Kultura

W klimacie PRL-u

„Codzienność w PRL-u” - to hasło 20 Nocy Muzeów zorganizowanej przez Muzeum Regionalne im. Mieczysława Asłanowicza w Siedlcach.

Ci, którzy odwiedzili placówkę, mogli spotkać relikty z tamtego okresu. Starsi oglądali je z sentymentem, a młodsi ze zdziwieniem, że tak kiedyś się żyło. Jak co roku siedleckie MR włączyło się w Noc Muzeów. W tym roku temat przewodni to życie codzienne w PRL-u. I choć były to trudne czasy, które, na szczęście, są już przeszłością, wielu wspomina je z sentymentem - głównie dlatego, że kojarzą im się z dzieciństwem, dorastaniem, młodością.

PRL to także dekady historii naszego miasta i żyjących tu ludzi. Nic dziwnego, że tegoroczna Noc Muzeów przyciągnęła siedlczan – zarówno starszych, którzy tamtą epokę doskonale pamiętają, jak i młodszych, którzy na świat przyszli wiele lat po niej. Organizatorzy zadbali, by jedni i drudzy znaleźli coś dla siebie.

 

Unikatowe przedmioty i fotografie

Zwiedzającym udostępniono wszystkie wystawy, ale największą popularnością cieszyła się ekspozycja otwarta w kwietniu pn. „Czy mnie jeszcze pamiętasz… PRL w Siedlcach”. Można było zobaczyć namiastkę wyposażenia mieszkania w bloku z wielkiej płyty, przypomnieć sobie sprzęty, jakich używano, nowinki techniczne z tamtych czasów. Wyjątkową gratkę stanowił sprzęt elektroniczny zaprezentowany w Zakładzie Usług Radiotechnicznych i Telewizyjnych. Trafiały tam urządzenia produkcji krajowej oraz zachodnie, kupione w Peweksie i Baltonie. Zainteresowaniem cieszyły się kultowy motorower marki Romet Komar oraz kolarzówka Universal. Klimat tamtych czasów przywołały wyroby Cepelii oraz artystyczne szkła użytkowe. Zaprezentowane przedmioty pochodzą ze zbiorów MR, terespolskiej Prochowni i prywatnych kolekcji, jak np. ubrania, które należą m.in. do dyrektora MR Sławomira Koradczuka, suknia ślubna czy półkotapczan.

Uwagę przykuwały reporterskie zdjęcia autorstwa: Lecha Charewicza, Artura Klepackiego, Michała Kurca, Janusza Mazurka, Andrzeja Rucińskiego oraz Bogdana Dziworskiego. Fotografie te pokazują, jak bardzo zmieniły się Siedlce. PRL to okres, w którym bardzo rozwinęły się przemysłowo, wzrosły zatrudnienie i liczba mieszkańców. Fotografie pokazują, jak wiele zmieniło się w mieście.

 

Kultowe gry na kultowym sprzęcie

Wśród młodszych szczególnym zainteresowaniem cieszył się zaaranżowany na ten wieczór salon gier komputerowych i telewizyjnych późnego PRL-u, gdzie na kultowym sprzęcie, bo na Atari czy Commodore, można było zagrać m.in. w River Raid, Łowcę diamentów czy Pack-Mana stanowiące dla wielu osób wychowujących się w tamtych czasach pierwszą styczność z multimedialną rozrywką. Duża ilość komputerowego sprzętu sprzed czterech dekad na wielu zrobiła duże wrażenie. Dorośli bardzo chętnie przypominali sobie gry z dzieciństwa, a młodsi chętnie je poznawali.

Tegoroczna Noc Muzeów stanowiła dopełnienie wystawy. Atrakcje w postaci gier retro, konkurs mody „Nie tylko «bananówka» i «dzwony»… Moda w PRL”, degustacja oranżady oraz muzyka z płyty winylowej umożliwiły uczestnikom „podróż w czasie”, a tym samym doskonałą zabawę.

Warto wspominać to, co przyjemne

ROZMOWA z Agnieszką Hyckowską, kustoszem, kuratorem wystawy „Czy mnie jeszcze pamiętasz… PRL w Siedlcach”.

 

Skąd pomysł na hasło tegorocznej Nocy Muzeów?

Temat nasunął się spontanicznie. To uzupełnienie ekspozycji o wyjątkowe atrakcje, które nie tylko się w nią wpisują, ale poszerzają o rozrywkę tamtego czasu. Poznajemy historię pierwszych komputerów i gier telewizyjnych, a salę audiowizualną zamieniona w salon retro gier, dzięki czemu można było przenieść się do czasów, gdy komputery i konsole stanowiły towar luksusowy. Obecnie są w każdym domu, 40 lat temu był to drogi sprzęt, dostępny dla nielicznych. Zarówno wystawa, jak i Noc Muzeów to dla nas okazja do interakcji ze zwiedzającymi, wspólnie przypominamy życie codzienne w PRL-u. Od otwarcia wystawy odzywa się do nas mnóstwo ludzi chcących podzielić się wspomnieniami z tamtej epoki, m.in. o pracy w zakładach, z których słynęły Siedlce, jak Karo, Miś czy Stalchemak. Wprawdzie jeszcze do niedawna lata te kojarzyły nam się raczej źle i nie chcieliśmy do nich wracać, obecnie to się zmieniło, wręcz panuje moda na PRL. Okres ten bardzo różni się od czasów współczesnych, patrzymy na wszystko z innej perspektywy. Zapragnęliśmy zwolnić, powrócić do czasów dzieciństwa, które kojarzą nam się z beztroską i zabawą. Ja przynajmniej tak je pamiętam. Popołudnia spędzałam z innymi dziećmi na podwórku. Nie potrzebowaliśmy telefonów, by się skrzyknąć. Zawsze było co robić, a największą karę stanowił zakaz wychodzenia na dwór. Mieliśmy podobne ubrania i mieszkania. Lubiłam chodzić z mamą do sklepu „Merkury” przy ul. Rynkowej, gdzie jak na tamte czasy był szeroki asortyment – od bel z materiałami po artykuły szkolne. Szczytem marzeń były zakupy w Peweksie, gdzie ekskluzywnie pachniało gumami Donald i słodyczami. Tam kupiłam pierwszą lalkę Barbie, o ile dobrze pamiętam na piętrze „Atlasu”. O PRL-u mówi się, że to czasy „słusznie minione”. Zgadzam się, ale warto wspominać to, co przyjemne i dobre. A wiele osób przy okazji zwiedzania „otwiera się”, opowiada o swoim życiu, pracy, przypomina sobie wyposażenie domu, pyta o możliwość ocalenia pamiątek, a także podziwia, jak udało się zgromadzić tak wiele przedmiotów.

 

Podczas kwietniowego wernisażu powiedziała Pani, że wymarzyła sobie tę wystawę.

To było parę lat temu, gdy weszłam do muzealnego magazynu i zobaczyłam nasze zbiory. Później w moje ręce wpadły fotografie L. Charewicza z 1974 r. Oglądaliśmy je przy okazji inwentaryzacji. Byliśmy nimi oczarowani, bo znajdziemy na nich zupełnie inne miasto niż obecnie. Wybierając zdjęcia, chciałam pokazać miejsca najbardziej charakterystyczne, znane oraz te, które najbardziej się zmieniły.

 

Od otwarcia wystawy minął miesiąc. Jakie jest zainteresowanie PRL-em?

Mamy bardzo dużo grup, zwłaszcza szkolnych, co cieszy. Wystawa jest skierowana do ludzi w różnym wieku. Nawet przedszkolaki, które nie znają tych czasów, dobrze odbierają wystawę, ponieważ mogą zobaczyć oryginalne zabawki z lat 50 po 80. Aranżacja sprawia, że wzbudzają ogromne zainteresowanie. Prawdziwym hitem wśród najmłodszych jest wykręcanie numeru na telefonie tarczowym – na aparacie Malwa. Zresztą przygotowując wystawę, chciałam, by była atrakcyjna dla każdego. Myślę, że się udało. Odwiedzili nas już goście m.in. z Hiszpanii, Włoch, Anglii. Na wszystkich robi wrażenie.

 

Ta wystawa cały czas się zmienia.

To prawda. Mamy tak wiele przedmiotów, że pokazanie wszystkich jednocześnie byłoby trudne. Dlatego ta wystawa będzie się zmieniać. Opowiada o codzienności, więc jak w życiu, tak w najbliższym otoczeniu lubimy coś przestawiać, udoskonalać. Ekspozycja będzie zmieniała się także z innego powodu: mamy telefony od osób chcących przekazać nam swoje skarby. Nawiązałam też kontakt z projektantką siedleckiej Spółdzielni Pracy „Miś”, która chciałaby się podzielić wspomnieniami ze swojej pracy. To właśnie z tego zakładu pochodzi oficjalna maskotka igrzysk olimpijskich z lat 80 i wkrótce pojawi się ona w naszym muzeum. Zgodziły się wypożyczyć ją osoby, które zwiedziły wystawę. Więcej nie zdradzę, zapraszam do MR.

 

Który z eksponatów jest dla Pani najcenniejszy?

Trudne pytanie. Mam słabość do szkła. Jest wazon autorstwa prof. Zbigniewa Horbowego. To tzw. kardynał, ale nie jest taki, jaki powinien wyjść z huty, ma zniekształcony wylew. Dla mnie jednak wyjątkowy właśnie dlatego, że nie jest idealny, inny niż wszystkie i pochodzi z polskiej huty szkła. Mam też sentyment do misia „Zezolka” wyprodukowanego w Spółdzielni Pracy „Miś”. Na wystawie znajdują się też książeczki z mojego dzieciństwa.

Przedmiotów jest ogromna ilość, wiele z nich kultowych, są również unikaty – jak radio Pionier w ebonitowej obudowie z nazwą Stalinogród na skali, jeden z pierwszych egzemplarzy wyprodukowanych w Zakładach Radiowych Diora w Dzierżoniowie. Dlatego ta wystawa jest sentymentalna i wyjątkowa, bo kojarzy się z beztroskim czasem, rodziną, domem, pracą, po prostu z życiem codziennym.

 

Dziękuję za rozmowę.

DY