Kultura
GOKBP.PL
GOKBP.PL

W krainie koronki

Sitnik od lat koronkarstwem stoi. Entuzjastki tej sztuki za pomocą szydełka wyczarowują z nici prawdziwe cuda.

Patrząc na zainteresowanie konkursem „Igłą malowane”, który od 15 lat organizuje działająca tam w ramach Gminnego Ośrodka Kultury w Białej Podlaskiej pracownia koronkarstwa, nie ma obaw: tradycja nie zaginie. Wszystko zaczęło się w 2006 r. - GOK szukał drogi, by ocalić od zapomnienia niematerialne dziedzictwo kulturalne południowego Podlasia, a jednocześnie czymś zainteresować młodzież i odwiedzających region. Ówczesna dyrektor, Bożenna Pawlina-Maksymiuk, wymyśliła szlak pracowni ginących zawodów, gdzie uczono m.in. koronkarstwa.

Tak się złożyło, że w tym czasie do ludowego zespołu Sitniczanki należała Asia Papińska, która zajmowała się koronkami, a jej mama – Janina Litwiniuk była w tej dziedzinie mistrzynią. Pomyślałyśmy: czemu nie koronki – opowiada Anna Waszkiewicz, która pracownią kieruje od stycznia.

 

Pasja zapisana w genach

Pierwszą instruktorką została J. Papińska. Wspomagały ją mama i Stanisława Pyrka, które należały wówczas do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. – Uczyłyśmy nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Przyjeżdżała nawet Polonia z Niemiec, Francji, USA, która, chcąc wrócić do swoich korzeni, myślała o odtworzeniu podobnych pracowni za granicą – wspomina J. Litwiniuk, którą koronkarstwem w dzieciństwie zaraziła babcia. – Chyba mamy to w genach, bo Asia też złapała bakcyla – dodaje.

Kiedy pytam, czy robienie koronek jest trudne, pani Janina odpowiada bez wahania: jak ktoś to kocha, to wyłącznie przyjemność. – Dopóki nie połamałam rąk, nie mogłam bez tego żyć. I nawet gdy wzrok już był słaby, to nocami dotąd się robiło, aż skończyłam wzór. Dziś już nie dam rady, ponieważ nie utrzymam szydełka, ale Asia, która od lat mieszka w Anglii, szydełkuje do tej pory. Ostatnio nawet przywiozła mnóstwo wzorów, a większość z nich to pomysły mojej babci, a jej prababci – podkreśla, przyznając, iż bardzo brakuje jej koronkarstwa, bo to jeden z piękniejszych rozdziałów jej życia.

 

Od zasiania aż do sprzędzenia niteczki

Koronczarki z Sitnika wyjeżdżały na jarmarki i targi sztuki ludowej organizowane m.in. w Lublinie, Siedlcach, Bukowinie Tatrzańskiej, Chełmie i Prudniku. Brały udział w konkursach rękodzieła ludowego, gdzie zdobywały nagrody i wyróżnienia. – Prezentowane prace musiały być przemyślane i oryginalne. Nie można było np. przerysować wzoru z gazety, które w tamtych czasach zamieszczały gotowe szablony. Liczyło się regionalne wzornictwo – tłumaczy J. Litwiniuk, dodając, iż koronka nadbużańska jest dość skromna. Przeważnie opiera się na motywach kwiatowych, ale nie brakuje też ptaszków, zwierzątek, gwiazdek, winogron. – Babcia nauczyła mnie, że inspiracją może być wszystko, co znajduje się w ogródku. Zdarzało się, że kiedy spodobał jej się jakiś kwiat, zaraz znajdował on odzwierciedlenie w hafcie krzyżykowym – dopowiada.

Jednym z osiągnięć J. Litwiniuk było m.in. pierwsze miejsce za najciekawsze stoisko i wyrób lniany podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. – Uprawiałyśmy len, przędłyśmy nici. Wszystko od podstaw robiłyśmy same: od zasiania aż do sprzędzenia niteczki – zaznacza.

 

Serweta dla Jana Pawła II

Jednak największym wyróżnieniem dla pani Janiny był fakt, że jej lniana serweta została podarowana Janowi Pawłowi II. – Brała ona udział w konkursie organizowanym przez Muzeum Południowego Podlasia, a potem trafiła na kilkutygodniową wystawę, na której prezentowano nagrodzone prace. Pewnego dnia zadzwoniono do mnie z MPP z pytaniem, czy zgodziłabym się, żeby zdjęto ją wcześniej, bo plan jest taki, by wraz ze starą księgą liturgiczną serweta stanowiła prezent dla papieża. Zaniemówiłam i bardzo się ucieszyłam. Kiedy wspomniano o ewentualnej zapłacie, odparłam, że o żadnych pieniądzach nie ma mowy, bo to dla mnie zaszczyt – opowiada koronczarka. Wiele lat później swoją serwetę rozpoznała w programie o Papieżu Polaku nadawanym przez TV Polonia. – Pokazano, jak nasz Ojciec Święty siedzi przy stole, na którym położono mój obrus. Bardzo dobrze go pamiętam, to był wzór mojej babci: w rogach znajdowały się kwiaty à la piwonie, dalej gałązki, a w środku ptaszki. Ależ się wtedy wzruszyłam – wyznaje.

Litwniuk nie ma wątpliwości, że tradycję koronczarską należy pielęgnować. – Człowiek bez swojego dziedzictwa kulturowego jest jak drzewo bez korzeni. Nic niewart – oświadcza.

 

Dobra szkoła cierpliwości

Na szczęście kornczarki z Sitnika znalazły godne siebie kontynuatorki. – W każdy poniedziałek w pracowni są prowadzone bezpłatne zajęcia z haftu krzyżykowego, matematycznego i koronki. Od niedawna prowadzi je Renata Rudawska i widać, że robi to z ogromną pasją. Obecnie w zajęciach bierze udział grupa dziewczynek, które świetnie sobie radzą. Podziwiam ich skrupulatność i zacięcie. Nie zrażają się, kiedy coś się nie udaje i trzeba wszystko spruć. Koronczarstwo to dobra szkoła cierpliwości. Ale jak już zaczyna wychodzić, to jest ogromna radość – zauważa A. Waszkiewicz, która sama dojrzewa do tego, by wziąć do ręki szydełko. – Żartowałam nawet, że zacznę uczyć się z dziewczynkami, ale teraz nie ma na to szans, bo one są już kilka klas wyżej niż ja – zaznacza.

Ponadto pracownia słynie z wystaw i zajęć edukacyjnych, na które przyjeżdżają uczniowie z licznych szkół powiatu bialskiego. Od 15 lat organizowany jest też konkurs „Igłą malowane”. Nazwiska zwycięzców tegorocznej edycji poznaliśmy 16 kwietnia. – Konkurs już na stale wpisał się w blok imprez organizowanych przez GOK. Nie przeszkodziła nam nawet pandemia – wówczas wystawę prezentowaliśmy online – oznajmia opiekunka pracowni.

 

Igłą malowane

Konkurs cieszy się ogromną popularnością i zyskał zasięg ogólnopolski. W tym roku wzięło w nim udział 48 osób. Wśród nich są stali uczestnicy, ale pojawiają się i nowi. – Bardzo nas to cieszy – zapewnia A. Waszkiewicz. – W kategorii do lat 15 rywalizowało sześć nastolatek, reszta to dorośli, w tym jeden pan. Zresztą w każdej edycji startuje mężczyzna – podkreśla, przyznając jednocześnie, że co roku komisja staje przed nie lada wyzwaniem, by wyłonić zwycięzców. – Czasami odbywa się to na zasadzie czepiania się do naprawdę drobnych błędów, bo przecież trzeba dokonać wyboru – zdradza A. Waszkiewicz.

W tym roku na konkurs wpłynęło 96 prac. Najwięcej w kategorii koronka – 22 osoby, w hafcie krzyżykowym – 11 osób, w hafcie płaskim – dziewięć, a w kategorii tradycyjny ręcznik ludowy w hafcie lub koronce – sześć.

W sumie komisja konkursowa pod przewodnictwem Małgorzaty Niewiadomskiej, wielokrotnej uczestniczki i zwyciężczyni „Igłą malowane”, nagrodziła i wyróżniła 30 osób. W tym roku jury po raz pierwszy w historii konkursu przyznało nagrodę dyrektora GOK w Białej Podlaskiej. Otrzymała ją za haft krzyżykowy Elżbieta Harwacka z Radomia.

– Konkurs był wspaniałą okazją do zaprezentowania swojej twórczości, ale też motywacją do dalszej, systematycznej pracy rękodzielniczej – podsumowuje A. Waszkiewicz, zapowiadając, iż pracownia w Sitniku zamierza uporządkować kolekcję koronek. – Tak to się wszystko wymieszało, że trudno wskazać, który wzór pochodzi z Podlasia. O ile perebor jest od razu identyfikowany z nami, o tyle z koronką jest problem. Chcemy to zmienić – deklaruje.

DY