Uważaj na pajęczarza
Popyt na prąd stale rośnie, w górę idą też ceny energii, która staje się towarem deficytowym. Wynoszące grubo ponad 100 zł rachunki to norma niemal w każdym gospodarstwie domowym. Wiele rodzin nie stać na ich płacenie, dlatego kradną prąd.
Bywa jednak, że złodziejami są też ludzie dobrze sytuowani. Każdego roku zakłady energetyczne z tego powodu tracą miliony złotych.
Wpadli na gorącym uczynku
Policjanci i energetycy potwierdzają, że odnotowują coraz więcej przypadków kradzieży prądu. Kilka dni temu policjanci z Mokobód otrzymali zgłoszenie od pracowników PGE Dystrybucja S.A. Oddział Warszawa, pod który podlega rejon siedlecki, że podczas kontroli wykryli dwa takie przypadki. – Do kradzieży energii elektrycznej doszło w jednej z miejscowości w gminie Kotuń. W domach 63-latka i 51-latka kontrolerzy ujawnili instalacje, za pomocą których nielegalnie pobierano prąd – mówi podinsp. Jerzy Długosz, rzecznik siedleckiej policji.
Do podobnych incydentów doszło w ostatnim czasie również w gminie Wodynie i gminie Zbuczyn. Sprawą zajęła się policja.
Energetycy czuwają
– Od lat prowadzimy działania mające na celu przeciwdziałanie nielegalnemu poborowi energii. Aby chronić uczciwych odbiorców, nasi pracownicy dokonują rutynowych kontroli urządzeń pomiarowo – rozliczeniowych, analizują system bilingowy poszczególnych punktów odbioru – zapewnia Artur Rola z zespołu prasowego PGE. O skutkach kradzieży prądu spółka przestrzega także za pośrednictwem mediów.
Ile przypadków nielegalnego poboru energii odnotowano w ubiegłym roku w rejonie siedleckim? – Zgodnie z przyjętą polityką informacyjną oraz dla dobra prowadzonych działań nie podajemy takich statystyk – zastrzega A. Rola, przyznając jednak, że złodzieje prądu wykazują się dużą pomysłowością.
Willa z drugim obiegiem
Najczęściej próbują ominąć własny licznik albo podłączają się do sieci na korytarzu. Inni zakładają kabel, ciągnąc energię z piwnicznej instalacji. W tym celu wiercą dziury w podłodze mieszkania, żeby przewód był niewidoczny zewnątrz. Jeszcze inni starają się spowolnić obroty licznika, co obniża ilości zużytych kilowatów. Z kolei właściciele prywatnych posesji kradną prąd bezpośrednio z linii niskiego napięcia. – To jednak ryzykowne. Bowiem kiedy w dzielnicy wyłączą prąd, jedynym domem, w którym świeci się światło, jest willa „pajęczarza” – podkreślają energetycy, którzy opowiadają legendy o największych specach od lewego poboru. Na niektórych podobno nie ma mocnych. Nawet demontaż słupów w pobliżu ich domów nie pomaga, bo potrafią okablowanie ciągnąć setki metrów od najbliższych latarni.
Płacą uczciwi
Okazuje się, że złodzieje okradają nie tylko zakład energetyczny, ale i sąsiadów. Bowiem każda pobrana nielegalnie kilowatogodzina wpływa w niewielkim stopniu na wysokość stawek opłat. Dlatego jeśli niepokoją nas podejrzanie wysokie rachunki za prąd, warto sprawdzić, czy ktoś nie podłączył się do naszego licznika. Co powinno nas zaniepokoić? – Należy zwrócić uwagę czy urządzenie i plomby nie zostały uszkodzone. Zauważone zmiany w liczniku, np. wgniecenie obudowy, rozbicie szybki, powinny być zgłoszone dostawcy energii – radzi A. Rola.
Jednak najgorszy przy tego typu manipulacjach jest brak wyobraźni. Mogą one bowiem doprowadzić do porażenia prądem nie tylko majsterkowicza, ale i osoby postronne, w szczególności dzieci, a także do wybuchu pożaru.
– Nie bądźmy obojętni na zjawisko kradzieży choćby dlatego, że skutki zarówno finansowe, jak i społeczne ponosimy wszyscy – apeluje A. Rola.
Kary, jakie nalicza sprawcom kradzieży zakład energetyczny, wynoszą od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych. Wszystko zależy od tego, jak długo pobierany był prąd, i od średniego zużycia we wcześniejszych miesiącach. Dodatkowo sprawcy kradzieży stają przed sądem. Według kodeksu karnego za nielegalny pobór energii domorosłym elektrykom grozi nawet pięć lat więzienia i grzywna.
MD