Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

W obronie pszczół

Co roku pszczelarze obawiają się, że dojdzie do sytuacji, gdy w wyniku niewłaściwie przeprowadzonych zabiegów chemizacyjnych wystąpią wytrucia owadów zapylających, szczególnie pszczoły miodnej.

Wiadomo, że znaczna część upraw zależna jest od zapylania. Szacuje się, że wartość zapylania pszczół w Polsce wynosi około 4 mld zł rocznie, z czego 1 mld zł to uprawy rzepaku, a około 3 mld zł stanowią uprawy sadownicze. Zapylenie ma najwyższą wartość w województwie mazowieckim, lubelskim i łódzkim. To dobra wiadomość. Niedobra jest taka, że pszczoły narażone są na oddziaływanie substancji stosowanych przez rolników. Związki chemiczne, które mają zwalczać szkodniki upraw, oddziałują również na inne grupy owadów, w tym te zapylające. Nawet niewielkie dawki tych środków mogą spowalniać tempo rozwoju pszczół i wpływać na ich zachowanie, np. utrudniać orientację w przestrzeni. W sezonie pszczelarskim głównym zagrożeniem dla rodzin pszczelich są środki ochrony roślin oraz choroby bakteryjne, np. zgnilec amerykański i europejski, jak i wirusowe, np. wirus zdeformowanych skrzydeł, ostrego paraliżu pszczół, choroby woreczkowej czerwiu czy wirus choroby czarnych mateczników.

O to, aby pola uprawne nie były skażone, a przecież wszyscy korzystamy z ich plonów, musimy dbać wspólnie. Potrzebna jest wiedza, a w przypadkach trudnych – działanie. Dlatego warto zapoznać się z zasadami dobrych praktyk rolniczych. Zgodnie z nimi oprysku nie należy wykonywać, kiedy pszczoły oblatują plantację. Opryskanie latających pszczół nawet zwykłą wodą, jak mówią pszczelarze, powoduje zamoczenie ich skrzydełek, co może utrudnić albo uniemożliwić dalszy lot. Natomiast opryskanie środkiem chemicznym spowoduje, że pszczoła przejmie obcy zapach i po powrocie do ula nie zostanie rozpoznana, w wyniku czego zginie zabita przez pszczoły pilnujące wejścia do ula.

Oprysków upraw środkami chemicznymi należy dokonywać dopiero późnym popołudniem lub wieczorem – w porach, kiedy niewiele pszczół wylatuje z uli. Podstawą stosowania takich środków są informacje zawarte w etykiecie preparatu. W instrukcji zawarta jest informacja określająca m.in. rodzaj i przeznaczenie środka oraz zalecaną dawkę. Za kontrolę nad prawidłowym stosowaniem środków ochrony roślin odpowiada Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, która – w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości – może ukarać rolnika mandatem. Ponadto osobie, której udowodniono wytrucie pszczół, grożą konsekwencje i kary pieniężne, wynikające z kodeksu cywilnego.

 

Liczy się dialog i edukacja

Nie chodzi o to, aby kontrolować rolników i wymierzać im kary w przypadku, gdy przekroczą normy np. w stosowaniu oprysków. Pszczelarze stawiają raczej na dialog z rolnikami oraz ich edukację. Witold Kąkol, pracownik Mazowieckiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego z oddziału siedleckiego, członek zarządu Regionalnego Związku Pszczelarzy w Siedlcach twierdzi, że większość rolników jest ostrożnych przy opryskach, ale wciąż pozostaje grupa ok. 10% takich, którzy nie dostosowują się do przepisów i np. wyjeżdżają z opryskiwaczami w samo południe. – Jako pszczelarz optuję za tym, aby dokonywać oprysków po odlocie pszczół, ale rozumiem, że to rzeczywiście niejednokrotnie trudne dla rolników – mówi W. Kąkol. – Może to być problematyczne z tego względu, że są okresy, kiedy odlot następuje o 17.00, ale np. w lipcu do 22.00 trwa jeszcze praca pszczół na lipach. Stąd konieczność organizowania szkoleń. To dobrze, że rolnicy również prowadzą takie w swoim gronie i zapoznają się z problemami pszczelarzy.

Wśród pszczelarzy jest grupa pasjonatów wywodząca się z takich zawodów, jak lekarze, wojskowi czy myśliwi, którzy – jak wskazuje W. Kąkol – nie mają wystarczającej wiedzy na temat rolnictwa. – Kiedy zobaczą objeżdżający pola opryskiwacz, sądzą, że stosowana jest najcięższa chemia – mówi pszczelarz. – Robi się zamieszanie i dochodzi do tego, że policja ściga rolnika, który w rzeczywistości wiózł nie owadobójczy środek chemiczny, ale łagodniejszy, nieszkodzący pszczołom.

Jak zaznacza W. Kąkol, nowoczesne rolnictwo to często dokarmianie dolistne roślin poprzez stosowanie oprysków uzupełniających składniki pokarmowe. Nie zawsze jest to ciężka chemia. Fakt, że czasami dochodzi do konfliktów między pszczelarzami a rolnikami, wynika z tego, że nadal jest niewielka grupa rolników, którzy nie stosują się do norm. – W trakcie szkoleń edukujemy. Uświadamiamy, że przez niewłaściwe opryski giną pszczoły, które są głównymi zapylaczami roślin i od nich zależy wielkość plonów – mówi pszczelarz Nieważne, ile rolnik zastosuje środków chemicznych, ale jeśli nie będzie zapylającej rośliny pszczoły miodnej, nie będzie też plonu. Sądzę, że to przekonujący argument. Inna sprawa to komisje, które mogą być powoływane w przypadku stwierdzenia zatrucia pszczół. Moim zdaniem stanowią one pewien rodzaj straszaka dla tych rolników, którzy nie stosują się do ogólnie przyjętych norm.

 

Zgodnie z ustawą o samorządzie

Takie komisje to jeden ze sposobów, który może powstrzymać rolnika przed przekraczaniem norm. W sytuacji, gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że wskutek zastosowania środków ochrony roślin nastąpiło zatrucie pszczół, pszczelarz może wystąpić do urzędu gminy lub miasta z wnioskiem o powołanie komisji. Ma ona na celu udokumentowanie i uwierzytelnienia zaistniałego faktu. W skład komisji wchodzi przedstawiciel urzędu miasta lub gminy, inspektor weterynaryjny, inspektor Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa oraz przedstawiciel organizacji pszczelarskiej. Komisja ustala wielkość i zakres zaistniałej szkody, a także właściciela plantacji, na której zastosowano środki ochrony roślin, które były prawdopodobną przyczyną ostrego zatrucia. Aby zbadać, czy rzeczywiście pszczoły uległy zatruciu z powodu oprysków, pobiera się próbki martwych pszczół oraz roślin z opryskiwanego pola.

Pozytywnym przykładem tego typu działań jest zarządzenie ówczesnego wójta gminy Rejowiec, dziś – burmistrza miasta. Tadeusz Górski w maju 2015 r. powołał komisję – nie w sprawie, a na wypadek wystąpienia zdarzenia. Było to pierwsze zarządzenie w skali kraju, które od razu wzbudziło zainteresowanie innych osób. – Koledzy dzwonili do mnie i dowiadywali się, jak działa – mówi T. Górski. – Oczywiście taka komisja nie powstałaby, gdyby nie dobra wola inspektorów: weterynaryjnego czy PIORiN-u. Instytucje te zgłosiły swoich przedstawicieli i to spowodowało, że możemy mówić dziś o powodzeniu naszych działań. Zarządzenia powołującego komisję nie mógłbym wydać na innej podstawie niż ustawa o samorządzie, która do niczego nie obligowała instytucji, których przedstawiciele znaleźli się w komisji. Wspólne działanie przyniosło dobre rezultaty. Od momentu powołania komisji nie otrzymaliśmy żadnego zgłoszenia od pszczelarza, który zostałby poszkodowany. Podtruć nie ma, a pszczelarzy przybywa. Widzę też chęć współpracy ze strony rolników – podkreśla burmistrz Rejowca. Jak zaznacza, istotny jest dialog i spotkania z ludźmi. – Mając wiedzę, docieramy do innych. Trzeba dbać o to, co posiadamy i co przekażemy następnym pokoleniom. Do mieszkańców docieramy również poprzez wydawaną gazetkę „Oksza”. Rejowiec i okolice to tereny rolnicze, stąd też moje zatroskanie o czystość ekologiczną i dobrą współpracę z mieszkańcami.

Trzeba zaznaczyć, że w sprawie powoływania komisji nie chodzi o antagonizowanie środowisk pszczelarzy i rolników, ale zwiększanie świadomości na temat dobroczynnego wpływu pszczół na pola uprawne i ich rolę w ekosystemie. Jako jeden z najważniejszych zapylaczy roślin, potrzebują one szczególnej ochrony ze strony człowieka. A przecież wszystkim powinno zależeć na bioróżnorodności w przyrodzie oraz zdrowej żywności.

Joanna Szubstarska