W kolejce po zdrowie
Jest 6.30 rano, gdy otwieram drzwi do przychodni. Kiedy zatrzaskują się za mną z hukiem, przecieram oczy z niewyspania i zdziwienia. Pomimo wczesnej, jakby się zdawało, pory przy okienku rejestracji kłębi się już dwadzieścia kilka osób. Po drugiej stronie szyby leniwie zaczynają krzątać się panie rejestratorki. Na razie nie zwracają uwagi na uformowaną kolejkę, jedynie przekładają jakieś papiery. Do godziny zero zostało im jeszcze pół godziny. Tłum ożywia się na chwilę, gdy pytam, kto jest ostatni. Po krótkiej wymianie zdań pada na starszego pana. Ten kiwnięciem głowy potwierdza ustalenia tłumu. Dosiadam się więc do niego, odbierając tytuł najbardziej zaspanego. – Czy o tej porze zawsze tu tyle ludzi? – pytam swojego sąsiada. – O tej porze? Przecież już późno! Ludzie to już przed szóstą się ustawiają. Ja dziś się spóźniłem, bo zięć nie mógł samochodu odpalić. Taki mróz był w nocy – odpowiada podirytowany.
Co rusz ktoś z tłumu nerwowo spojrzy na zegarek albo opuści na chwilę swój blok startowy, zapamiętując twarze swoich sąsiadów, by nie usłyszeć po powrocie: „Pan tu nie stał”. – Pani patrzy – zagaduje mnie kobieta, wskazując na młodego chłopaka z papierosem przy ustach. – Pali taki jeden z drugim, a potem po lekarzach chodzą. Przecież to wszystko na własne życzenie. Poza tym jedzą tłusto, nie badają się. I zawał albo udar gotowy. A niech pani powie, kto dziś mierzy regularnie ciśnienie – kontynuuje coraz bardziej podenerwowana. – Tylko wtedy, kiedy się rozchorują. Młodzi to wcale o zdrowie nie dbają. A niech sobie pani wyobrazi, że w Niemczech i Anglii pacjentów karze się za nieprzestrzeganie zaleceń lekarskich. ...
Kinga Ochnio