Region
Źródło: BZ
Źródło: BZ

W Misiach straszą bezpańskie psy

Mieszkańcy nie mogą sobie poradzić z plagą bezdomnych psów. Problem dotyczy wielu samorządów. Zlecane prywatnym firmom odłowy są drogie i mało skuteczne, bo zwierząt wciąż przybywa.

Na wałęsające się w pobliżu domów bezpańskie psy narzekają mieszkańcy Misiów.

Niektóre z zwierząt są agresywne. Dlatego ludzie boją się o swoje bezpieczeństwo.

– Skarżą, bo po wsi chodzi wataha psów. W większości to zwierzęta bezpańskie – mówi sołtys Stanisław Karwowski. – O sprawie poinformowałem już wójta. Zamierzam dostarczyć do urzędu oficjalne pismo z prośbą o pomoc w rozwiązaniu problemu – dodaje.

Sami sobie winni?

A problem jest poważny i nie można go bagatelizować. – Psy obszczekują rowerzystów i dzieci. Jest zimno, zwierzęta są głodne, a więc mogą kogoś zaatakować. Boimy się wychodzić na ulicę – skarży się jedna z mieszkanek wsi.

Mieszkańcy narzekają i żądają pomocy, jednak, zdaniem jednego z rolników, sami są sobie winni. – Wśród tych psów nie wszystkie są bezpańskie. Niektóre mają właścicieli. Nie wiem tylko czy zwierzęta im uciekły, czy je wyrzucono. Ludzie nie dbają o swoje psy. Trzymają je cały czas na łańcuchu, a gdy już zwierzęciu uda się z niego zerwać, to ucieka i wałęsa się z innymi. Jednak właściciel wcale go nie szuka – mówi mieszkaniec wsi.

Kosztowna łapanie

Problem bezdomnych psów dotyczy nie tylko Misiów, ale także wielu innych miejscowości. Opieka nad bezpańskimi zwierzętami jest obowiązkiem gminy. Na terenie międzyrzeckiej zwierzęta są regularnie odławiane. Na ten cel samorząd wydał w ubiegłym roku ponad 20 tys. zł.

Jeszcze więcej pieniędzy kosztowało wywiezienie do schroniska psów uprzykrzających życie mieszkańcom miasta. W Międzyrzecu straż miejska otrzymała ponad 100 zgłoszeń o wałęsających się zwierzętach. Wyłapano ponad 20. Wszystkie trafiły do schroniska dla bezdomnych zwierząt.

Pozbycie się jednego psa, czyli złapanie, przewiezienie i początkowe utrzymanie w placówce kosztuje 1 tys. 230 zł. Schroniska są pełne psów. Najbliższe znajduje się w Białej Podlaskiej, ale również jest przepełnione, dlatego czworonogi przewożone są do Lubartowa.

Porzucają, trują i łapią we wnyki

Problemu z bezpańskimi psami nie da się definitywnie rozwiązać. Zwierzęta się rozmnażają, a nie ma chętnych, żeby je przygarnąć. – Ludzie wolą słono płacić za yorki i inne wydumane rasy, zamiast wziąć pieska z ulicy czy schroniska – mówi Anna, właścicielka szczeniaka. – Dzieci chciały pieska. Zgodziłam się, ale pod warunkiem, że weźmiemy go ze schroniska. Może nie jest piękny, ale grzeczny i kochany – dodaje.

Łatwiej byłoby zadbać o bezdomne zwierzęta, gdyby wszyscy mieli takie podejście. Tymczasem zdarza się, że znudzeni lub rozczarowani swoimi pupilami ludzie porzucają je, wywożąc do odległych miejscowości, aby nie były w stanie wrócić.

Są też tacy, którzy sami próbują rozwiązać problem bezpańskich psów. Biją je, trują i zakładają wnyki. Taki przypadek miał miejsce w Międzyrzecu przy ul. Garbarskiej. W grudniu zraniony drutami z wnyków husky przez dwie godziny biegał ulicami miasta. Prawdopodobnie zwierzę trafiło w pułapkę przypadkowo. Mieszkańcy tej ulicy przez wiele miesięcy skarżyli się na wałęsające się w pobliżu ich domów zwierzęta. Straż Miejska wielokrotnie próbowała je schwytać. Bezskutecznie. W końcu ktoś postanowił rozwiązać problem na własną rękę. Szkoda, że wybrał tak okrutny sposób.

BZ

BZ