Opinie
Źródło: FOTOLIA
Źródło: FOTOLIA

W korowodzie absurdu

3 listopada br. w więzieniu w stanie Missouri miała się odbyć egzekucja skazanego na śmierć 55-letniego Ernesta Johnsona. W 1994 r. zabił on trzech pracowników stacji obsługi samochodów. Wyrok miał zostać wykonany o 1.00 w nocy z wtorku na środę czasu polskiego za pomocą środka, który wstrzyknięty powoduje paraliż centralnego systemu nerwowego.

Ostatecznie Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych zawiesił wyrok, wysyłając sprawę do ponownego rozpatrzenia w sądzie apelacyjnym. Wydarzenie nabrało jednak rozgłosu z innego powodu: adwokaci Johnsona zakwestionowali wyrok, ponieważ skazany cierpi na raka mózgu.

W związku z tym egzekucja poprzez wstrzyknięcie trucizny spowodowałaby u niego, według opinii biegłych lekarzy, „gwałtowne i niekontrolowane konwulsje” oraz „niewyobrażalne cierpienia” – zakazane przez konstytucję USA – czyniąc śmierć „straszną torturą”. Przypomniano przy okazji, że „Stan Missouri nie dysponuje obecnie sprawną komorą gazową”.
Pozostawiam na boku kwestie szeroko dyskutowane za oceanem: moralną dopuszczalność kary śmierci (w wielu stanach została zawieszona), sposoby jej wykonywania (najczęściej zastrzyk lub komora gazowa) czy fakt, iż Johnson miał poziom inteligencji poniżej 70 IQ (i że urodziła go kompletnie pijana matka, w związku z czym niemowlę przyszło na świat zatrute alkoholem, co pozostawiło ślad w jego późniejszym rozwoju). Problem tkwi w czym innym. Społeczeństwo, które prowokuje szeroko zakrojoną dyskusję, obraża się na sędziów i powołuje na ósmą poprawkę konstytucji (zakazującą generowania „niepotrzebnych cierpień”), w sporej większości bez mrugnięcia okiem akceptuje miliony innych morderstw, dokonywanych w świetle prawa w sterylnych klinikach. ...

Ks. Paweł Siedlanowski

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł