Historia

W sali katechetycznej

Szkoła była nie tylko skarbnicą wiedzy, ale dawała też dobre katolickie wychowanie dzieci i młodzieży - mówi Irena Dul. Wspomnieniami o lekcjach religii sprzed lat dzielą się mieszkańcy naszej diecezji.

Bólem polskiego Kościoła jest spadek liczby wiernych i związana z tym zmniejszająca się liczba dzieci i młodzieży uczęszczających na lekcje religii. Jak wynika z analiz Centrum Badania Opinii Społecznej, w 2021 r. w katechezie uczestniczyło 54% uczniów; dla porównania - w 2010 r. liczba ta sięgała 93%. Dziś rodzice bez większych oporów wypisują dzieci z religii, politycy z lewej strony sceny politycznej chcą zmniejszenia godzin lub zastąpienia katechezy innymi przedmiotami, a wielu Polaków uważa, że młodzi ludzie bardziej potrzebują zajęć z edukacji proobywatelskiej, ekologicznej i przemocowej. Pozytywny przekaz płynie natomiast m.in. od rodziców wychowujących dzieci w duchu wiary katolickiej.

Także od członków organizacji patriotycznych oraz tych osób, które uczęszczały na lekcje religii przed dekadami.

 

Do kościoła w zwartym szyku

Irena Dul z Włodawy naukę szkolną rozpoczęła 1 września 1945 r. – Pierwsze spotkanie z wychowawczynią, panią Jadwigą Świdzińską – miłą, serdeczną i uśmiechniętą osobą, zrobiło na mnie dobre wrażenie – opowiada 86-letnia włodawianka. – Od pierwszego dnia polubiłam szkołę i chętnie do niej chodziłam. W następnych dniach poznałam jeszcze jedną sympatyczną osobę – siostrę zakonną, która uczyła nas religii. Czasami prowadzała nas do kościoła św. Ludwika, zachęcając do codziennego wstępowania do świątyni i odmawiania jednej „zdrowaśki”. Pokazywała nam m.in. oko opatrzności nad głównym ołtarzem, mówiąc, że Bóg widzi nasze zachowanie. Jej słowa tak mocno zapadły nam w pamięć, że kiedy sami chodziliśmy do kościoła, stawaliśmy zazwyczaj za filarami, aby nas oko opatrzności nie widziało – wspomina. Pani Irena mówi, że z domu, ze szkoły i lekcji religii wyniosła szacunek do pracy. – Szkoła to nie tylko skarbnica wiedzy, ale i dobre katolickie wychowanie dzieci i młodzieży. Kiedy przymykam oczy, widzę swoją pierwszą klasę, w której codziennie przed lekcją z wychowawczynią lub katechetką odmawialiśmy modlitwę, wpatrzeni w krzyż wiszący nad tablicą. W każdą niedzielę uczniowie z całej szkoły zbierali się o 8.00 na boisku, wychowawcy sprawdzali listy obecności, a następnie w zwartym szyku szliśmy do kościoła św. Ludwika na Mszę. Zajmowaliśmy miejsce po prawej stronie nawy głównej, po lewej zaś stali żołnierze z miejscowej jednostki wojskowej wraz ze swoją orkiestrą dętą, która grała podczas Eucharystii – tłumaczy.

W starszych klasach modlitwę przed lekcjami i po lekcjach, z wyjątkiem katechezy, dzieci odmawiały same, bez udziału nauczyciela. – Po dzwonku szybko zbieraliśmy się w klasie i stawaliśmy do modlitwy. Kiedy wchodził nauczyciel, modlitwa była zakończona. Do kościoła już nie chodziliśmy czwórkami – wspomina I. Dul.

 

W sali katechetycznej

Obowiązek nauczania religii w szkołach publicznych wprowadziła Konstytucja marcowa z 1921 r. W początkowym okresie Polski Ludowej lekcje religii były prowadzone w szkołach mimo wypowiedzenia przez Rzeczpospolitą Polską w 1945 r. konkordatu. Od 1949 r. władze zaczęły systemowo usuwać religię ze szkół, co usankcjonowano w 1956 r. przepisami zezwalającymi szkołom na rezygnację z katechezy. W 1961 r. Sejm PRL uchwalił ustawę, która znosiła nauczanie religii w szkołach. Lekcje prowadzone były przez księży i katechetów przy parafiach. Religia powróciła do szkół dopiero w 1990 r.

Krystyna Kisiel mieszkająca w Orchówku na lekcje religii chodziła w latach 70 we Włodawie. – Księża zachęcali do udziału w nabożeństwach majowych i czerwcowych oraz do odmawiania Różańca w październiku – wspomina tamten czas. – Pamiętam obrazki przedstawiające Maryję i Serce Jezusa, ozdabiane kredkami, oraz piękny namalowany różaniec w zeszycie do religii. Chodziłam na te lekcje z chęcią, a zasady chrześcijańskiego postępowania, które były omawiane, starałam się wprowadzać w życie swojej rodziny – mówi.

W ósmej klasie podstawówki po raz pierwszy usłyszała od księdza uczącego religii o Katyniu. – Początkowo zaproponował, żeby zwrócić się do nauczyciela historii, aby opowiedział nam o zbrodni dokonanej przez Rosjan na polskich oficerach. Był początek lat 70. Nauczycielka odpowiedziała krótko: nie mamy tego w programie i na ten temat nie rozmawiamy. Dlatego na kolejnej religii poprosiliśmy księdza, aby opowiedział nam więcej o Katyniu – opowiada K. Kisiel.

W latach szkoły średniej, jako uczennica krawieckiej szkoły zawodowej w Wisznicach, uczęszczała na lekcje religii, podczas których frekwencja była 100%. – Raz w tygodniu, po lekcjach, gromadziłyśmy się w sali katechetycznej przy plebanii. Katechetą był ks. Jan Arseniuk. Zachęcał nas do czytania Pisma Świętego. Do kościoła przychodziłyśmy nie tylko przy okazji świąt i niedziel, ale też żeby pomóc w przygotowaniu dekoracji na uroczystości. Moim zdaniem, częstszy kontakt ze świątynią sprzyjał pobożności młodych ludzi, a przez to, że lekcje religii odbywały się w salach katechetycznych, dzieci i młodzież były bardziej związane z Kościołem – zauważa pani Krystyna.

 

Potrzebne i ważne

Wpływ na to, czy dziecko chce uczęszczać na lekcje religii, ma środowisko, przekaz medialny, a także religijność rodziców. – Dużą rolę ma do spełnienia matka – twierdzi Anna Komosa z Ryk, która wspomina, że do oddalonego o trzy kilometry kościoła w środy i soboty chodził na Roraty także jej tata. – Miałam troje rodzeństwa. Mamusia dbała o to, byśmy nie opuszczali religii. Do szkoły chodziłam pieszo ze starszym bratem, a wracałam sama. W okresie podstawówki lekcje religii odbywały się w domu, w którym mieszkał organista, w wydzielonym pokoju. Początkowo prowadziła je pani katechetka, następnie ksiądz, czasami były też prowadzone w kościele. Rozpoczynały się modlitwą do Ducha Świętego, a kończyły dziękczynieniem. Zapoznawaliśmy się z katechizmem i byliśmy pytani o to, czy wywiązujemy się z codziennej modlitwy. Ksiądz zawsze zwracał uwagę na nabożeństwa majowe, czerwcowe i Różaniec w październiku. W szkole średniej lekcje religii prowadzone były głównie na plebanii, niekiedy w kościele, ale uczęszczała na nie zaledwie połowa uczniów. Ja czułam potrzebę obecności na nich. To tak, jak dzisiaj z czytaniem Pisma Świętego – jeśli jednego dnia zrezygnuję z lektury, czegoś mi brakuje – opowiada A. Komosa

 

Przestrzeń do wypowiedzi

W życiu niektórych osób lekcje religii prowadziły do konkretnych wyborów życiowych. Tak było w przypadku s. Edyty Wirtek ze Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim. W gimnazjum za namową katechety wzięła udział w dniach skupienia. Po latach złożyła śluby wieczyste. – Miałam szczęście do katechetów. Lekcji religii w pierwszych klasach szkoły podstawowej nie pamiętam zbyt dobrze, natomiast dużo więcej zapamiętałam z katechez od klasy szóstej – mówi albertynka pochodząca z parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Miętnem, a posługująca w Życzynie. – Kapłani stwarzali przestrzeń bezpieczeństwa do tego, aby móc się wypowiedzieć. W okresie młodzieńczego buntu pytania, jakie stawialiśmy na religii, były czasami dość kontrowersyjne. Księża nie bali się odpowiadać na nie – przyznaje po latach.

JS