W poszukiwaniu pocieszenia
Stawianie tego pytania jest jak najbardziej uzasadnione, jeśli spojrzeć na całość ataków na instytucję Kościoła we współczesnej Polsce. Niepokój i obawa większości wierzących są jedną z reakcji na te wszystkie wydarzenia. W odpowiedzi najczęściej słyszą oni powielane słowa Pana Jezusa, iż bramy piekielne nie przemogą zbudowanej na skale wspólnoty. Zaufanie do Zbawiciela jest w stanie ukoić wzburzone fale obaw i strachów, tylko czy akurat w tej sprawie można owo zapewnienie dowolnie stosować? Mam nadzieję, że komentatorzy spraw Kościoła we współczesnej Polsce, którzy słowa z Pisma św. podają jako remedium na lęk o przyszłość Kościoła, nie są usypiaczami klajstrującymi jeno problem. Wydaje mi się jednak, że zbyt pochopnie i zbyt łatwo szafujemy tym argumentem, w jego stosowaniu popełniając zasadnicze błędy.
Jednym z elementów, które powstrzymują mnie od szafowania tym argumentem, jest fakt, iż przypomina on dość zasadniczo jeden z podstawowych błędów logicznych, czyli pars pro toto – część definiowana przez całość. Wspólnota wierzących to nie tylko my, dążący w doczesności do ojczyzny niebiańskiej, lecz również nasi bracia i siostry w niebie i w czyśćcu, ale nade wszystko to Ten, który jest Głową Kościoła, czyli Jezus Chrystus. Patrząc w ten właśnie sposób, nietrudno zrozumieć, iż nie mogą przemóc go bramy piekielne. Zresztą z tego właśnie oglądu wynika nasza ufność w nieustanną pomoc w codziennych zmaganiach, która płynie do nas ze strony wieczności. Jednak niepokój, jaki stanowi kanwę pytań o przyszłość Kościoła, związany jest z doczesną instytucją, i to właśnie on domaga się odpowiedzi. Szafowanie zbyt pochopne argumentem z Pisma św. wprowadza w błąd wierzących, gdyż ta instytucja, jeszcze raz podkreślę doczesna, upaść może. Oczywiście w tym, co jest dziełem człowieka, a więc w swoich strukturach widzialnych oraz w liczebności jej członków na ziemi. Nie przeciwstawia się to wcale zapewnieniu Zbawiciela. Być może podświadomie poszukując pocieszenia, zawężamy nasze spojrzenie na Kościół, rozpaczliwie szukając ukojenia. Nie można jednak tak czynić, gdyż daje się ludziom złudną nadzieję, jej pozór, a nie kształt zasadniczy i prawdziwy. Zresztą z realistycznego spojrzenia na tę kwestię rodzi się nieustanna chęć poszukiwania tego, co może dokonać zmian w Kościele, by stanowił on dla świata nie tylko alternatywę, ale przede wszystkim jasną ścieżkę właściwie przeżywanego człowieczeństwa, dążącego do tego, co w górze, gdzie zasiada Chrystus. Nie można jednak dokonywać redukcji myślenia o Kościele, zawężając słowa Zbawiciela do naszej współczesności.
A co to jest ten upadek Kościoła?
Drugim, choć dla mnie najważniejszym błędem w kojeniu niepokoju o losy Kościoła, jest traktowanie go jedynie jako instytucji grupującej ludzi i dążącej do nieustannego poszerzania grona swoich zwolenników. Owszem, jest w samym życiu Kościoła imperatyw misyjny, lecz nie w ilości ludzi tkwi jego siła. Warto przypomnieć sobie tylko nakaz Chrystusa, jaki dał swoim uczniom, o odejściu od tych, którzy odrzucają głoszoną naukę i strząśnięciu nawet prochu ziemi z sandałów w miastach, które pozostały obojętne na zew Dobrej Nowiny. Otóż to właśnie wskazuje, iż najważniejszym dla życia Kościoła jest wierność prawdzie, której jest on depozytariuszem. Jeśli więc mówimy o upadku Kościoła, to może on stać się faktem nawet wtedy, gdy tłumy będą jego członkami. Jeśli Kościół odejdzie od prawdy, wówczas nastąpi jego upadek. Stając pośród tego świata, nie ma on nic innego do zaoferowania, jak wskazanie właściwego rozumienia rzeczywistości i odsłonięcie tego, co fałszem zastąpił zły duch. Przyjęcie za tylko możliwość odejścia od prawdy na rzecz innych sposobów zapełniania świątyń jest prostą drogą do zachowań celebryckich oraz stosowania praktyk z dziedziny reklamy dla osiągnięcia krótkodystansowego celu, jakim są tłumy wierzących. Zaznaczę jednak, że nie idzie o dość swobodnie, w zależności od własnych mniemań, stosowaną dychotomię pomiędzy ilością i jakością wiary członków Kościoła. Argument ten jest o tyle niebezpieczny, że kryterium jego zastosowania do wspólnoty Kościoła stanowi najczęściej własne, niesprawdzalne dla drugiego i najczęściej napełnione pychą przekonanie o własnej doskonałości moralno – mistycznej. Wracając do rozważania o upadku Kościoła, stwierdzić należy, iż stanowi o nim nie mała ilość wierzących, ile raczej i na pewno odejście od prawdy na rzecz układania się ze światem. Dobrym przykładem jest tutaj pełna zasadniczości postawa Prymasa Tysiąclecia i jego mocne „Non possumus!”, nawet jeśli niektórzy odeszli od Kościoła, a jego samego spotkały represje i prześladowania.
Mądrość papieża Leona XIII
Warto w tym miejscu przypomnieć sobie historię modlitwy do św. Michała Archanioła, którą ułożył i nakazał odmawiać po każdej Mszy św. papież Leon XIII. Rozpoczynająca się od słów: „Święty Michale Archaniele, broń nas w walce…” modlitwa zrodziła się z wizji mistycznej, jakiej doznał ów namiestnik Chrystusa, a ukazującej trudności i prześladowania czekające Kościół we współczesności. Odwołanie się do owego czynnika niebiańskiego nie stanowiło jednak tylko elementu zachęcającego wierzących do podejmowania akcji i usilnych działań obronnych. To nie było tylko psychologiczne wzmocnienie motywacji członków Kościoła. W tej modlitwie papież chciał zwrócić oczy wierzących na to, co zasadnicze, a mianowicie na ową walkę na wyżynach niebiańskich w Chrystusie. A zatem przywiązać wierzących do prawdy o świecie, chociażby nawet zdawało się, że w tej doczesności przegrywają. Jeśli więc gdzieś szukać dzisiaj pewności i pocieszenia, to nie w zgrabnie stosowanych zabiegach retorycznych posiłkujących się fragmentami Pisma św., ile raczej w przywiązaniu do prawdy, nawet za cenę wyłączenia z tego świata.
Ks. Jacek Świątek