W ludowym śpiewie nie mają sobie równych
U stóp gór panie wystąpiły nieprzypadkowo. Od dawna są jedną ze zdolniejszych grup wokalnych na terenie gminy Ryki. I wielokrotnie występowały poza jej granicami. Także w tym roku - mimo epidemii - wzięły udział w wojewódzkich eliminacjach do najważniejszego festiwalu kultury tradycyjnej w Polsce. Taka impreza jest tylko jedna, ale odbywa się w dwóch miejscach: w Kazimierzu Dolnym oraz w Bukowinie Tatrzańskiej. - Już samo zakwalifikowanie się do festiwalu „Sabałowe Bajania” było dla nas zaskoczeniem. Potem przyszły radość, ale i związane z epidemią koronawirusa obawy - przyznaje liderka zespołu Halina Jońska. Na to, by pokazać się z jak najlepszej strony śpiewaczki miały tylko dziesięć minut. Taki bowiem czas przewidzieli organizatorzy na prezentacje poszczególnych zespołów, których na festiwalu było aż 30. Moszczanianki wraz ze swoim instruktorem Pawłem Warownym wybrały trzy piosenki. Każda miała inny charakter. - Pierwsza była żniwna - „A kto brody nie piele”, druga weselna - „Ta naso młodo pani” i trzecia kościelna: - „A w ten dzień łostatecny” - wylicza pani Halina, dodając, iż te trzy utwory śpiewano na ziemi ryckiej już 100 lat temu.
Dlatego wybór repertuaru był oczywisty. – Tylko tradycyjne, lokalne pieśni śpiewane gwarą dają największą szansę na wysoką ocenę – zaznacza kierownik zespołu. Słowa te potwierdza pierwsze miejsce na festiwalu. Mimo wyrównanego poziomu artystycznego to właśnie Moszczanianki stanęły na podium. Co ważne, były jedynym zespołem z Lubelszczyzny, który na „Sabałowych Bajaniach” zdobył tak wysokie miejsce.
Panny, mężatki i wdowa
Do sukcesu przyczyniły się jednak nie tylko śpiew, ale i stroje. Pełniły one na festiwalu tak samo ważną rolę jak piosenka. Dlatego również do wyboru garderoby panie podeszły z wyjątkową starannością. Każda miała inny kostium. Młode dziewczyny ubrały się w kolorowe, wesołe stroje, a na głowy włożyły wianki. – Same je uwiłyśmy. Pomagały mi w tym Lilianna Chmielewska i Alicja Kiraga. A kwiaty zrywałyśmy na łąkach po drodze i w samej Bukowinie – przyznaje H. Jońska. Pozostałe śpiewaczki włożyły stroje w nieco bardziej stonowanych barwach, a także białe czepki i długie chusty na ramiona. – Ja natomiast byłam ubrana w strój żałobny. Miałam biały czepek i nałożoną na niego czarną, długą płachetkę ciągnącą się do samej ziemi. Założyłam też czarną spódnicę w paski, czarny burek w delikatne paski i czarny kaftan – opisuje pani Halina.
Ze względu na dużą różnorodność strojów panie musiały szukać pomocy u innych zespołów. Wsparcie zapewniły grupy: Pelagia, Kawęczyn, Babeczki oraz Koło Gospodyń Wiejskich z Bazanowa.
Ogromny sukces zespołu
Sam wyjazd do Bukowiny był dla Moszczanianek sporym wyzwaniem logistycznym. Problemem okazał się choćby przewóz strojów, które zajmowały sporo miejsca. – Przyjechał po nas bus. Gdy kierowca zobaczył pakunki, powiedział: „Nie ma mowy, żebyście się zmieściły”. Ale my nie miałyśmy co ująć. Każdy musiał wziąć swoje ubrania. Wszystkie były porządnie wykrochmalone. Jakby się chciało postawić spódnice, to same by stały. Tak miało być. Nie można było dopuścić, aby ubrania się pomięły. Dlatego ostatecznie pojechałyśmy autobusem – tłumaczy H. Jońska.
Wygodny przejazd w obie strony oraz noclegi sfinansował urząd miejski w Rykach oraz starostwo powiatowe. Razem z wieloletnimi członkiniami zespołu pojechały dwie młode debiutantki: Natalia Stańczak i Emilia Jońska. – Bardzo chciały też pojechać Zosia Jońska i Dorota Kiraga, ale ze względów osobistych nie mogły – zaznacza pani Halina. W Bukowinie nie zabrakło też instruktora P. Warownego i dyrektor ryckiego centrum kultury Donaty Jurzysty-Łukasiak. Zwłaszcza ci ostatni nie kryli dumy ze zwycięstwa zespołu. – Zdobyć pierwsze miejsce na tak ważnym festiwalu to ogromny sukces – przyznaje P. Warowny.
Tomasz Kępka