotnej bibule w ciągu kilku dni, a skoro w tym przypadku było inaczej, zachodzi podejrzenie, iż nasiona były wysterylizowane, stare albo zniszczone wewnętrznie, choć na zewnątrz wszystko wyglądało w porządku. – W dodatku część nie tylko nie wykiełkowała, ale pokryła się czarną pleśnią, co oznacza, że były porażone przez grzyby, zwłaszcza z rodzaju Aspergillus, w tym kropidlaka czarnego – Aspergillus niger, które rozwijają się często na martwej materii organicznej – dodaje. Ostrzega też, że osoby sprzedające nasiona w nieoryginalnych opakowaniach, w tym roślin o niespotykanych w naturze kolorach, niekiedy zabezpieczają się przed reklamacjami i koniecznością zwrotu pieniędzy takimi zapisami: „Sprzedawca nie daje 100% gwarancji kiełkowania nasion i nie ponosi odpowiedzialności oraz nie zwraca pieniędzy za brak kiełkowania i wzrostu nasion, ponieważ jest to warunkowane wieloma czynnikami, tj. namoczenie nasion, odpowiednia głębokość wysiewu, jakość zastosowanej ziemi, właściwa częstotliwość podlewania, nawożenie, temperatura, sposoby pielęgnacji, których sprzedawca nie jest w stanie zweryfikować”. Warto zapamiętać, że takich adnotacji nie znajdziemy na oryginalnych nasionach, które same w sobie zawierają zabezpieczenie dla klienta, że ten może je swobodnie reklamować, byle miał oryginalne opakowanie.
Nie dajmy sobą manipulować
Jak zauważa prof. P. Bereś, ogrodnictwo stało się dziś bardzo modne. – Wiele osób, które od niedawna się tym zajmują, nie posiada jeszcze w tej dziedzinie wiedzy, którą zdobywa się w trakcie, głównie przez praktykę i zgłębianie literatury tematu. To właśnie one są, niestety, podatne na fałszywe informacje pojawiające się w internecie. W 2018 r. pomalowaliśmy zwykłe warzywa i owoce farbami plakatowymi i wrzuciliśmy ich zdjęcia do internetu i zaczęliśmy otrzymywać od zainteresowanych internautów pytania o możliwość ich zakupu. To pokazuje, że nawet tak proste kłamstwo, bez dobrej grafiki, potrafi namieszać w głowie, a co dopiero, gdy początkujący ogrodnik widzi fotografie wykonane za pomocą profesjonalnych programów graficznych, które potrafią pokolorować lub zmodyfikować kształt roślin? Dlatego tak ważna jest choćby podstawowa wiedza z botaniki – podsumowuje prof. Bereś i dodaje: – Proszę zobaczyć, jak wielu komentuje i lajkuje na facebookowych profilach fotografie ludzi wygenerowane przez sztuczną inteligencję, a kiedy ktoś im zwraca uwagę, że piszą o nieistniejącej osobie, oburzają się. Niestety dajemy sobą manipulować i wkrótce odróżnienie realistycznego obrazu od sztucznego będzie bardzo trudne. To samo dotyczy ogrodnictwa.
DY